[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli ją przebyłem, to tylko dzięki tobie.Adept wrócił spojrzeniem do zniszczonego Gi.Po policzku, nie do wiary, ciekła mu łza, rzeźbiąc ścieżkę w szarym pyle.Bóg Deszczu nie spoczął przez całą noc.Umył olinowanie, ale zostawił po sobie pasiaste żagle i zabłocony pokład.Następnego dnia załoga wzięła się do porządków, śpiewając rzeczne szanty w porannym słońcu.Wallie stał w rzędzie z żeglarzami i machał szczotką jako pierwszy w historii Świata szermierz siódmej rangi wykonujący takie zadanie.Byłby całkiem szczęśliwy, gdyby nie pracował obok pewnej smukłej dziewczyny.Ani na chwilę nie mógł zapo­mnieć o jej kształtnej figurze w szafranowym bikini, wspaniałej urodzie, klasycznym profilu, lśniących czarnych lokach i długich rzęsach, bo Thana w tajemniczy sposób nagle stała się leworęcz­na i co parę minut trącała go niechcący bokiem albo ramieniem.- Przepraszam, panie - szeptała.- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiadał szermierz.Wiedział, że dziewczyna robi to celowo i wie, że on reaguje i też wie, że ona wie, i tak dalej.Ciekawe, czy Shonsu lepiej po­trafił panować nad instynktami? Raczej nie, ale z pewnością nie przejmował się takimi drobiazgami.Z dziobówki wyszedł Nnanji i długimi krokami ruszył przez pokład.Za nim truchtał Katanji w pełnym rynsztunku, starając się nadążyć za mentorem.Przynajmniej raz miał niepewną minę.W powietrzu wisiały kłopoty.Czwarty nawet nie zwrócił uwagi na Thanę.- Byłbym wdzięczny, gdybyś nam towarzyszył, panie bracie.Muszę porozmawiać z panią Brotą.- Jeśli chwilę wytrzymasz, pójdę po buty.Lecz adept już maszerował na rufę.Wallie zerknął na Pierw­szego.Katanji z udawaną nonszalancją przewrócił oczami.Obaj podążyli za Czwartym.Brota siedziała za sterem jak wielka czerwona purchawka, a jej księżycowa twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu.Wallie nie zdziwił się, gdy ujrzał, że Thana i Honakura pospieszyli za ni­mi.Oboje lubili przebywać tam, gdzie działo się coś ciekawego.Pięć osób ustawiło się półkręgiem przy ławce sternika.- Zasłaniacie! - warknęła Piąta.Nnanji rzucił jej gniewne spojrzenie, ale usiadł tak jak wszy­scy.Punkt dla Broty, stwierdził Wallie w myślach.Teraz górowa­ła nad nimi, a siedząc niżej, trudno jest zachować buńczuczną po­stawę.Wcale nie musiała mieć dobrej widoczności.Szafir płynął w górę niemal pustej Rzeki.Poza kilkoma żaglami rysującymi się na bezchmurnym niebie była tylko niebieska woda, złote jesien­ne wzgórza i zamglone szczyty daleko na północnym zachodzie.Chwilę później zjawił się Tomiyano.Oparł się o reling i zmierzył delegację podejrzliwym, a zarazem cynicznym wzrokiem.Brota w karmazynowej szacie wydętej przez wiatr.Mały, zasuszony Honakura w czerni.Piękna Thana w skąpym żółtym stroju.Ciemnowłosy Katanji sprawiający wrażenie bardziej śniadego z powodu lśniąco białego kiltu.Pomarań­czowy kolor jeszcze podkreślał bladość Nnanjiego, a wzbu­rzenie potęgowało jego zwykłą niezręczność.Tomiyano w brązowej przepasce biodrowej stanowił milczącą publicz­ność.I wreszcie potężny Shonsu w niebieskim kilcie.Niemal komplet rang.Brakowało tylko zieleni Szóstego.Czyżby za­nosiło się na wydarzenie inspirowane przez bogów? Siedem było magiczną liczbą.Nnanji zerknął na mentora.- W dniu, kiedy zostałeś ranny, bracie, wziąłem twoje pienią­dze na przechowanie.Swoje dałem nowicjuszowi, żeby się nie pomieszały.Czterdzieści trzy złote monety i trochę drobnych.Kiedy sprzedałem Krówkę, dołożyłem mu kolejne dziesięć.Katanji miał pięć własnych.W Wo poprosiłem go o zwrot trzech monet, a dzisiaj o resztę pieniędzy.Oczywiście, zamierzał kupić Thanie prezent.- Pięćdziesiąt trzy twoje i pięć jego to razem pięćdziesiąt osiem - powiedział Wallie, wiedząc, że matematyka nie jest moc­ną stroną protegowanego.- Minus trzy to pięćdziesiąt.Tyle jest ci winien?Nnanji z ponurą miną kiwnął głową.- Tak, tylko że zamiast nich ma to.Wysypał z sakiewki dużą garść lśniących rubinów, szmarag­dów i pereł.Rozległ się pomruk zdumienia.Nnanji pogrzebał palcem w górze kosztowności.- Trzy sztuki złota i trochę srebrnych - stwierdził, wybrawszy monety.- Oczywiście, klejnoty są warte więcej niż pięćdziesiąt - zau­ważył mentor.- Z pewnością nowicjusz zwróci ci pieniądze, gdy tylko dotrzemy do wolnego miasta.Spojrzenie Czwartego było lodowate.- Ja chcę wiedzieć, skąd je wziął, bracie.Mówi, że nie ukradł, ale podobno obiecał pani Brocie, że nic nie powie.To właśnie mnie martwi!- Nigdy wcześniej ich nie widziałam - oświadczyła Brota pospiesznie.Przesunęła wzrokiem po horyzoncie, jakby szukała punktów orientacyjnych.Nikt nie kwapił się do zabrania głosu.Wallie do­szedł do wniosku, że jest to sprawa między Nnanjim a jego bra­tem, ale był ciekaw, jak Czwarty ją załatwi.Nie otrzymawszy pomocy od Siódmego, adept wziął głęboki oddech i powiedział:- Pani, raczysz mi wyjaśnić, jak protegowany może cokolwiek trzymać w tajemnicy przed mentorem? Czy uważasz, że to godne szermierza domagać się od niego zachowania sekretu?Punkt dla Nnanjiego.Brota chrząknęła, nie patrząc na szermierza.- Nie! Lecz nie przypominam sobie, żebym czegoś takiego żą­dała.O ile pamiętam, było zupełnie inaczej.To ja mu obiecałam, że nic ci nie powiem.Nnanji rzucił bratu triumfujące spojrzenie.Katanji starał się robić wrażenie małego chłopca zagubionego w świecie doros­łych.Był mniej przekonujący niż kiedyś.Tygodnie spędzone na Rzece sprawiły, że urósł i zmężniał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •