[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jasne? Jak niepójdziesz, osobiœcie zawiozê ciê do domu Roya Szubienicy i oddamw jego ³apy.Rozumiesz, co do ciebie mówiê?- Ale.ale.- Ale co, do kurwy nêdzy?! - wydar³ siê DeLaura.- Ale.jjj.ja nie mam zzz.zegarka!- Jezu s³odki - mrukn¹³ detektyw i zacz¹³ zdejmowaæ swój.- Nie trzeba, panie oficerze - odezwa³a siê Zorza unosz¹crêkê ozdobion¹ piêknym zegarkiem.- Dopilnujê, ¿eby wyszed³ oczasie.By³o nie by³o, ja te¿ mam w tym swój interes.Poza tym -doda³a nieœmia³o - nie chcia³abym, ¿eby póŸniej pan wraca³ i.nam przerywa³.Kiedy DeLaura wyszed³ trzasn¹wszy drzwiami, rozeœmia³a siêrozkosznym, niepohamowanym œmiechem.22O godzinie dwudziestej drugiej dwadzieœcia piêæ œmiertelnieprzera¿ony Bylighter wyszed³ przed hotel Clairmont, przeci¹³ulicê i ruszy³ w stronê gêstego, s³abo oœwietlonego parku.Szed³wolno, bo nogi odmawia³y pos³uszeñstwa i w ka¿dej chwili mog³ysiê pod nim za³amaæ.Ze strachu.Z koszmarnego strachu.Zwa¿ywszy jego stan psychiczny - zawdziêcza³ go przedewszystkim nerwowej œwiadomoœci faktu, i¿ ma na plecach tennieszczêsny i jak¿e zdradliwy nadajnik - by³o chyba lepiej, ¿enie zdawa³ sobie sprawy, i¿ jego wyjœcie z hotelu zosta³oskrupulatnie odnotowane przez co najmniej dwudziestu oœmiuczujnych obserwatorów, nie licz¹c oczywiœcie ciekawskiegorecepcjonisty, który ju¿ od godziny siedzia³ w parku i marz³samotnie na zimnej, wilgotnej ³awce, czekaj¹c, a¿ zdarzy siê coœniezwyk³ego, oraz Zorzy która te¿ by go obserwowa³a, gdyby nieby³a zajêta przetrz¹saniem pokoju - szuka³a obiecanej"supertêczy".Tak, na pewno by³o lepiej, ¿e o tym nie wiedzia³, albowiemogrom wysi³ku (w postaci drogiego sprzêtu i si³y roboczej)w³o¿onego w obserwacjê takiego miazglaka i nieudacznika jakPiszczyk naprawdê zatyka³ dech w piersi i przerasta³ jego po-tencja³ umys³owy.W rozdzielonych sufitem pokojach zajmowanych przez ekipyJimmy'ego Pilgrima i Jake'a Locotty wysoko op³acani technicynatychmiast uruchomili noktowizory oraz drogie kamery wideo iprzy pomocy teleobiektywów zaczêli uwieczniaæ ka¿dy chwiejny krokBylightera.Jednoczeœnie obie ekipy nawi¹za³y kontakt radiowy zuzbrojonymi czujkami rozstawionymi na obrze¿ach parku oraz w jegog³êbi; w sumie czatowa³o tam piêciu ludzi.W pokoju mieszcz¹cym siê dwa piêtra ni¿ej - na prawo odpokojów zajmowanych przez techników Pilgrima - dwóch ludziwynajêtych przez nieco mniej ekstrawaganckiego Genera³a pilnowa³oBylightera przy pomocy noktowizorów drugiej generacji, z którychjeden by³ przymocowany do pó³automatycznej strzelby kalibruczterdzieœci piêæ milimetrów, wyposa¿onej w magazynek zdwudziestoma sztukami amunicji.Oni równie¿ utrzymywali kontaktradiowy z obserwatorem naziemnym, na którego komendê mieliotworzyæ ogieñ - naturalnie tylko w wypadku, gdyby szefowigrozi³a ob³awa, bynajmniej nie policyjna.W sumie, obserwacja parku prowadzona przez trzy ró¿ne grupydzia³aj¹ce pod wspólnym mianem "zorganizowanej przestêpczoœci",by³a obserwacj¹ pod ka¿dym wzglêdem profesjonaln¹ i wyj¹tkowodyskretn¹, czego jedynym - i znakomitym - miernikiem by³ fakt, ¿ejak dot¹d ¿adna z trzech ekip nie wykry³a obecnoœci dwóchpozosta³ych.Jednak w przypadku ekipy czwartej rzecz mia³a siê zupe³nieinaczej.DeLaura i kln¹cy jak szewc zastêpca prokuratoraokrêgowego musieli ograniczyæ siê do obserwowania przera¿onegoPiszczyka przez niemal kompletnie bezu¿yteczn¹ lornetkê.Towarzyszy³ im wierny Hallstead, który siedzia³ przy trzeszcz¹cymodbiorniku i ws³uchiwa³ siê w nierówny oddech Bylightera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •