[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakkolwiek nie podzielała tego przekonania, nie wątpiła, że on wierzyw owe deklaracje.Usłyszała własne westchnienie.- W porządku.- Rozejrzała się i wskazała palcem.- Do tawerny Pod %7łeglarzem tędy, jeśli rzeczywiście to tam idziemy.Skinął głową.Przeczesał wzrokiem cienie i mocniej ścisnął jej dłoń.- Chodz, musimy się tam dostać.Do tej pory z pewnością naszauważyli.263 Rozdział 11Linnet nie spytała:  Kto taki?".Objęła prowadzenie i, wytężającwzrok, powiodła Logana do chlubiącej się długą tradycją tawerny w starejczęści miasta.Choć nie była pewna, jak właściwie powinna postąpić, w tej chwiliporzucenie Logana nie wchodziło w rachubę.Nadal miała przypasanykordelas, a do tego dwa noże, po jednym w każdym bucie, Logan zaśoprócz szabli z pewnością niósł gdzieś na sobie dirk.Do tawerny Pod %7łeglarzem dotarli bez przygód, lecz instynktpodpowiadał jej, że powinni mieć się na baczności, a Logan, wnosząc zesposobu, w jaki się rozejrzał, nim, pochylony, wszedł za nią do środka,podzielal te odczucia.Zatrzymała się tuż za drzwiami.Po lewej znajdowała się częśćbarowa, niskie pomieszczenie z masywnymi dębowymi belkami podsufitem, o które nieostrożny gość mógł uderzyć głową.Złote światło lampomywało długi drewniany szynkwas.Przy dwóch stolach przed komin-kiem siedziało pięciu spowitych dymem starych marynarzy.W kącieobok paleniska drzemała starsza kobieta.Przy szynkwasie siedział mężczyzna w płaszczu i wypolerowanych nawysoki połysk butach, otulając dłońmi kufel z piwem.Kiedy stuknęłyzamykane drzwi, odwrócił głowę, spoglądając w stronę Linnet i Logana.264 I uśmiechnął się powoli.Zostawiwszy kufel na szynkwasie,niespiesznie ruszył ku nim.Miał gęste, kręcone, ciemne włosy, a posturą przypominał Logana -sprawiał równie grozne wrażenie.Omiótł Linnet bacznym spojrzeniemciemnych oczu o ciężkich powiekach, lecz kiedy się zbliżył, z uśmiechemutkwił wzrok w Loganie.- St.Austell - rzekł, wyciągając rękę na powitanie.- Monteith, jak mniemam?- W istocie.- Logan uścisnął dłoń St.Austella, pełen ulgi iwdzięczności, że ten zechciał na nich poczekać.Wcześniej dręczyła gokoszmarna wizja, że ich kontakt pokaże się dopiero rano i oboje z Linnetbędą zmuszeni spędzić noc w tawernie, podczas gdy członkowie kultuniemal na pewno dotarli tu ich tropem.- Dziękuję, że pan zaczekał.- Cóż, oczywiście.- St.Austell przeniósł wzrok na Linnet.- Paignton ija z wielką chęcią włączymy się do tej przygody.- Uniósł pytająco brew,spoglądając znów na Logana.- Ale co się z panem działo?- Złoczyńcy zauważyli mnie, kiedy tylko zszedłem na ląd w Lizbonie,toteż musiałem natychmiast, wcześniej, niż było w planie, zaokrętowaćsię na kolejny statek.Niestety, rozbił się u wybrzeży Guernsey.Zarazemjednak dopisało mi szczęście, cudem dotarłem do brzegu.To jest kapitanTrevission z  Esperance".Ona oraz jej domownicy znalezli mnie ipielęgnowali, dopóki nie wydobrzałem na tyle, by ruszyć dalej.- Loganrozejrzał się po barze.- Jeśli nie ma pan nic przeciw, resztę wyjaśnię pózniej.W drodze tutajstatek kapitan Trevission został zaatakowany i niemal na pewno śledzononas od portu.- A bandyci Czarnej Kobry mają teraz jeszcze więcej powodów - St.Austell spojrzał przenikliwie na Linnet- by życzyć śmierci wam obojgu?- Właśnie tak.- Loganowi ulżyło, że będzie pracować z bystrymiludzmi, jakkolwiek na podstawie tego, co sły-265 szal o legendarnym Dalzielu, przewidywał, że jego dawni szpiedzybędą się znali na rzeczy.- Wobec tego sugeruję, abyśmy udali się do powozu, który czeka wpobliżu i zawiezie nas do bezpiecznego Paignton Hall.- St.Austellwskazał, żeby przeszli w głąb tawerny.- Skorzystamy z tylnego wyjścia.Proszę pozwolić, że to poniosę.- Wziął od Logana torbę Linnet.Pokonali wąski korytarz i opuścili tawernę tylnymi drzwiami.St.Austell poprowadził ich przez maleńki dziedziniec, a potem dalej wąskąuliczką.- To najstarsza część miasta, labirynt uliczek zbyt wąskich dla powozu- wyjaśnił.- Najlepiej zachowajmy ciszę, dopóki się stąd niewydostaniemy.To niedaleko, wtedy będziemy.Uliczka, którą podążali, przechodziła w kolejny dziedziniec.Gdy St.Austell urwał, zatrzymując się raptownie, Linnet wyjrzała zza niego - izobaczyła wyłaniających się z mroku mężczyzn w dziwacznejmieszaninie wschodnich i europejskich strojów.Wszyscy mieli czarneturbany.W ich dłoniach połyskiwały kindżały.Im trojgu nie pozostało nic innego, jak tylko stanąć do walki.Jedynądrogą odwrotu była wąska uliczka za ich plecami, nie udałoby się im.Jednakże.Linnet naliczyła dziewięciu członków kultu.Miała nadzieję,że nie byli to wspomniani przez Logana zabójcy.St.Austell przesunąl się w prawo.Popatrzyła ku niemu, słysząc zgrzytwyjmowanego z pochwy ostrza.W półmroku błysnęła szablakawaleryjska; trzymał ją w prawej ręce, podczas gdy w lewej nadal miałjej torbę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •