[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Piastował urząd to jedyne możliwe określenie, a to z powodu atmosfery owegomiejsca; życzliwe zainteresowanie, przyciszone głosy, miłe uśmiechy wszystko to ko-jarzyło się bardziej ze świątynią niż galerią.Na spotkanie Tommy ego wyszedł młody blondyn, wyraznie ucieszony widokiemznajomego. Cześć, Tommy, wieki cię nie widziałem.Co tam taszczysz pod pachą? Tylko minie mów, że na stare lata zacząłeś malować.Wielu ludzi tak robi& zwykle z opłakany-mi rezultatami. Twórczość artystyczna raczej nie należy do moich mocnych stron.Chociaż muszęprzyznać, że kiedyś bardzo mnie zainteresowała pewna książeczka, która w najprost-szych słowach objaśniała pięciolatkom tajniki malarstwa akwarelowego. I zamierzasz się do tego stosować? Niech Bóg ma nas w opiece! Prawdę rzekłszy, Robercie, chcę cię tylko prosić o małą ekspertyzę.Zależy mi natwojej opinii w sprawie tego tu&Robert bez słowa wziął od Tommy ego obraz i rozwinął go z papieru z wprawą czło-wieka przywykłego do pakowania i rozpakowywania dzieł sztuki o najrozmaitszychwymiarach.Ustawił malowidło na krześle, przyjrzał mu się najpierw z bliska, potem93z odległości kilku kroków. No i o co chodzi? spytał, zwracając się do Tommy ego. Co chciałbyś wie-dzieć? Zamierzasz sprzedać ten obraz, tak? Nie, nie.Chcę tylko czegoś się o nim dowiedzieć.Po pierwsze: kto go namalo-wał? Właściwie rzekł Robert gdybyś miał chęć go sprzedać, to wziąłbyś całkiemniezłą sumkę.Jeszcze dziesięć lat temu nie byłoby to możliwe, ale Boscowan wyraznieznów wchodzi w modę. Boscowan? To nazwisko artysty? Widziałem, że podpis zaczyna się na B, ale dalejnie mogłem odczytać. Ależ tak, to Boscowan.wierć wieku temu cieszył się dużą popularnością.Dobrzesię sprzedawał, miał dużo wystaw.Technicznie był bardzo dobry, ale potem, zwykłą ko-leją rzeczy, wypadł z obiegu.Długo nikt się nim nie interesował, ale ostatnio owszem.On, Stitchwort i Fondella znów wracają na rynek. Boscowan powtórzył Tommy. B-o-s-c-o-w-a-n przeliterował Robert. Czy on nadal maluje? Nie, zmarł kilka lat temu.W dość podeszłym wieku, chyba miał ze sześćdziesiątpięć lat.Był płodnym malarzem, zostawił sporo płócien.Właściwie myślimy o urządze-niu wystawy jego obrazów za jakie pięć miesięcy.Spodziewamy się niezle na tym wyjść.A czemu tak się nim interesujesz? To długa historia.Kiedyś zaproszę cię na lunch i opowiem wszystko od początku.Będzie to opowieść długa, skomplikowana i w sumie dość idiotyczna.A teraz chciał-bym tylko dowiedzieć się wszystkiego o tym Boscowanie i może przypadkiem wiesz,gdzie znajduje się ten dom? Tego ostatniego na razie ci nie powiem.Rozumiesz, on sporo takich rzeczy na-malował.Wiejskie domki położone w ustronnych zakątkach, czasem jakaś zagroda, kil-ka krów, na dalszym planie furmanka, takie tam pejzażyki, spokojne, nieprzeładowaneszczegółami.Tło nieraz jest gładkie jak emalia.To dość osobliwa technika i ludziom siępodoba.Dużo płócien powstało we Francji, głównie w Normandii, kościoły& Nawet te-raz mam tu jeden jego obraz.Poczekaj, pokażę ci. Podszedł do schodów i zawołał ko-goś z dołu.Niebawem wrócił z niedużym płótnem. O, widzisz? Kościół w Norman-dii. No tak.Ten sam styl.Moja żona mówi, że w tym domu nikt nigdy nie mieszkał&Wiesz, w domu na tym moim obrazie.Teraz rozumiem, co miała na myśli; w tym ko-ściele też nikt nie słucha nabożeństwa.I nigdy nie słuchał. Cóż, może twoja żona to uchwyciła: cicha, spokojna budowla, ale bez ludzkiejobecności.On rzadko malował ludzi.Czasem na tle krajobrazu widać jedną postać, naj-94wyżej dwie.Myślę, że do pewnego stopnia na tym polega urok jego malarstwa towrażenie wyizolowania& Zupełnie jakby specjalnie usunął wszystkich ludzi, żeby niemącili spokoju krajobrazu.I może dlatego tak bardzo trafia w powszechne gusty? Dziśwszędzie jest za dużo wszystkiego: ludzi, samochodów, hałasu.Spokój, błogi spokój&Zostawmy to wszystko Naturze. Tak, też się temu nie dziwię.A jaki on był jako człowiek? Nie znałem go osobiście, jestem za młody.Ale na pewno był bardzo zarozumiały.Uważał się za lepszego malarza niż miał do tego prawo.Trzymał się na uboczu.W su-mie dawał się lubić.Podobno pies na dziewczyny. I naprawdę nie wiesz, co za miejsce jest na tym obrazie? Mam nadzieję, że to An-glia. Tak, raczej tak.Chcesz, żebym się dowiedział? A mógłbyś? Najlepiej będzie zapytać żonę& to znaczy wdowę.To Emma Wing, znana rzez-biarka.Niezbyt produktywna, wykonuje dość monumentalne dzieła.Możesz do niejpójść, mieszka w Hampstead.Ostatnio korespondowaliśmy z sobą, bo jak wiesz, szyku-jemy tę wystawę.Mamy też kilka jej mniejszych rzezb.Zaraz ci dam adres.Podszedł do biurka, przewrócił kartki rejestru, wreszcie zapisał coś na kartce. Masz.Nie wiem, co to znowu za straszna tajemnica, ale ty zawsze byłeś tajemni-czy, prawda? Bardzo przyjemny ten twój Boscowan, chętnie wzięlibyśmy go na wysta-wę.Napiszę do ciebie, jak będzie zbliżał się termin. Znasz może panią Lancaster? Nie powiem ci tak od ręki.To jakaś artystka? Nie, raczej nie.Staruszka, która przez ostatnich kilka lat mieszkała w domu opieki.A pytam dlatego, że była właścicielką tego obrazu, póki nie podarowała go mojej ciot-ce. Cóż, nazwisko nic mi nie mówi.Lepiej pogadaj z panią Boscowan. Jaka ona jest? Znacznie młodsza od męża.I co za charakter& Tak, charakter to ona ma.Zresz-tą sam się przekonasz.Robert wziął obraz i podał go na dół z poleceniem ponownego zapakowania. Miło mieć całą armię na każde skinienie zauważył Tommy.Dopiero teraz ro-zejrzał się uważnie po galerii. Co tu masz? spytał, krzywiąc się z niesmakiem. Paul Jaggerowski, interesujący młody Słowianin.Podobno wszystko tworzy podwpływem narkotyków.Nie podoba ci się?Tommy wpatrywał się w dużą sznurkową torbę, która zdawała się plątać po meta-licznie zielonym polu, pełnym zniekształconych krów. Szczerze mówiąc, nie.95 Filister! Chodzmy na jakiś lunch. Nie mogę.Umówiłem się w klubie z pewnym lekarzem. Ale nie jesteś chory? Wprost przeciwnie, tryskam zdrowiem.Mam tak dobre ciśnienie, że sprawiam za-wód każdemu lekarzowi, który je bada. Więc po co spotykasz się z lekarzem? Ach, muszę z nim pogadać o zwłokach rzucił beztrosko Tommy. Dzięki zapomoc.Do widzenia.2Tommy powitał doktora Murraya z pewną ciekawością.Przewidywał, że chodzi muo jakąś formalność w związku ze zmarłą ciotką, ale czemu, u licha, nie wspomniał anisłowa na ten temat przez telefon? Przepraszam za to małe spóznienie powiedział doktor Murray, ściskając rękęTommy emu ale są potworne korki, a na dodatek nie byłem pewien, jak jechać.Nieznam zbyt dobrze tej części Londynu. Cóż, współczuję, że musiał pan przepychać się aż tutaj.Mogliśmy przecież spotkaćsię w wygodniejszym miejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]