[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niespokojne ruchy, niespokojne szepty.Naprawdę musiał się już położyć spać.- Co to znaczy? - zapytał ktoś głębokim głosem.RussellStoker, zarośnięty olbrzym.Jak można przy podobnymwyglądzie zadawać pytanie z tak żałosną skargą?- To znaczy, że już tego nie da się powstrzymać - odparłChristopher ze znużeniem.- A ludzie jeszcze za to płacą.Dobrowolnie wstępują do Koherencji! - Właśnie to niemieściło mu się w głowie.- Dobrowolnie - powtórzył.- Tylko dlatego, że nie znają prawdy - wtrącił sięJeremiah Jones.- Tylko dlatego.Nikt by tego nie zrobił,wiedząc, co to znaczy i do czego prowadzi.- Jesteś tego pewien? - rzuciła matka Serenity.Jeremiah Jones, jak gdyby w ogóle nie usłyszał tej uwagi.- Sami to zobaczymy, jestem przekonany.Kiedypierwszego lipca ukaże się nasz artykuł.- Zacisnął pięść.-On coś zdziała.Nawet jeśli tekstu przeznaczonego do drukuw gazetach nie mogę już zmienić, to mail poszerzę o to,czego dowiedzieliśmy się ostatnio.Zaraz się tym zajmę.Tobędzie najważniejszy tekst, jaki do tej pory napisałem.- O, tak!  zawołał ktoś głośno.Rozległo się mnóstwooklasków, jak gdyby wiwatowano na cześć stojącego na podium sportowca.Christopher się rozejrzał.Nikt nie protestował.Pozamatką Serenity nikt nie wyraził najmniejszych nawetwątpliwości.A on sam? Już wystarczająco często powtarzał, że nie majążadnych szans, by powstrzymać Koherencję.Jednaknajwyrazniej nikt nie chciał go słuchać.Zresztą, przecież toi tak by niczego nie dało.Christopher więc się nie odzywał, tylko w milczeniuzdejmował schematy z tablic i zwijał w rulony. 29 | To było paskudne uczucie: nie wiedzieć, co sięwokół dzieje.A Brad ostatnio doświadczał go coraz częściej.Inni coraz częściej porozumiewali się przez Lifehooka,przez co czuł się niczym outsider, jak gdyby obgadywano goza plecami.Nawet jeśli w rzeczywistości tego nie robiono,znalazł się na uboczu.Nic dziwnego, że już nie bawił się zeswoją paczką tak dobrze, jak kiedyś.I wszystkiemu winien był ten cholerny chip.Kolejnypowód, by znienawidzić Lifehooka.A przecież zbliżało sięlato, najważniejsze lato w życiu! Normalnie, teraz nastałbyczas niekończących się imprez, leniwych popołudni nabasenie, długich przejażdżek z odsuniętym dachem,szalonych nocy, alkoholu i seksu do woli.Wszystko odwołane.Dzięki panu Salzmanowi i jegogłupiemu wynalazkowi.Brad postanowił, że się jednak nie da.On, Brad Wheeler,nie będzie prosił, by jakieś Lifehookowe ćpuny łaskawieścierpiały jego towarzystwo.W życiu nie dałby sobie wetknąć czegoś takiego do głowy.Już na samą myśl przechodził go dreszcz.O nie, wcale ich nie potrzebował.Skorzystał więc z okazji,aby skupić się na innych ważnych dla siebie sprawach.Brad nikomu o tym nie mówił, bo wydawało sięobciachem i przeciwieństwem tego, co modne, alez powodów niejasnych nawet dla siebie samego czułogromną słabość do prac artysty o nazwisku Antonio Solitar, od kiedy zobaczył je po raz pierwszy.Prawie nikt nie znałtego grafika, jego nazwiska nie umieszczono w żadnymleksykonie, a jego dzieła nie wzbudzały wielkiegoporuszenia.Brad wiedział o nim tylko tyle, że pochodziz Hiszpanii, że jako dziecko przyjechał do Kanady i żemieszka gdzieś w okolicach Toronto.Z zasady rysujeołówkiem, wyłącznie widoki miast oraz rejonówprzemysłowych.Jednak w taki sposób, że oczarował Brada.Brad miał dwanaście lat, kiedy w jakiejś gazecie zobaczyłpewien obrazek, który po prostu musiał sobie wyciąći zachować, bo wciąż nie potrafił nasycić się jego widokiem.Nazwisko artysty już kiedyś obiło mu się o uczy, ale taknaprawdę zapamiętał je dopiero kilka lat pózniej.Wtedyw księgarni natknął się na cienki album z rysunkamiAntonia Solitara, okropnie drogi, który jednak natychmiastkupił.Brad już jako szesnastolatek w zupełnie wariacki wewłasnym mniemaniu sposób nabył oryginał dzieła Solitaraprzez Internet, prosto ze strony prowadzonej przez galerięw Toronto.Prosty rysunek, od tamtej pory wiszącyw ramkach na ścianie ponad łóżkiem chłopaka.Przedstawiałtylko drogę i pojedyncze drzewo na jej skraju, ale ukazanetak mistrzowsko, że Bradowi wręcz odbierało mowę.Drogabyła pusta, drzewo skarłowaciałe, całą scenerię przysłaniałamgła.Z rysunku emanowała tak ogromna samotność,tęsknota za wspólnotą, że naprawdę aż bolało, zwłaszczaw sytuacji, w której się obecnie znalazł. Obciachowe, powiedziałby niejeden jego rówieśnik.Aledla Brada przejmujące.Jednak największą, osobistą tajemnicę Brada stanowiło to,że kilka lat temu sam zaczął rysować.Jasne, nie było łatwo,ale rysowanie niesamowicie wciągało.A on bardzo chciałumieć tak rysować, by swoimi dziełami, wzbudzająceu oglądających równie silne uczucia.Nie kosztowało to przecież wiele.Blok papieru, zestawołówków różnej grubości oraz twardości i już możnazaczynać.Od kiedy Brad sam wziął się za rysowanie, jego podziwdla sztuki Antonia Solitara jeszcze bardziej wzrósł.Z biegiem czasu zdołał nawet opanować perspektywę.Aleszczegóły! Już samo ich dostrzeganie stanowiło sztukę.A to,by kiedy już się je zauważy, oddać je chociażw najmniejszym stopniu, bardzo długo zdawało się Bradowipo prostu niemożliwe.Nieraz ciskał blok rysunkowy i ołówekw najdalszy kąt szafy, obiecując sobie, że już ich nie tknie.Teraz, kiedy niewiele spraw odciągało jego uwagę,samotnie jezdził po okolicy, wyszukiwał interesuje widoki,a potem rysował całymi godzinami.Wydało mu się, żestopniowo robi pewne postępy.Nie, żeby jego obrazkiwyglądały dobrze.Ale i tak wyglądały lepiej od tychwcześniejszych.Podczas owych wyjazdów przychodziło Bradowi na myśl,że może rzeczywiście odmawianie robienia tego, co robią inni, ma coś wspólnego ze stawaniem się dorosłym.Okazało się, że jednak nie całkiem o nim zapomniano.Pewnego dnia zadzwonił do niego Pete, z zaproszeniem nagrilla, urządzanego czwartego lipca.- Kiedy, jak wiadomo, obchodzę urodziny - dodał,dumny, że tego samego dnia przypada także świętonarodowe.- W Dzień Niepodległości! Przyjdziesz, prawda?Brad się wahał.- Nie wiem, czy to dobry pomysł.Ostatnio czuję się odwszystkiego odsunięty, zupełnie na marginesie, bo macie teswoje Lifehooki.- Serio?  Peter zdawał się szczerze zdumiony.- Przepraszam - powiedział Brad.- Ale wiesz, to wcalenie jest zabawne, kiedy wszyscy świetnie bawią się czymś,czego w ogóle nie łapię.- Hmm.Rozumiem.W każdym razie, naprawdę będężałował, jeśli nie przyjdziesz.Zwłaszcza że specjalnie dlaciebie zaprosiłem Tiffany.Brad omal nie upuścił telefonu.- Tiffany Van Doren?- A ile Tiffany znasz? - odpowiedział Pete pytaniem.Oczywiście Brad znał tylko tę jedną Tiffany.I przypadkowo niezwykle mu się podobała.Tiffany nie tylkowyglądała świetnie, ale i miała coś w głowie.Konkretna,serdeczna, potrafiła się szczerze śmiać& ściśle rzeczujmując, Tiffany Van Doren była jedyną dziewczyną, z którą Brad Wheeler zdecydowałby się na poważniejszy związek.I jedyną, która do tej pory nie okazywała mu żadnegozainteresowania.- Teraz nie muszę ci odpowiadać, prawda?- Jasne, że nie - odparł Peter z uśmiechem - Chciałemtylko, żebyś wiedział. 30 | I znowu niekończąca się podróż przez pustynię.Znowu opustoszałe drogi między polami, a przy nichzakurzone motele oraz stacje benzynowe, wyglądające, jakgdyby je porzucono, zapomniano tylko powyłączać neony.Ziemia niczyja.A jednak Pole było tutaj silne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •