[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liam, ubrany w brązową marynarkę i kamizelkę, był już niemal gotowydo podróży.Bob założył lnianą pasiastą koszulę i utytłane bawełniane spo-dnie.Beki już wkładała gorset.- Beki, zostaniesz ze mną.Sal pojedzie zamiast ciebie.Jednostka przestała mocować się z węzłami z przodu gorsetu.- Czy to wskazane?- To Nowy Orlean.- Maddy wzruszyła ramionami.- Czym tu się martwić?Zresztą, nie jedzie sama.Bob i Liam się nią zaopiekują.Jednostka pomocnicza posłusznie skinęła głową i zaczęła się rozbierać.Maddy wskazała małą wnękę, w której stały łóżka.Znajdowała się tamkotara, którą można było zaciągnąć w razie potrzeby.- Lepiej zrób to tam, Beki.Ostatnie, czego teraz potrzebowali, to pobudzony grą hormonów Liam.- Sal, rozumiesz, że to tysiąc osiemset trzydziesty pierwszy rok?- Jasne. Cholera, zaraz mi się za tę niezręczność dostanie.- Maddy przygryzławargę.- To czasy niewolnictwa.Sal chłonęła wzrokiem wykończenia sukni i gorsetu, pragnąc jak najszyb-ciej wziąć strój w ręce i go przymierzyć.- Tak, wiem - odparła z roztargnieniem.- Cóż.twoja, hmm.no wiesz.masz smagłą skórę. Sal podniosła wzrok na Maddy.- Co?Maddy z zawstydzeniem zaszurała nogami.- Mówię tylko, że możesz być traktowana.mogą cię nazywać.- Nie jestem czarna! Jeśli to właśnie chcesz powiedzieć.- Nie, ale próbuję tylko.- Shadd-yah! Jak ktoś ma smagłą cerę, to od razu musi być z Afryki? Może-cie nas wszystkich wrzucać do jednego worka tylko dlatego, że nie mamybiałej skóry? - Na czoło Hinduski wystąpiły bruzdy gniewu.- Jestem Azjatką!- potrząsnęła głową i wywróciła oczami, po czym odwróciła się i ruszyła zaBeki w kierunku łóżek.Zwisnęła za nimi zasłona.- Chciałam tylko powiedzieć.że ówcześni ludzie mogli nie stosować ta-kiego rozróżnienia - tłumaczyła się Maddy coraz słabszym głosem. Niezle, Maddy.- Aj tam.trudno - powiedziała i odeszła w stronę komputerów.- Dobra,Liamie, Bobie, proponowana sygnatura czasowa to piąty kwietnia tysiącosiemset trzydziestego pierwszego roku, zrzucę was kilka godzin przedśmiercią Abrahama pod kołami wozu.W artykule napisano, że wypadekmiał miejsce wieczorem, czyli prawdopodobnie koło piątej lub szóstej.Wy-lądujecie o czwartej po południu.Znalazłam mapę dzielnicy portowej w No-wym Orleanie z około tysiąc osiemset trzydziestego czwartego roku, czylimniej więcej z tego samego czasu.Portal otworzymy w budynku, który wy-gląda na jakiś magazyn.Sprawdziła coś na jednym z ekranów.Uruchomili sondę gęstości, abysprawdzić, czy w pobliżu nie występują żadne przeszkody.>Zaprzeczam.W pobliżu lokalizacji sygnatury czasowej nie występują za-kłócenia.Skinęła głową, wyraznie usatysfakcjonowana tą odpowiedzią.Znalezliustronne miejsce.- Wóz rozjechał młodego Abe Lincolna na Powder Street, którą na mapiezaznaczono tutaj.To tylko minuta, dwie pieszo od punktu zrzutu.To jednaz głównych ulic.Jestem pewna, że bez trudu ją odnajdziecie.Każcie waszymnosom podążać za smrodem końskich odchodów.Liam parsknął.Nawet w tysiąc dziewięćset dwunastym - w jego czasach -wszystkie ruchliwe ulice Corku były obsiane małymi kopczykami odcho-dów rozjeżdżanych przez wozy, zamiatacze ulic mieli dosłownie kupę ro-boty.- Jak rozpoznamy faceta, którego trzeba uratować? - spytał.- Wiemy oczy-wiście, jak wyglądał w sile wieku: broda, wielkie krzaczaste brwi.ale terazjest młody, co nie? Mamy jego zdjęcie z czasów młodości?- Nie, żadne się nie zachowało.Nie w takim wieku, w jakim jest teraz. - Informacja - odezwał się Bob, napinając mięśnie pod koszulą, która z za-łożenia miała być luzna, ale ledwo się na nim dopinała.- Chociaż technologiafotograficzna już wówczas istniała, uwiecznianie portretów na taśmie celu-loidowej nie zdążyło się jeszcze upowszechnić.- Właśnie - zgodziła się Maddy.- A w tamtym czasie nikt jeszcze nie po-dejrzewał, że ten człowiek stanie się kimś ważnym.Na razie to pan Nikt.Osoba, której nie warto robić zdjęcia.- Wzruszyła ramionami.- Cóż, przy-najmniej na razie.Zerknęła na stronę z danymi, które skompilował komputer- Bob.- Wiemy tylko tyle, że opisywano go jako bardzo wysokiego i chudego nie-chluja.- Wskazała ekran, na którym wyświetlał się prezydencki portret Lin-colna w formacie JPEG.- Popatrzcie na te niesamowite brwi.wyglądają jakgniazda małych myszek uwite nad oczami.To musiała być jego cecha cha-rakterystyczna, nawet kiedy był młodym człowiekiem.Bob skinął głową.- Informacja: po pełnym uformowaniu się czaszki rozwój obszaru wokółoczodołów jest bardzo ograniczony i choć pozostałe elementy fizjonomii -jama nosowa i tkanka chrzęstna, tkanka miękka wokół uszu, dolna częśćszczęki - wciąż.Maddy dała mu znak dłonią, żeby zamilkł.- A to oznacza, że prawdopodobnie nawet jako dziecko zawsze wyglądałżałośnie.- Wytarła zakatarzony nos.- Tak czy siak, musicie wypatrywać du-żego i wyładowanego beczkami whisky wozu z napisem GORZELNIA BRACICOSTEN na boku.Jeśli jakiś wysoki, smętny idiota będzie chciał pod niegowejść, zwyczajnie go powstrzymajcie.Proste.Liam uniósł brodę, aby dopiąć guzik przy kołnierzu.- Kaszka z mleczkiem, co, Bob?Bob potwierdził tubalnym głosem.- Jak sobie radzisz, Sal?! - krzyknęła Maddy.- Już prawie skończyłam.- Zza zasłony dobiegł rozpromieniony głos, wno-sząc po jego brzmieniu, dziewczyna już wyrzuciła z pamięci niefortunnąuwagę a propos koloru jej skóry.- Trochę tylko na mnie za duża.- Maksymalnie zaciskam jej gorset, żeby lepiej się czuła - dodała Beki.- Hej! - Maddy spochmurniała.- Hej! No nie.nie mów tak.Zabrzmiało totak, jakbym była roztyłym kaszalotem.- Spojrzała na swoje odbicie w plek-siglasowym naczyniu translokacyjnym.- No dobra, czyli nie jestem aż takwychudzonym wieszakiem na ubrania - mruknęła do siebie.- Gotowe - powiedziała Beki i odciągnęła zasłonkę na bok.Liam aż wstrzymał oddech, a Maddy bezwiednie z uznaniem pokiwałagłową. - Proszę, proszę, dużo bardziej ci w tym do twarzy niż w bluzie z kaptu-rem!Sal wygładziła gorset i spódnicę.- Jakoś dziwnie się czuję.- Uśmiechnęła się.- Czuję się jak.blee, Jahulla!To zabrzmi strasznie lamersko, ale.czuję się jak księżniczka.Maddy aż klasnęła w dłonie.- Wiem, wiem.to niesamowite, co? - Rzuciła spojrzenie na Liama i Boba.- Zwietnie, wszyscy wyglądacie jak fircyki z epoki.Teraz rozbierzcie się iwłóżcie ubrania do worków.Jedziecie na mokro.Dziesięć minut pózniej, ubrani w samą bieliznę, unosili się na wodzie wcylindrze translokacyjnym.- Tym razem czeka nas łatwa i przyjemna misja - powiedziała Maddy,która przycupnęła na ostatnim stopniu drabiny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •