[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakieśstarsze plotkujące panie, samotni mężczyzni pogrążeni wlekturze porannych gazet, blady młodzian, posilający sięsokiem pomidorowym, dwie zniechęcone do życia prostytutkioraz trzech tęgich mężczyzn, rozmawiających głośno poniemiecku.Nagle wzrok Kobieli zatrzymał się na samotnym człowieku,siedzącym pod oknem.Było coś groteskowego w tej postaci, rysującej się ciemnąsylwetą na tle szyby okiennej.Długi, przesadnie chudy korpuschwiał się nad stolikiem, na którym stała filiżanka z kawą.Zaduży kołnierzyk otaczał cienką szyję, ozdobioną potężnągrdyką.Nieproporcjonalnie mała głowa porośnięta byłakępkami rzadkich, szarych włosów.Kobiela znał rysopis profesora Znamieckiego i wiedział, żeDownar interesuje się nim.Gorączkowo zaczął zastanawiać sięnad tym, co robić.Zadzwonić do Downara? A jeżeli wmiędzyczasie ten facet wypije kawę i wyjdzie? Zatrzymać go?Jak? Ujawnić się jako oficer milicji? Nonsens.Byłby spalony natym terenie.Wreszcie powziął decyzję.Wstał i podszedł do chudego mężczyzny.- Bardzo przepraszam.Czy pan profesor Znamiecki? Głowakondora zwróciła się ku niemu i zadudnił głęboki bas:- Tak.Jestem Znamiecki.Kobiela ukłonił się.- Przepraszam, że pana profesora niepokoję, ale.- A pan skąd mnie zna?- Ze słyszenia, z widzenia.Pan profesor pozwoli, że sięprzedstawię.Kobiela, Marian Kobiela.- Niech pan siada, panie Kobiela.Zapewne ma pan do mniejakąś sprawę.- Właśnie.Chciałem pana profesora prosić.Bo widzi panprofesor, ja przyjechałem do Warszawy na kurs ze Szczecina.Interesują mnie zagadnienia.W tej chwili do stolika zbliżył się wytworny mężczyzna.- Good morning - powiedział, wyciągając rękę doZnamieckiego.Kobiela spojrzał i zaniemówił.Poznał Joachima Finke.Rozdział XII- Czego pan sobie życzy?%7łabie oczy małej staruszki patrzyły pytająco na przybysza.- Chciałbym się widzieć z profesorem Znamieckim -powiedział Downar.- Nie wiem, czy pan profesor.W tej chwili w przedpokoju ukazał się chudy olbrzym.Zahuczał głęboki bas.- Pan do mnie?- Tak.Pragnę prosić pana profesora o chwilę rozmowy.Człowiek żyrafa przełknął ślinę i zrobił zapraszający ruchręką.- Niech pan wejdzie.Znalezli się w dużym, mrocznym pokoju.Downar doznałtakiego uczucia, jak gdyby nagle przeniósł się w minioną epokę.Pluszowe kanapy, zarzucone ręcznie haftowanymi poduszkami,fotele wolterowskie w mocno przybrudzonych pokrowcach,serwantka, wypełniona porcelanowymi figurkami i chińskimifiliżankami, dwie stylowe szafy z książkami, na szafachwypchane ptaki, na ścianach osiemnastowieczne obrazyholenderskich mistrzów, a na podłodze wysłużony dywan,który zapewne kiedyś był cennym perskim dywanem.Umeblowania dopełniały wyścielane krzesła i piękne biurko wstylu empire.W powietrzu unosił się specyficzny zapach kurzuzmieszany z wonią tytoniu i starych papierów.Liczne książkipoukładane na parapecie okna świadczyły o tym, iż wietrzonotu nader rzadko.Downar przedstawił się i powiedział, iżreprezentuje Komendę Główną Milicji.Profesor Znamiecki był nieco zdziwiony, nie zdradzał jednaknajmniejszego niepokoju.Wskazał fotel i powiedział:- Proszę, niech pan siada.Czym mogę panu służyć, paniekapitanie?Downar nie skorzystał z wygodnego mebla.Bał się stracićswą bojową postawę.Przysunął sobie krzesło.- Przede wszystkim pragnę pana przeprosić, iż zabierammu jego cenny czas, ale tak się złożyło, iż zmuszony jestemzadać panu profesorowi parę pytań.- Proszę, niech pan pyta.Nie wiem wprawdzie, czego możechcieć ode mnie milicja, ale jeżeli tylko zdołam panu wczymś dopomóc.- Czy pan profesor zna pana Joachima Finke?- Znam.- Od dawna go pan zna?- Od wczoraj.- Więc jest to zupełnie nowa znajomość.- Raczej tak.Chociaż na przykład pana znam jeszcze krócej.Downar uśmiechnął się.- Niewątpliwie.A czy można pana profesora zapytać, wjakim celu odwiedził pan Joachima Finke?Profesor Znamiecki poruszył swą olbrzymią grdyką izamrugał zaczerwienionymi oczami.- O co właściwie panu chodzi, panie kapitanie, i dlaczegozadaje mi pan te wszystkie pytania? Czy jestem o cośpodejrzany?Downar był przygotowany na taką reakcję swego rozmówcy.- Nie chciałbym, żeby pan profesor mylnie sobieinterpretował naszą rozmowę.Nie ma mowy oczywiście ożadnych podejrzeniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]