[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dam panu od razu te pięćset dolarów.- stwierdził.- Nie ma mowy.Zostałem wynajęty, żeby odszukać pańską żonę.Kiedy ją znajdę, wezmę na rękę pięćset dolarów, a o reszcie możemy zapomnieć.- Przekona się pan, że można mi zaufać.- Potrzebuję kartki polecającej do tego Hainesa, pańskiego sąsiada znad jeziora Little Fawn.Muszę udawać, że nigdy nie byłem w Chevy Chase.Przytaknął gestem i wstał.Podszedł do stołu i wrócił z kartką opatrzoną nadrukiem klubu."Sz.Pan William Haines,Little FawnDrogi Billu,Wpuść, proszę, oddawcę tej kartki, pana Johna Dalmasa, do naszego domku i oprowadź go po okolicy.PozdrowieniaHoward Melton"Złożyłem kartkę na czworo i dołączyłem do zbiorów zgromadzonych tego dnia.- Nigdy panu tego nie zapomnę - oznajmił Melton, kładąc mi rękę na ramieniu.- Wybiera się pan tam od razu?- Chyba tak.- Co pan spodziewa się znaleźć?- Nic.Ale byłbym kpem, gdybym nie zaczął tam, gdzie zaczyna się trop.- Oczywiście.Haines to swój chłop, choć trochę gburowaty.Za bardzo pozwala sobą rządzić ładnej blondynce, która jest jego żoną.Powodzenia.Uścisnęliśmy sobie ręce.Dłoń miał oślizłą jak ryba w oleju.III.Mężczyzna z drewnianą nogąW niecałe dwie godziny dojechałem do San Bernardino, gdzie po raz pierwszy w dziejach było prawie tak chłodno jak w Los Angeles i trochę mniej parno.Napiłem się kawy, kupiłem butelkę whisky, nabrałem benzyny i ruszyłem w góry.Aż do Bubling Springs niebo spowijały chmury.Potem nagle się przejaśniło, z gór wiał chłodny wiaterek, kiedy wreszcie dojechałem do potężnej tamy i mogłem rzucić okiem na niebieską powierzchnię jeziora Puma.Pływały po niej kajaki, a łódki z zewnętrznymi silnikami i motorówki wyścigowe burzyły wodę, robiąc wiele hałasu o nic.Wzbudzane przez nie fale przeszkadzały ludziom, którzy zapłaciwszy dwa dolary za kartę wędkarską, marnowali czas, próbując złowić rybę wartą dziesięć centów.Za tamą droga się rozdwajała.Moja wiodła wzdłuż południowego brzegu jeziora.Kluczyła wśród spiętrzonych zwałów granitu.Wysokie na sto stóp żółtawe sosny sondowały jasnoniebieskie niebo.Na otwartej przestrzeni rosły jasnozielone manzanity oraz niedobitki dzikich kosaćców, białe i różowe łubiny, a także pustynny jastrzębiec.Droga opadała następnie ku powierzchni jeziora, mijałem grupki namiotów i grupki dziewcząt w szortach, które jechały na rowerach i na skuterach, wędrowały pieszo poboczem drogi albo po prostu siedziały pod drzewami, pokazując nogi.Widziałem też tyle krów, że dałoby się zapełnić dużą fermę.Howard Melton kazał mi odbić od jeziora starą drogą do Redlands, milę przed Puma Point.Postrzępiona wstążka asfaltu wspinała się zakosami w górę.Tu i ówdzie na zboczach wzgórz przycupnęły małe domki.Skończył się asfalt, po chwili z prawej strony ujrzałem polną drogę, wąską i piaszczystą.Tabliczka głosiła: "Prywatny dojazd do jeziora Fawn Lake.Wstęp wzbroniony".Skręciłem w prawo, jechałem powoli, omijając duże nagie głazy.Znalazłem tam też niewielki wodospad, kilka pożółkłych sosen i czarnych dębów - i ciszę.Na gałęzi siedziała wiewiórka, szarpiąc świeżą szyszkę i rzucając kawałki w dół, jak confetti.Zbeształa mnie za zakłócanie spokoju i zacisnęła łapkę na szyszce.Wąska droga skręcała za wielkim pniem i dochodziła do bramy z pięciu belek.Kolejna tabliczka tym razem głosiła: "Teren prywatny - przejścia nie ma".Wysiadłem, otworzyłem bramę, przejechałem i zamknąłem ją za sobą.Droga wiła się wśród drzew przez jakieś dwieście jardów.Nagle w dole ujrzałem małe owalne jezioro, błyszczące wśród drzew, skał i zarośli jak kropla rosy na zwiniętym liściu.Bliższy kraniec jeziora przegradzała zabezpieczona u góry sznurową barierką tama z żółtawego betonu, do której przytykało stare koło młyńskie.Obok stał domek z nie okorowanych bali tutejszego drewna.Miał dwa blaszane kominy, z jednego unosił się dym.Słychać było łomot siekiery.Po drugiej stronie jeziora oddalone o całą długość drogi i krótki odcinek za tamą, stały trzy domki, jeden większy, tuż nad wodą, i dwa mniejsze, położone w pewnej odległości jeden od drugiego.Vis ~a vis tamy znajdowało się coś, co wyglądało na małe molo z muszlą koncertową.Napis na spaczonej desce brzmiał: "Obozowisko Kilkare"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]