[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tak by chciał poznać dokładniej rolę bojarzyna Szakłowitego, ale podręcznik o tej roli prawie nic nie wspominał.Ulicą szły dzieci.Korneliusz przyśpieszył kroku i zrównał się w końcu z jakąś dziewczynką, popatrzył na jej lekko błyszczącą teczkę ze sztucznego tworzywa i powiedział na głos:- After morning tea I go to school.Przy czym wypowiedział to mniej więcej poprawnie.- Cóż to? - zapytała dziewczynka, odwróciwszy się.- Czyżby pan tę lekcję przerabiał?- Właśnie przerabiam - przyznał się Udałow.I poczerwieniał od mimowolnego kłamstwa.W szkole uczył się niemieckiego, ale później językami się nie zajmował.I dziwne było nie to, że powiedział po angielsku jedno zdanie, wiedząc przy tym, że jest ono rzeczywiście angielskie.Zdanie mógł przypadkowo podsłuchać i zapamiętać.Dziwny był fakt, że Udałow znał cały podręcznik języka angielskiego do klasy piątej.Cały, calusieńki.I mógł na każde zawołanie zacytować dowolną stronę, włącznie z notką wydawniczą zamieszczoną na ostatniej stronie, gdzie wymieniono nakład, nazwisko korektora i datę oddania podręcznika do druku.Potem, myśląc o tych wydarzeniach, Udałow nie mógł sobie darować, jak to się stało, że od razu na to nie wpadł, iż to jest właśnie ten kosmiczny dar.Ale wtedy się nie domyślił.Zdziwił się tylko i poszedł dalej.Na ławce przy technikum siedzieli przyszli pracownicy żeglugi śródlądowej i wkuwali trygonometrię.Do głowy Udałowa wtargnęły tangensy oraz inne funkcje i z miejsca przemieszały się z wyczerpującymi wiadomościami o przygotowywaniu mącznych dań, gdyż z sąsiedniego domu wyszła akurat otyła kobieta z książką kucharską w ręku.“Dziwna rzecz - pomyślał Udałow.- Co to człowiekowi chodzi po głowie".Przy wejściu na rynek na chwiejącym się stoliku leżał stos białych książek.Obok - garść monet w różowej mydelniczce.Na okładce pod wizerunkiem starożytnej królowej widniał napis: “Tajemnica złotej trumny".Wiele ludzi, wychodząc z rynku, zatrzymywało się przy stoliku i kupowało książkę, mając nadzieję, że to kryminał lub książka szpiegowska.Znajomy Udałowa, pracownik miejscowej gazety, Misza Standal, także nabył książkę o złotej trumnie i przywitawszy się z Korneliuszem zapytał:- A wy nie kupujecie?- Nie interesuje mnie archeologia - odpowiedział głośno Udałow.- Ta publikacja jest nudna jak flaki z olejem.- Proszę państwa! - nie pozwoliła mu dokończyć sprzedawczyni.- Gorąco polecam powieść o tajemnicach Egiptu.Kto zabił Nefretete? Zagadka starego domu na brzegu Nilu!- Otóż to - przemówił mentorskim tonem Standal.- Mało czytacie, Korneliuszu Iwanowiczu.- Czytam, ile mogę - odparł Udałow z godnością.- Nie mniej od innych.Ale ta praca ma charakter specjalistyczny.Dla fachowców.- Skąd on może wiedzieć - powiedziała sprzedawczyni.- Dostaliśmy tę książkę dopiero dziś w nocy.Poza tym stoję tu zaledwie piętnaście minut.Jacy to są ludzie! Plotą niestworzone historie, aby tylko komuś humor zepsuć.- Ach tak! - oburzył się Udałow, tracąc panowanie nad sobą.- To proszę, otwórzcie swoją tajemnicę na stronie.przypuśćmy, na stronie sto trzydziestej.Otworzyliście? Zaczynani jedenasty wiersz od góry.Standal przewracał strony.Wokół zgromadził się tłum gapiów.“Tutaj właśnie, w północnej części stolicy - przymknąwszy nieco oczy, recytował Udałow - zostały znalezione ozdoby z imionami innych królów i królowych: w ograniczonej ilości należące do Amenhotepa IV, w wielkiej ilości do Semnochkere oraz Tutenchamona.Razem z tabliczkami Nefretete."- Dosyć! - krzyknął Standal.- Jesteście iluzjonistą?- Misza - powiedział Udałow z wyrzutem.- Przecież mnie znacie.Mnie każdy pies zna w tym mieście.Udałow odwrócił się szukając poparcia wśród tłumu.Wiele ludzi stało wokół, trzymając w rękach otwarte na sto trzydziestej stronie białe książki; poruszali wargami, sprawdzając Udałowa.- Nie ma tak dobrze - powiedział łysy facet w bluzie.- Powiedz pan lepiej coś ze strony sto dwudziestej, choć jeden wiersz.I od samej góry.Możeś się, bratku, sto trzydziestej specjalnie wyuczył.- Proszę bardzo - powiedział Udałow.- Tylko nie o to chodzi.- Mów pan, mów pan! - Ludzie zaczęli szukać strony sto dwudziestej.- Państwo by lepiej za książki płacili! Okładka biała, a wszyscy biorą do ręki.Kto mi później kupi? - żaliła się sprzedawczyni, ale jej nie słuchano.- “le lat żyła ona" - powiedział Udałow.- Oczywiście “le" zostało przeniesione ze strony sto dziewiętnastej, która kończy się wyrazem “wiele".- Bezbłędnie, a niech go gęś kopnie! wpadł w zachwyt człowiek w bluzie.Wyjął z kieszeni bufiastych spodni wojskowych wielkie czerwone jabłko “jonathan" i podał Udałowowi.- Jedz, nie wstydź się.Z takim talentem powinieneś się dalej uczyć.- Dziękuję - powiedział Udałow, pesząc się strasznie.Wyobraził sobie nagle, jak on musi wyglądać w oczach kogoś, patrzącego na to z boku.Stoi sobie kierownik miejskiego przedsiębiorstwa budowlanego przy wejściu na rynek i mamrocze o starożytnej Zjednoczonej Republice Arabskiej.Zrobiło mu się wstyd.- Korneliuszu Iwanowiczu - powiedział Standal, doganiając Udałowa, który usiłował się wymknąć.- Musze z wami pomówić.W ślad za nim rozbrzmiewał głos sprzedawczyni, która wreszcie odzyskała mowę.- Kupujcie nowy kryminał o tajemnicach sarkofagów! Kto zabił Nefretete i jej męża? Dzisiaj dostaliśmy z Moskwy.Standal nie zdążył schwytać Udałowa za łokieć, gdy nowe wydarzenia odwróciły uwagę naszego nawiedzonego bohatera.Po ulicy, zadarłszy głowy do góry w tym celu, aby obejrzeć wierzchołki cerkwi Praskowii Płatnicy, szła grupa zagranicznych turystów, rzadko pojawiających się w Wielkim Guslarze.Grupa składała się głównie ze starszych dam z pięknie ufryzowanymi puklami siwych włosów, w kapeluszach przyozdobionych papierowymi i nylonowymi kwiatami.Mężowie tych kobiet, zaoceaniczni emeryci, poobwieszani byli aparatami fotograficznymi, “Polarois" bądź “Canon", i mieli całkiem rześki wygląd.Turyści z ożywieniem dzielili się uwagami.Udałow jadł czerwone jabłko i nie mógł ruszyć się z miejsca, ponieważ wszystko rozumiał.Do ostatniego słowa.I nawet znał słowo w słowo treść angielsko-rosyjskich rozmówek, które wystawały z tylnych kieszeni zagranicznych gości.Turyści rozmawiali ze sobą z wyraźną intonacją wykrzyknikową.- Cóż to jest, do diabła! Co za porządki!- Co za wspaniała barbarzyńska architektura!- Mój Boże, jaka tu wilgoć w tym miasteczku!- Pani Henry, niechże pani tylko popatrzy na tego tuziemca z jabłkiem w ustach.Jaki on jest pocieszny! Co za słowiańska bezpośredniość!- Diabli wiedzą, co za porządki! Czas na śniadanie, a tłumaczka gdzieś się zapodziała!- Ta cerkiew wyglądałaby zadziwiająco na tle katedry Notre Damę de Paris!- Co za skandal! Płacimy pełnowartościową walutą, a tłumaczka gdzieś przepadła!- Ach, co pan mówi!- Niechże pani tylko popatrzy na tego tuziemca z jabłkiem w gębie!I wtedy Udałow zrozumiał, że tuziemiec to on.Wówczas ogarnął go gniew.Zrobił krok naprzód i przemówił z miłym brooklińskim akcentem:- Proszę wybaczyć nieuczonemu tuziemcowi, ale chyba powinniście państwo skręcić teraz w lewo.Wyjdziecie prosto na hotel “Wołogda".- Ach! - powiedziała pani Henry.- Przepraszam, co pan powiedział?- Przecież wyraził się nie mniej jasno niż prezydent Nixon - odparł jej mąż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]