[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna rzecz w wysokim stopniu ułatwiała jej wyjście za mąż dlastanowiska.Oto panna Izabela nigdy.nie była zakochaną.Przy-czyniał się do tego jej chłodny temperament, wiara, że małżeństwoobejdzie się bez poetycznych dodatków, nareszcie miłość idealna,najdziwniejsza, o jakiej słyszano.58 LALKARaz zobaczyła w pewnej galerii rzezb posąg Apollina, który naniej zrobił tak silne wrażenie, że kupiła piękną jego kopię i ustawiław swoim gabinecie.Przypatrywała mu się całymi godzinami, my-ślała o nim i.kto wie, ile pocałunków ogrzało ręce i nogi marmu-rowego bóstwa ?.I stał się cud: pieszczony przez kochającą kobietęgłaz ożył.A kiedy pewnej nocy zapłakana usnęła, nieśmiertelnyzstąpił ze swego piedestału i przyszedł do niej w laurowym wieńcuna głowie, jaśniejący mistycznym blaskiem.Siadł na krawędzi jej łóżka, długo patrzył na nią oczyma, z któ-rych przeglądała wieczność, a potem objął ją w potężnym uściskui pocałunkami białych ust ocierał łzy i chłodził jej gorączkę.Odtąd nawiedzał ją coraz częściej i omdlewającej w jego obję-ciach szeptał on, bóg światła, tajemnice nieba i ziemi, jakich do-tychczas nie wypowiedziano w śmiertelnym języku.A przez miłośćdla niej sprawił jeszcze większy cud, gdyż w swym boskim obliczukolejno ukazywał jej wypiększone rysy tych ludzi, którzy kiedykol-wiek zrobili na niej wrażenie.Raz był podobnym do odmłodzonego jenerała-bohatera, którywygrał bitwę i z wyżyn swego siodła patrzył na śmierć kilku tysięcywalecznych.Drugi raz przypominał twarzą najsławniejszego tenora,któremu kobiety rzucały kwiaty pod nogi, a mężczyzni wyprzęgali ko-nie z powozu.Inny raz był wesołym i pięknym księciem krwi jednegoz najstarszych domów panujących ; inny raz dzielnym strażakiem,który za wydobycie trzech osób z płomieni na piątym piętrze dostałlegię honorową ; inny raz był wielkim rysownikiem, który przytłaczałświat bogactwem swojej fantazji, a inny raz weneckim gondolieremalbo cyrkowym atletą nadzwyczajnej urody i siły.Każdy z tych ludzi przez pewien czas zaprzątał tajemne myślipanny Izabeli, każdemu poświęcała najcichsze westchnienia ro-zumiejąc, że dla tych czy innych powodów kochać go nie może,i - każdy z nich za sprawą bóstwa ukazywał się w jego postaci,w półrzeczywistych marzeniach.A od tych widzeń oczy panny59 Bolesław PrusIzabeli przybrały nowy wyraz- jakiegoś nadziemskiego zamyśle-nia.Niekiedy spoglądały one gdzieś ponad ludzi i poza świat; a gdyjeszcze jej popielate włosy na czole ułożyły się tak dziwnie, jakbyje rozwiał tajemniczy podmuch, patrzącym zdawało się, że widząanioła albo świętą.Przed rokiem w jednej z takich chwil zobaczył pannę IzabelęWokulski.Odtąd serce jego nie zaznało spokoju.Prawie w tym samym czasie pan Tomasz zerwał z towarzystwemi na znak swoich rewolucyjnych usposobień zapisał się do ResursyKupieckiej.Tam z pomiatanymi niegdyś garbarzami, szczotkarza-mi i dystylatorami grywał w wista, głosząc na prawo i na lewo, żearystokracja nie powinna zasklepiać się w wyłączności, ale przodo-wać oświeconemu mieszczaństwu, a przez nie narodowi.Za co wy-wzajemniając się, dumni dziś garbarze, szczotkarze i dystylatorzyraczyli przyznawać, że pan Tomasz jest jedynym arystokratą, którypojął swe obowiązki względem kraju i spełnia je sumiennie.Moglibyli dodać: spełnia co dzień od dziewiątej wieczór do północy.I kiedy w ten sposób pan Tomasz dzwigał jarzmo stanowiska,panna Izabela trawiła się w samotności i ciszy swego pięknego loka-lu.Nieraz Mikołaj już twardo drzemał w fotelu, panna Florentyna,zatkawszy sobie uszy watą, na dobre spała, a do pokoju panny Iza-beli sen jeszcze nie zapukał, odpędzany przez wspomnienia.Wtedyzrywała się z łóżka i odziana w lekki szlafroczek całymi godzinamichodziła po salonie, gdzie dywan głuszył jej kroki i tylko tyle byłoświatła, ile go rzucały dwie skąpe latarnie uliczne.Chodziła, a w ogromnym pokoju tłoczyły się jej smutne myślii widziadła osób, które tu kiedyś bywały.Tu drzemie stara księżna;tu dwie hrabiny informują się u prałata: czy można dziecko ochrzcićwodą różaną? Tu rój młodzieży zwraca ku niej tęskne spojrzeniaalbo udanym chłodem usiłuje podniecić w niej ciekawość; a tamgirlanda panien, które pieszczą ją wzrokiem, podziwiają albo jej za-zdroszczą.Pełno świateł, szelestów, rozmów, których większa część,60 LALKAjak motyle około kwiatów, krążyły około jej piękności.Gdzie ona sięznalazła, tam obok niej wszystko bladło; inne kobiety były jej tłem,a mężczyzni niewolnikami.I to wszystko przeszło!.I dziś w tym salonie - chłodno; ciemnoi pusto.Jest tylko ona i niewidzialny pająk smutku, który zawszezasnuwa szarą siecią te miejsca, gdzie byliśmy szczęśliwi i skądszczęście uciekło.Już uciekło!.Panna Izabela wyłamywała sobiepalce, ażeby pohamować się od łez, których wstyd jej było nawetw pustce i w nocy.Wszyscy ją opuścili, z wyjątkiem - hrabiny Karolowej, która kie-dy wezbrał jej zły humor, przychodziła tu i szeroko zasiadłszy nakanapie, prawiła wśród westchnień :- Tak, droga Belciu, musisz przyznać, że popełniłaś kilka błędównie do darowania.Nie mówię o Wiktorze Emanuelu, bo tamto byłprzelotny kaprys króla - trochę liberalnego i zresztą bardzo zadłu-żonego.Na takie stosunki trzeba mieć więcej - nie powiem: taktu,ale - doświadczenia - ciągnęła hrabina, skromnie spuszczając po-wieki.- Ale wypuścić czy - jeżeli chcesz - odrzucić hrabiego Saint-Auguste, to już daruj!.Człowiek młody, majętny, bardzo dobrze,i jeszcze z taką karierą!.Teraz właśnie przewodniczy jednej deputa-cji do Ojca świętego i zapewne dostanie specjalne błogosławieństwodla całej rodziny, no - a hrabia Chambord nazywa go cher cousin.Ach, Boże!- Myślę, ciociu, że martwić się tym już za pózno - wtrąciła pannaIzabela.- Alboż ja chcę cię martwić, biedne dziecko! I bez tego czekającię ciosy, które ukoić może tylko głęboka wiara.Zapewne wiesz, żeojciec stracił wszystko, nawet resztę twego posagu ?- Cóż ja na to poradzę ?- A jednak ty tylko możesz radzić i powinnaś - mówiła hrabinaz naciskiem.- Marszałek nie jest wprawdzie Adonisem, no - ale.Gdyby nasze obowiązki były do spełnienia łatwe, nie istniałaby za-61 Bolesław Prussługa.Zresztą, mój Boże, któż nam broni mieć na dnie duszy jakiśideał, o którym myśl osładza najcięższe chwile ? Na koniec, mogęcię zapewnić, że położenie pięknej kobiety, mającej starego męża,nie należy do najgorszych.Wszyscy interesują się nią, mówią o niej,składają hołdy jej poświęceniu, a znowu stary mąż jest mniej wy-magający od męża w średnim wieku.- Ach, ciociu.- Tylko bez egzaltacji, Belciu! Nie masz lat szesnastu i na życiemusisz patrzeć serio.Nie można przecie dla jakiejś idiosynkrazjipoświęcić bytu ojca, a choćby Flory i waszej służby.Wreszcie po-myśl, ile ty, przy twym szlachetnym serduszku, mogłabyś zrobićdobrego rozporządzając znacznym majątkiem.- Ależ, ciociu, marszałek jest obrzydliwy.Jemu nie żony trzeba,ale niańki, która by mu ocierała usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •