[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrócił właśnie z pokładu i ociekał wodą jak zmoczony pies. Dlaczego?  zaciekawił się doktor. Na okrętach nie wolno mówić po irlandzku  wyjaśnił Parker.-To grozne dladyscypliny.U\ywanie sekretnego języka mo\e ułatwić podburzanie ludzi do buntu.Jeszcze jedna taka fala i stracimy maszty  zauwa\ył Pullings, gdy nagły przechył rzuciłresztki naczyń, potłuczone szkło i zgromadzonych w mesie ludzi na zawietrzną. Najpierwstracimy stermaszt  powiedział porucznik, podnosząc z podłogi doktora  i  Polychrest"będzie brygiem.Potem przyjdzie kolej na fokmaszt: nasz biedny okręt naprawdę stanie sięwtedy slupem.Pózniej za burtę wyleci grotmaszt i dalej po\eglujemy na tratwie.Takwłaściwie powinna od początku nazywać się ta nasza kochana jednostka.Jakimś nadludzkim wysiłkiem Macdonaldowi udało się uratować z pogromu karafkę.Podniósł ją wysoko i oświadczył: Jeśli uda się panu znalezć jakiś cały kieliszek, doktorze, chętnie się z panem napiję.Mo\eznów podyskutujemy o Ossianie? Z wielkim szacunkiem wyra\ał się pan o jednym z moichprzodków.Sądzę więc.\e wie pan, na czym polega nasza szkocka narodowa duma.Myślę, i\zrozumie pan te\.co dowodzi autentyczności dzieł Ossiana.Czy mogę zarecytować panufragment opisu poranka?Po raz kolejny w niebo wzleciała niebieska rakieta, oświetlając pokład  Polychrest" i twarzepełniących słu\bę marynarzy.Tym razem jednak raca poszybowała na północny wschód,gdy\ wiatr zmienił zupełnie kierunek, przynosząc m\awkę i nadzieję na porządną ulewę.Natychmiast te\ na sygnał odpowiedziały z brzegu muszkietowe wystrzały. Aódz odbiła od brzegu, sir  zameldował obserwator.W dwie minuty pózniej krzyknął: Na pokładzie! Na pokładzie! Jest jeszcze jedna łódz.Strzelają z niej w stronę tejpierwszej. Wszyscy na pokład do stawiania \agli  zawołał Jack.Na okręcie wszystko gwałtownieo\yło. Na forkasztelu! Przygotować działa numer dwa i cztery.Panie Rolfe, proszęstrzelać do tej drugiej łodzi, gdy tylko zbli\ymy się do brzegu.Próbujcie trafić ju\ z maksy-malnej odległości.Panie Parker, postawić marsie i główne \agle.Znajdowali się o pół mili od ścigających się łodzi, daleko poza zasięgiem krótkolufowychkaronad.Gdy tylko okręt ruszy z miejsca, na pewno uda się skrócić dystans.Och, takprzydałoby się długie działo.Pościgówka.Posypały się dodatkowe rozkazy, na pokładzie zapanowało zamieszanie. Na reje.Z \yciem.Dlaczego tak guzdrzecie się przy tym grocie? Luzować gejtawy igordingi.Niech was szlag trafi! Luzować gejtawy i gordingi stermarsla! Wybierać szoty.Szybciej.To było istne pandemonium.Pokład obsadzonego przez niepełną załogę statku handlowego,tu\ przed nadchodzącym nieuchronnie końcem świata.Jack zało\ył ręce za plecami i stanął156 przy rufowym relingu, obracając się tyłem do tego wszystkiego.Tylko w ten sposób mógł sięopanować; przed chwilą chciał ju\ pobiec na dziób i uporządkować jakoś zamęt panujący naforkasztelu.Aodzie zbli\ały się szybko  na drugiej z nich odzywały się dwa muszkiety ikilka pistoletów.W końcu bosman zdołał jakoś opanować bałagan, \agle wypełniły sięwiatrem i okręt powoli ruszył z miejsca.Jack nawet na moment nie przestawał obserwowaćnadpływających łodzi. Panie Goodridge, proszę zmienić kurs tak, \eby artylerzysta mógł swobodnie celować.Panie Macdonald, proszę posłać na maszty strzelców wyborowych.Niech zajmą się tą drugąłodzią.Slup poruszał się ju\ wyraznie, obracając się dziobem w stronę ścigających się jednostek.Wtym samym jednak momencie pierwsza z nich zmieniła kurs, zasłaniając sobą drugą. Hej tam, na łodzi  Aubrey krzyknął głośno. Płyńcie za rufę.Dajcie ster w prawo.Nie wiadomo, czy to polecenie zostało nale\ycie zrozumiane, pomiędzy łodziami pojawił sięjednak teraz wyrazny odstęp.Odezwały się dziobowe karonady; rozległ się głośny huk i z lufwytrysnęły pomarańczowe języki ognia.Jack nie widział, gdzie upadły kule, najwyrazniejjednak nie uczyniły one \adnej szkody płynącej z tyłu łodzi.Przy kolejnym wystrzale udałomu się dostrzec, jak pocisk uderza w ciemną powierzchnię morza.Kula poleciała stanowczoza blisko, ale na pewno w dobrym kierunku.Wysoko na masztach odezwały się muszkiety:najpierw jeden, potem cztery lub pięć, salwą.Znów wypaliła karonada, tym razem trafiającbardzo blisko celu, jako \e odległość od łodzi znacznie się zmniejszyła.Pocisk musiałprzelecieć rykoszetem ponad głowami strzelających z łodzi ludzi, gdy\ ich zapał ostygłwyraznie.Nadal kontynuowali pościg, lecz po następnym armatnim wystrzale zawrócili wmiejscu.Raz jeszcze na ślepo wypalili z muszkietów i szybko powiosłowali w bezpiecznemiejsce. Niech ta łódz podejdzie do burty, panie Goodridge  polecił kapitan. Stermarsel nawiatr! Hej tam na łodzi!  W odległości pięćdziesięciu jardów odezwały się szybkowypowiadane, niezrozumiałe słowa. Kto na łodzi?  Jack powtórzył pytanie, przechylającsię przez reling, by lepiej usłyszeć odpowiedz.W jego twarz zacinały strugi drobnegodeszczu. Burbon. Z łodzi doleciał słaby głos. Burbon!  Ktoś powtórzył głośniej. Podejdzcie od zawietrznej  zdecydował Aubrey.Okręt znieruchomiał i stał teraz wmiejscu, kiwając się cię\ko z burty na burtę.Aódz uderzyła o kadłub, ktoś z jej załogizahaczył bosak o ławę wantową grotmasztu.W świetle latarni Jack ujrzał na dnie łódki jakąśskuloną postać. Le monsieur est touche  wyjaśnił człowiek z bosakiem. Czy jest cię\ko ranny.mauvaisement blessayl Sais pas, commandant.Il parle plus: je crois bien que c'est macchabee a present.Y a dusang partout.Vous voulez pas me faire passer une elingue, commandant? Co? Parlez.Nie.Poproście tu szybko doktora [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •