[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wchodząc, zastała go jeszcze w kaftanie i przy mieczu, zaledwie się rodziewającego.Powolnym krokiem, ułożywszy sobie twarz spokojną, zbliżyła się do niego.Spojrzawszyna nią, Przemysław poznał, a raczej przeczuł, iż niosła mu coś niespodziewanego.Siadła naławie po przywitaniu, aby być; świadkiem wieczerzy, do której służba szybko posługiwała.Książę, natrętnym tym oczekiwaniem żony nieco zmieszany, radził jej odejść, ale go nieposłuchała.Prędko więc dokończył wieczerzy, przeczuwając już, że o coś pytany będzie lubproszony.Natychmiast skinął na dworzan i komorników, aby się oddalili.Ryksa czekała cierpliwie.Dopiero, gdy pozostali sami, wstała, ze swą dziecinną powagąjakąś mówiąc do męża: Nam tu mogą przerwać rozmowę.Muszę na osobności mówić z wami.Chodzmy do ko-mory waszej. Pózno dziś  rzekł wahając się Przemysław  rozmowę wszak możem odłożyć do jutra. Nie  odparła Ryksa. Ja dzisiaj chcę mówić z wami.I nie czekając już odpowiedzi, przodem weszła do izby sąsiedniej, drzwi otwarte zostawu-jąc za sobą.Przemysław musiał iść za nią.Stanąwszy w pośrodku, zwróciła się do niego, jak sędzia do winowajcy, mierząc go bystroprzenikającymi oczyma.Już miała rozpocząć, gdy głosu jej zabrakło, przycisnęła rękę dopiersi, a że tym ruchem przypomniała Lukierdę, książę cofnął się przestraszony.Ryksa długo, bacznie mu się przypatrywała, oczy jej zdawały się sięgać w głąb duszy. Chcę od was dowiedzieć się  rzekła głosem mężnym  prawdziwej historyi o Lukier-dzie.Chciano ją taić przede mną, ja tajemnic żadnych nie znoszę.Są to ciemności, lubięświatło i dzień biały.Mówcie mi.prawdę!Przemysławowi gniew naprzód na twarz wybuchnął, chciał srogim być, uśmierzył sięwprędce.Nie odpowiadając nic, zszedł na stronę i nóż, który miał przyczepiony do pasa, rzucił ztrzaskiem na ławę.Ryksa ani ruchu tego, ni milczenia, ni brzęku się nie ulękła. Jeśli wy mi nie zechcecie mówić o Lukierdzie  dodała  będę musiała wierzyć ludziom,co mówią. Cóż mam ci mówić? Co?!  wybuchnął książę gwałtownie. Ludzie obwiniają mnie,plotą baśnie.Jestem niewinny i to tylko powtórzyć mogę.Jestem niewinny. Lukierda nie zmarła śmiercią swoją  odparła Ryksa. Dlaczegoż ludzie was obwiniają?Skąd te baśnie? Co za pieśni o niej nucą? Pieśni? Głupia ciżba! Głupie pieśni! Co znaczy karczemne śpiewy!Mówiąc Przemysław rzucał się i gniewał.Ryksa przypatrywała mu się, śledząc krok każ-dy. Powiedzcież wy mi prawdę  dodała. Mieliście jakąś inną miłośnicę, to wiem.Nie ro-zumiem  wtrąciła z uśmiechem dumnym  żeby to ją miało wielce obchodzić! Wy wszyscymacie miłośnicę, ale co żona i księżna ma z nimi?Ruszyła ramionami, usta wydęła pogardliwie. Jakże śmiała jedna dziewka jakaś z księżną chcieć się równać? Prawa jakieś rościć? Awy, jak na to mogliście pozwolić? Wiecie wszystko  przerwał jej Przemysław z gniewem. Po cóż pytacie mnie? Nasłu-chaliście się już baśni na zaniku, przyniosły wam je baby usłużne.Wierzcie im sobie, gdychcecie. Ja właśnie prawdy chcę od was, aby nie być zmuszoną im wierzyć  odparła chłodnoRyksa. Więc mówcie.115 Przemysław przeszedł się po ciasnej izbie.Ile razy spojrzał na tego żywego upiora stojące-go przed sobą, na te oczy zimne, szklanne, ostre, które się w niego wpijały, dreszcz przecho-dził po nim. Czego chcesz ode mnie?!  zawołał zrozpaczony. Ja sam nie wiem spełna, co i jak sięstało! Lukierda tęskniła za swoimi, niczym jej nie można było zaspokoić.Płakała, zabijała sięłzami.Odpychała mnie, nie cierpiała. A wy? I jam ją w końcu znienawidzieć musiał  odpowiedział Przemysław. Nie na to mąż, jakja, niewiastę bierze, aby mu ona płacz do domu codzienny wnosiła.Nie miałem potomstwa,nie mogłem go mieć; nie żyłem z nią.Ryksa, stojąc nieruchomo, z oczów go nie spuszczała; gdy mówił, słuchała nie przerywa-jąc.Przemysław, poruszając się wspomnieniami tymi, mówił coraz goręcej. Mnie i siebie dręczyła!  zawołał. Czemuś ją nie odesłał do ojca?Przemko rzucił głową. Wszak prosiła o to. W pieśni  przerwał książę chmurno. Mnie nigdy nie mówiła o tym.Jam nie słyszałprawie jej głosu.Znienawidziły ją sługi, zniechęciła domowników.zabili ją.Brwi Ryksy się ściągnęły, drgnęła. A wy, coście tu panem, dopuściliście.Przemysław rozpostarł ręce: Tak  rzekł  winienem, choć niewinny jestem.Ale na Chrystusa przysięgam, ja nie da-wałem rozkazu, ja nie wiedziałem o zabójstwie. Nieszczęśliwa, słaba, bojazliwa niewiasta!  odezwała się Ryksa. Ja.ja inną byłabymna jej miejscu.Przemysław spojrzał na nią.Stała nieulękniona, smutna tylko. Na jej miejscu, ja bym te sprośne baby dała potracić.Sługi! Niewolnice! %7łeby śmiałytargać się na mnie?! Nie mówcie mi, żeście niewinni! Na coście jej dali i trzymali takie sługi?Przemysław powtórzył bezmyślnie: Nie winienem! Winniście  odparła Ryksa  bo na waszym zamku, pod bokiem pana, nic się stać niepowinno bez jego woli!Milczeli oboje.Ryksa białą ręką pogładziła włosy złote, ustąpiła kilka kroków i na ławieprzysiadła.Rozmowa, którą on miał za skończoną, dla niej była dopiero poczęta.Nie zważała na to, żemąż zbyć się jej chciał widocznie. Tak, wy winniście  dodała  ale winna i ona! W jej miejscu Ryksa królewna postąpiłabyinaczej!Spojrzeli na siebie, młoda pani rąbek, który twarz jej dokoła otaczał, wzięła w ząbki białe igryzła go nimi. Wiem więc wszystko, jak było  rzekła  a widzicie, że się jej losu nie boję.Jestem cór-ką ojca, co nawykł wojować z rodziną, jam gotowa z własnym domem.Mnie te sługi nie za-biją, bo ja je za jedno zuchwałe spojrzenie zabijać każę.A zechcesz mieć miłośnice, nie po-wiem nic! Ale tego niechlujstwa, żeby mi na zamku nie było! Do chlewów z tym brudem!Książę słuchał jej milczący.Wstała powoli z ławy. Tak! Tak!  zamruczała. Prawdą jest wszystko, co pieśń mówi! Nieszczęśliwą zamę-czyli! Ludzie mówią, żem ja do niej podobna.To być nie może.Ja czuję w sobie, że nie da-łabym się, jak w sidła złapane ptaszę, udusić! Nie!Przemysławowi dolegało już to powtarzanie i, zwracając się ku niej, rzekł chcąc zakoń-czyć rozmowę:116  Tak.była sama sobie winną.i jam winien był; najwinniejsze te baby przeklęte! Aledziś to niepowetowane sprawy! Nakazałem modlitwy, zakupiłem nabożeństwa, uspokoiłemsumienie.Nie mówcie o tym, nie jątrzcie rany!Ryksa popatrzała nań. Między nami tajemnic być nie powinno  odezwała się z powagą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •