[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Są tu jakieś przełączniki od ogrzewania.Mogę włączyć?- Możesz! - odkrzyknąłem.W chwilę potem w garażu rozległ się szum dmuchaw tłoczących rozgrzane powietrze.Oparłem się głębiej w fotelu kierowcy i delikatnie przesunąłem dłońmi po lewej nodze.Nogawka była ciasno opięta, bez najmniejszej zmarszczki.Moja cholerna noga puchła.I bolała.Boże, jak bolała!Leigh wyszła z biura, wspięła się do szoferki i usiadła obok mnie.Po raz kolejny powiedziała mi, że fatalnie wyglądam, ja zaś z niewia­domych przyczyn wróciłem myślą do tamtego wieczoru, kiedy Arnie jechał tu swoją Christine, a konkretnie do ojca tłustych dzieciaków, o którym Arnie powiedział, że wygląda jak Robert Deadford.Śmialiś­my się wtedy do rozpuku.Zacisnąłem powieki, by powstrzymać napływające do oczu łzy.Ponieważ nie mieliśmy nic do roboty oprócz czeka­nia, czas wlókł się niemiłosiernie powoli.Była za kwadrans druga, potem druga.Na zewnątrz śnieg zgęstniał odrobinę, ale nie za bardzo.Leigh wysiadła z ciężarówki i nacisnęła guzik zamykający drzwi.W garażu zrobiło się jeszcze ciemniej.Wróciła, usiadła w swoim fotelu i powiedziała:- Po prawej stronie drzwi jest zamontowane dziwne urządzenie.Przypomina trochę czujnik zdalnego otwierania, jaki mieliśmy w garażu w Weston.Wyprostowałem się raptownie i spojrzałem w tamtym kierunku.- O, Boże.- Co się stało?- Bo to jest czujnik zdalnego otwierania drzwi.A w Christine został zamontowany jeden z nadajników.Arnie powiedział mi o tym w Święto Dziękczynienia.Musisz go zepsuć, Leigh.Najlepiej tym kijem od szczotki.Ponownie wysiadła z samochodu, podniosła z posadzki kij od szczotki, stanęła przy drzwiach i zaczęła dźgać nim w umocowany przy górnej krawędzi futryny czujnik.Wyglądało to tak, jakby próbowała zabić karalucha kryjącego się gdzieś pod sufitem.Po pewnym czasie jej wysiłki zostały nagrodzone trzaskiem pękającego plastiku i brzękiem tłuczonego szkła.Wróciła wolnym krokiem do ciężarówki, cisnęła w kąt bezużyteczny już kij i usiadła obok mnie.- Dennis, czy nie uważasz, że już najwyższy czas, żebyś wreszcie powiedział mi, co właściwie zamierzasz?- Co masz na myśli?- Doskonale wiesz, co mam na myśli - odparła, wskazując ruchem głowy zamknięte drzwi.Pięć brudnych kwadratowych okienek umieszczonych mniej więcej w trzech czwartych ich wysokości wpusz­czało do środka przyćmione światło.- Kiedy się zupełnie ściemni, otworzysz je, prawda?Skinąłem głową.Same drzwi były wykonane z drewna, ale ich szkielet stanowiły grube metalowe płaskowniki, prawie takie same, z jakich budowano klatki staroświeckich wind.Christine z pewnością nie zdołałaby przebić się przez nie i uciec na wolność.W każdym razie miałem taką nadzieję.Robiło mi się niedobrze na myśl o tym, jak niewiele brakowało, żebyśmy zapomnieli o zdalnym otwieraniu drzwi.Tak, chciałem otworzyć je o zmierzchu.Tak, chciałem wpuścić Christine do środka i uwięzić ją w garażu.Tak, chciałem użyć Petunii, by zgnieść ją na placek.- W porządku - powiedziała Leigh.- Rozumiem.Ale w jaki sposób zamkniesz drzwi, kiedy ona już znajdzie się w środku? Może w biurze Darnella jest jakiś przycisk, którym da się to zrobić, ale ja nic takiego nie zauważyłam.- Z tego co wiem, nie ma takiego przycisku - odparłem.- Będziesz musiała stać tam z palcem na guziku.- Wskazałem miejsce po prawej stronie drzwi, znacznie poniżej szczątków czujnika, gdzie znajdowało się urządzenie do ich ręcznego zamykania.- Schowasz się w cieniu, a kiedy Christine wjedzie do środka - zakładając, że to zrobi - naciśniesz ten guzik i uciekniesz czym prędzej na dwór.Drzwi się zatrzasną, a Christine znajdzie się w pułapce.- A ty razem z nią - powiedziała Leigh, marszcząc brwi.- To paskudnie cuchnie, żeby zacytować słowa nieśmiertelnego Wordswortha.- Nie Wordswortha, tylko Coleridge’a.Nie ma innego sposobu, Leigh.Jeżeli będziesz w środku, kiedy drzwi zaczną się zamykać, zginiesz pod kołami Christine [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •