[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tam - pokazała ręką.Na gałęzi jednej z palm przysiadły dwa duże, przeszło półtorametrowej długości ptaki.Ze lśniącymi białymi piórami kontrastowała czarna szyja, głowa i dziób.Ogon, również czarny, przypominał trójkąt.- Przypatrzcie się uważnie! - z podnieceniem zawołał Tomek.- Sally! Patryku! Czy wiecie, jaki to gatunek ibisów?- Czyżby to był.- Tak, tak, Sally.Ibis czczony[99]! A mówiono mi, że już przeszło 30 lat temu wyginął w Egipcie.Patryk pobiegł za Dingiem, obaj straszyli ptaki, które zrywały się na chwilę, by usiąść znowu.- W czasach faraonów mówiono, że ptak ten tak kocha swoją ojczyznę, iż przeniesiony do innego kraju, zatęskniłby się na śmierć - z przejęciem powiedziała Sally.- Może właśnie powrócił z emigracji albo.- Albo? - Sally powtórzyła pytająco.- Albo przenieśliśmy się w epokę faraonów.Tylko popatrz na przyrodę, na zmagających się z nią ludzi.Nic się prawie nie zmieniło od tysiącleci.- Możliwe, że rzeczywiście jesteśmy w epoce faraonów.To przecież wielkie szczęście ujrzeć tego ibisa, szczególną własność księżycowego boga Totha.Bóg ten przedstawiany był w ludzkiej postaci, ale często z głową ibisa.Białe upierzenie ibisa oznaczało światło słoneczne, skóra szyi i głowy - cień księżycowy.Zabicie ibisa traktowano jak zbrodnię.Uznawano go za świętego ptaka.- Podobnie jak wiele innych gatunków ptaków i zwierząt - dodał Tomek.- Owszem.W Egipcie czczono koty, krokodyle, żuki skarabeusze, czaple, byki, psy, szakale, pawiany, lwy.- Podobnie jak w wypadku świętych krów w Indiach wiąże się to pewnie z przyczynami także pozareligijnymi.- Oczywiście, ibis jest ptakiem pożytecznym.Zjada węże, owady, robaki, małe gady - potwierdziła Sally.- Najbardziej ceniono go za pożeranie krokodylich jaj.Och! Tommy! Popatrz tylko, jak śliczne są te flamingi![100]- Czerwonaki małe, najpopularnieszy gatunek z rodziny czerwonaków.Jest ich tu cała kolonia.W wodzie brodziło z zanurzonymi dziobami stado sporych, białych ptaków z zaróżowionymi końcami skrzydeł i różowymi nogami.Mąciły muł nogami, wyławiając głównie rośliny, stanowiące podstawę ich pożywienia.Sally rozbawiło skojarzenie ze strusiami, chowającymi głowę w piasek.A Tomek wypatrzył wreszcie cel i zdjął z ramienia sztucer.Wkrótce na ziemię spadło kilka gołębi i turkawek.Digno aportował je z zapałem.Do wieczora niewiele pokonali drogi, a zmęczenie sprawiło, że postanowili przenocować na statku przycumowanym przy lewym brzegu Nilu.Nikomu nie chciało się rozbijać namiotów.Nowicki zdobył skądś gęste siatki, rodzaj moskitiery, i powiesił je w drzwiach obu kajut.- Może ochroni to twój sen, Sally - powiedział.- Zapraszam jutro na śniadanie.Obudzę waszą hrabiowską, przepraszam, lordowską wysokość - poważnie skłonił się Tomkowi.- Och, może wreszcie się wyśpię - westchnęła Sally, a Tomasz dodał, parodiując modlitwę:- Niech siatka ta ochroni uszy nasze od brzęczenia, a ciała od ukąszeń.Swędzą bowiem niemiłosiernie.Grubo po północy czyjeś szybkie ręce skrępowały mocno człowieka drzemiącego przy sterze.Ocknął się mocno związany i zakneblowany.Dostrzegł ciemne sylwetki przemykające ku pasażerskim kajutom.Aby ostrzec śpiących pod sterówką ludzi, delikatnie, ale regularnie zaczął uderzać stopą o podłogę.Przed drzwiami kabiny zajmowanej przez Tomka i Nowickiego stało czterech ludzi.Jeden z Europejczyków, uzbrojony w rewolwer, szeptem wydawał rozkazy uzbrojonym w długie noże Arabom.Przywódca wymownym gestem przejechał ręką po swoim gardle i szarpnął drzwiami.Tomek i Nowicki spali twardo.Ale lata wędrówek i wiele przeżytych niebezpieczeństw wyrobiły w nich jakiś dodatkowy zmysł.Obudzili się niemal równocześnie.Tomek sięgnął po kolta - prezent od Smugi.Nowicki szeptem zapytał:- Brachu, słyszysz? - szepnął Nowicki.- Coś się dzieje.Stuka miarowo, jakby chciał ostrzec.- Jakiś ruch na zewnątrz.W tym samym momencie ktoś spróbował sforsować wejście.Nie przewidział jednak ochronnej siatkowej zapory i zaplątał się w nią.Kolejny napastnik machnął długim nożem i przeciął siatkę, ale już w następnej chwili wypadł z kabiny z kulą w ramieniu.Za nim, jak burza, ruszył Nowicki, ale strzał oddany z kilku metrów rozorał mu policzek i na chwilę go zamroczył.Tomek spudłował i nagle poczuł potworny ból dłoni.Dosięgło go uderzenie korbacza, po którym upuścił broń.Dingo zaatakował jednego z Arabów, który opędzał się przed nim nożem.A już i Nowicki otrząsnął się z zamroczenia, i rozprawił z kolejnym napastnikiem, po prostu wyrzucając go za burtę.Potem z szybkością, o którą nikt by go nie podejrzewał, ruszył w stronę Europejczyka, który używał bicza.Zderzyli się z impetem i wściekłością.Obaj upadli na pokład.Przeciwnik marynarza poderwał się pierwszy.Teraz mógł użyć korbacza, a w jego rękach była to broń straszna i niezawodna.Bicz strzelał, świstał i wił się niczym niesłychanie niebezpieczny wąż.Nowicki cudem unikał z nim kontaktu i zaczęło mu się wydawać, że przeciwnik tylko się nim bawi.Bicz właśnie ze świstem otarł się o jego włosy.- Teraz kolej na ucho - usłyszał zachrypnięty, szyderczy głos.W sukurs przyszło zawołanie Zagłoby: “Fortelem go, fortelem!”.Nie podnosząc się, przekoziołkował w stronę przeciwnika i chwycił go w pół.Rozpoczęły się zapasy.W zwarciu bicz nie mógł być użyteczny.Także Tomek błyskawicznie podniósł swego kolta i powoli zaczynali wraz z Nowickim zdobywać przewagę.Nim mieli jednak czas, by ogarnąć niezwykłą sytuację, by zrozumieć, co może oznaczać fakt, że w starciu z nimi nie uczestniczy drugi z Europejczyków, ten nagle pojawił się na pokładzie.- Spokój! - krzyknął krótko.Nowickiego i Tomka okrzyk ten zatrzymał skuteczniej niż zrobiłby to strzał z rewolweru, który mężczyzna pewnie trzymał w dłoni.Obok niego, tuż przy ścianie swojej kajuty, stała bowiem Sally z rękami na karku i trzymany za włosy Patryk.Tomek zamarł, a Nowicki odepchnął przeciwnika i nie reagował, mimo że ten wyraźnie nie miał zamiaru dać za wygraną.Wręcz przeciwnie.Z pełnym okrucieństwa uśmiechem zamachnął się biczem.- Spokój, Harry, przecież mówiłem! - jego towarzysz powtórzył z naciskiem.- A ty - zwrócił się do Tomka - rzuć broń!Tomek położył rewolwer na deskach pokładu, tuż przed sobą.- Powoli! - dyktował.- I uspokój psa.Tomek zagwizdał na Dinga, który przywarował u jego stóp.“Stoję za daleko, by zaatakować.Zdąży strzelić do Sally.Może poszczuć psa.Nie, to zbyt ryzykowne.Czegóż, u diabła oni chcą?” - tłoczyły się chaotyczne myśli.- Czego od nas chcecie? - bezwiednie powtórzył na głos.Kątem oka dostrzegł jednak, że na dachu kajuty Sally pojawił się ciemny zarys potężnej postaci.- Czego, do licha, od nas chcecie! - rzucił podniesionym głosem.- Kopnij w moją stronę rewolwer - padła spokojna odpowiedź.Zanim Tomek zdążył ruszyć nogą, zaświstał korbacz i kolt potoczył się po deskach pokładu.Rozległ się głośny śmiech Harry’ego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]