[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby nie była całkiem pochłonięta pasją Zaranth… Ale czy ją ktokolwiek kiedyś czule całował? Pochylił głowę i delikatnie dotknął ustami jej warg.Och, miejmy nadzieję, że została jeszcze na tyle kobietą, by to poczuć! Nie spodziewał się, że przy tym pocałunku, który miał być niewymownie delikatny, przeszyje ich taka iskra pożądania.Tai gwałtownie zadygotała.Instynktownie objął ją mocniej.— Wybrałaś mnie, Tai.Wybrałaś mnie — zawołał, ale nagle zesztywniała w jego objęciach.Kołysząc ją, całował twarz, policzki, usta, szyję.— Wybierz mnie, Tai — błagał, czując, że nadeszło smocze, a nie ludzkie pożądanie.I nagle sam stał się Golanthem.Dobrze wystartowała, a potem nagle skręciła w bok, umykając przed nim niezwykle silnymi uderzeniami skrzydeł.Była duża jak na zieloną i podobało mu się to.Wolał zielone od złotych.Złote zawsze zachowywały się, jakby to był wielki zaszczyt dla spiżowego.Za to zielone potrafią okazać wdzięczność.A już na pewno są bardziej namiętne od złotych.Może dlatego, że częściej mają ruję.Umknęła na prawo, a on leniwie poszedł w jej ślady.Niech się trochę zmęczy.Można poczekać.Warto poczekać.Dla niej naprawdę warto.Był taki ostrożny, nie zachowywał się wobec niej władczo, ale wyraźnie dał innym do zrozumienia, że wybiera tę zieloną dla siebie.Oszczędzał siły, kiedy tylko mógł, wiedząc, że inne smoki są bardzo zmęczone.Ale on jest przecież Golanthem! Z Bendenu! Synem Mnementha, z jaja Ramoth! Godzien szlachetnych rodziców!Złożyła skrzydła na plecach i zanurkowała łukiem.Pomknął za nią.Czy zdawała sobie sprawę, jak blisko jest do ziemi? O tak, dobrze o tym wiedziała.Wystrzeliła dumnie w niebo, sięgając głową niskich chmur gromadzących się nad wzgórzami.Aha, chce się zabawić? Rozejrzał się błyskawicznie sprawdzając, czy do pościgu nie dołączyli konkurenci i śmignął jej śladem.W chmurach słońce odbijało się od lśniącej skóry Zaranth, więc szedł jej tropem, ciekaw, czy smoczyca wie, dlaczego tak łatwo jest ją odnaleźć.Zakręciła na czubku skrzydła, a on, znając te okolice lepiej niż ona, zrobił to samo i wystrzelił w górę ponad wąską przełęczą.Jeśli myślała, że da się nabrać na tę sprytną sztuczkę, to go nie doceniała.Cóż, niedługo doceni.Wzniosła się ponad mgliste czoło chmur, w rejony rzadszego powietrza, a potem runęła w dół.Bez trudu naśladował ten manewr.Prawie ją wyprzedził, ale zwolnił w sam czas, więc znów się jej nie udało.Wymykała się, wywijała i znów ruszała do góry, tym wdzięcznym ruchem, jakiego nigdy jeszcze nie widział u zielonej.Och, cóż za niezwykła zdobycz! Ależ ją kocha! A ona go wybrała!Znów znaleźli się w chmurach; szedł jej tropem, kierując się czerwonymi rozbłyskami oczu.Potem, gdy znów dopuściła go bardzo blisko, tylko po to, by się wymknąć, potężnie uderzył skrzydłami, sięgnął po nią, pochwycił i związał.Spleceni razem bijącymi skrzydłami lecieli zawieszeni w powietrzu, a ponieważ był spiżowym smokiem, mądrzejszym niż myślała, pokierował ich lotem tak, by szybowali równolegle do ziemi i mogli się kochać długo, bardzo długo.Tak też się stało; rozważnie pokierował ich nad morze, gdzie prądy termiczne pieściły ich lśniące skóry.F’lessan wrócił do swojego ciała.Tai należała do niego.Oboje ciężko dyszeli, wyczerpani cudownie przedłużającym się lotem.Odczuwał jednocześnie triumf i znużenie.Od dawna nie czuł się tak zaspokojony.Tai leżała pod nim bezwładna, z zamkniętymi oczami i przechyloną na bok głowa, spocone kędziory przesłaniały jej twarz.Nie miał siły, ani — szczerze mówiąc — ochoty, by ją uwolnić, opuścić jej ciało.Przesunął się, by jej było wygodnie.Przeżył wiele przyjemności z innymi kobietami, ale tym razem było zupełnie inaczej.Nie wiedział, co ma powiedzieć, choć normalnie z dumą twierdził, że umie znaleźć właściwe słowa w każdej sytuacji.— Och, Tai, naprawdę mnie wybrałaś — mruknął, opierając się na łokciach.Spojrzał na nią nieomal z czcią.— Tak było!Te słowa zaskoczyły go prawie tak samo jak dziewczynę.Lekko odwróciła głowę; oczy miała szeroko otwarte, z powrotem ludzkie.Usta obrzmiały jej od pocałunków, a w oczach lśniły łzy.— Proszę, powiedz, że tak było.— Potrzebował zwykłej, ludzkiej pewności, jednocześnie wiedząc, że ich związek był niezwykle głęboki, nawet według smoczej miary.Coś takiego zdarzało się tylko przy entuzjastycznej współpracy obojga partnerów.Gdyby to był gwałt, F’lessan nie czułby się tak, jak w tej chwili.— Nie wiedziałam, że to może być… — coś takiego! — przyznała cicho dziewczyna i zawstydzona odwróciła głowę.— Moja najdroższa zielona — powiedział czule, gładząc japo twarzy kciukiem nie bez poczucia wyższości, bo sam dobrze wiedział jakie „to” powinno być.— To niewątpliwie niezwykle intensywne doznanie emocjonalne i seksualne.Wiemy dokładnie, co czują smoki, a one idą za naszymi odczuciami.Miłość między ludźmi bywa oszałamiająca, ale wzmocniona więzią między smokami… — rozłożył ręce, nie umiejąc znaleźć właściwego słowa.Uśmiechnął się do niej czule.— Cóż — zawahał się — powinnaś to przeżyć dużo wcześniej, Tai.—Instynktownie zacisnął dłonie w pięści i wbił je w skotłowane futra, którymi przykryto łóżko.— Jestem wstrząśnięty i przerażony, że padłaś ofiarą takiego traktowania.Nie tak powinni się zachowywać smoczy jeźdźcy, nawet jeśli idą za emocjami smoka.Ja…— Cśśś — powiedziała i położyła mu dłoń na policzku.Na jej twarzy malował się spokój, a na spuchniętych od pocałunków ustach igrał cień uśmiechu.Żałował, że nie widzi wyrazu jej oczu, ale z przedsionka dochodziło bardzo niewiele światła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •