[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A proboszcz dodał potakująco: Ekstra dobra osoba, ale znać to, że się w naszym kraju nie urodziła; cale inny obyczaj.Dobra katoliczka, pobożna.co za szkoda, że cudzoziemka. No, to się powoli przerobić może!  rzekł Bolesław. Chyba nie  rzekł Pukało z cicha  ja na to patrzę, dalifur, z przeproszeniem pańskim, odsamego początku, ale choroba zamiast coby się zmniejszać miała, powiększa się jeszcze zdniem każdym, dalifur.To jest ni fallor zły znak. Pan Bóg odwróci!  szepnął proboszcz, przypatrując się winu przeciwko światła i znaj-dując bursztynowy jego kolor bardzo pięknym. E! mospanie  odparł Bolesław  aby Bóg dał potomka Konradowi, wszystko to minie.u kolebki dziecięcia matki ojczyzna.przywiąże się.a zatem konsolacji przyszłej!I potrącili kieliszkami, ale Pukało westchnął. Pan wie  rzekł na ucho Bolesławowi  jegomość nasz nie żartem myśli na wiosnę z niądo Wenecji jechać.to nas zrujnują te wojaże.Prawda, że tam na miejscu mało co życiekosztuje, bo dom swój mają, ale póki się tam dobić. A jakże tam z substancją, nie wiesz?  zapytał Bolesław  nie mówił Konrad? Niewielem się dowiedział  odparł Pukało  nie widzi mi się, żeby to tam wielkie rzeczybyć mogły.Cały majątek kapitana  statek, a to, dalifur, proszę jegomości, byle dobry wiatrmoże się rozprysnąć i pójść w deski i trzaski.No, a domek, murowanka, co tam może byćwart.Jejmość z sobą przywiozła coś tych cekinów, ale tego ani chce tknąć nasz pan. No? przywiozła?  spytał Bolesław  sporo? sporo? wszak ci to Konrad, jak orzechzgryzć, mógł wziąć w domu spokojniuteńko jakie parę kroć, coby sobie był wioskę kupił,jaką sam chciał.Jak miarkujecie, co to tam być może? A! tego nie wiem  cicho szepnął Pukało  ale szkatuła ciężka. No, to taki coś jest.chwała Bogu  rzekł Bolesław  a nie wiecie, czy szlachcianka? Pan mówi, że to dom zubożały, ale z wielkich patrycjuszów gałęzi. Nie widziałeś aść herbu? Nie, ale mi pan mówił, że mają łódz złotą w niebieskim polu. No! to niczego!  rzekł Bolesław  wszystko dobrze, gdyby nie te fonfry w nosie.71 Proboszcz, jednym uchem słuchając, dodał z cicha: Ale to przejdzie.W tejże chwili wróciła Cazita uspokojona z siostrą Anną i mężem; mąż był zmięszany,skłopotany, a gosposia udawała wesołość tylko, ale i na jej czole znów widać było troskę.Włoszka starała się uśmiechać, zagadywała, była grzeczna, a mąż czytał z jej twarzy, że radabyła, aby się przyjęcie co rychlej skończyło.Tak przeszedł dzień pierwszy, mało różnie następujące; biedne dziecko pracowało nad so-bą usilnie, aby się zbliżyć do nowej rodziny, ale między nią a nimi nie było łącznika próczKonrada, który sam cierpiał, był roztargniony i dopomóc jej nie umiał.Im więcej, głębiej wy-glądała w ten świat obcy, tym się jej straszniej robiło.Tam też całe gospodarstwo składało sięz ciotki Anunziaty, prostej kobieciny, starego Pietra., co w ogrodzie pomagał, ojca, a czasemkuzyna Antonio.Cazita była swobodną, wybiegała, kiedy chciała, boso na brzeg morza, w kapeluszu sło-mianym do ogródka, w prostej sukience płynęli się pomodlić do S.Giorgio Maggiore lub S.Biaggio na Riva.tu tysiące miała różnych prawideł do zachowania, ostrożności, przyzwoito-ści.Była trochę większą panią, ale to państwo zamykało ją, jak w więzieniu, w ciemnymdworze Robnina.musiała pilnować i swojego uśmiechu, i ruchu, i słowa, straciła wesołość,tracąc swobodę.Trzpiotowate dziecię stało się przed czasem zamyśloną i posępną niewiastą.Czy smutek działał, czy klimat  nie wiadomo, ale pod koniec zimy, gdy już skowronkizjawiać się poczęły nad szarą rolą budzącą się do wiosny, Cazita zasłabła, pobladła, poczęłakaszlać, straciła ochotę do życia, płakała tylko, a gdy ją Konrad starał się uspokoić, szeptałamu jedno: Odwiez mnie tam! tam niech tylko popatrzę na Adriatyk, niech odetchnę moim powie-trzem, pobiegnę do mojego ogródka.będę zdrową.będę zdrową.Konrad nie śmiał jej powiedzieć, że on tam może chory będzie, żal mu się zrobiło biednej,ukochanej istoty. Poczekaj  rzekł  niech się zazieleni ziemia, niech ja zobaczę moje lasy w ich świątecz-nych strojach, nasze kwiatki w młodych sukienkach, nasze jezioro rozkołysane.pojedzie-my.Jak Julia w Shakespearowskim dramacie, w tej cudnej scenie nadchodzącego poranka, Ca-zita upatrywała wiosnę nadchodzącą w dniu każdym; przyniosła uszczęśliwiona pierwszylistek dzikiego agrestu, pierwszą rozwiniętą w śniegu przelaszczkę.cieszyła się, gdy lodypękały na jeziorze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •