[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stał twarzą w twarz z kapitanem, który nie zamierzał wpuścić na pokład nieproszonych gości.Niewolnik dostał jednak rozkazy, których nie mógł zmienić byle Trzeci.Sytuacja była patowa.Do akcji wkroczył Wallie.Kazał pierwszemu niewolnikowi się wycofać, a wtedy drugi, chcąc nie chcąc, ruszył w dół.Lektyka wróciła na brzeg.Tragarze postawili ją na ziemi.Wallie odgarnął zasłonę.Tak jak podejrzewał, w środku siedział Honakura i szczerzył się w bezzębnym uśmiechu.- Od razu sobie pomyślałem, że ten grzmiący głos musi należeć do ciebie, panie.Byłeś w zamku.- Kapłan nie pytał.Potrafiłby wyciągnąć informacje ze skały.- Jaki jest lord Boariyi?- Obawiam się, że lepszy ode mnie.A jak świątobliwy lord Kadywinsi?- Zgrzybiały! - szepnął starzec.- Ale pomogę mu.Przyjął dłoń Walliego i wygramolił się z lektyki.Czarny strój bezimiennego zniknął.Stary kapłan miał teraz na sobie szatę z błękitnej satyny, na której mienił się wzór w postaci siedmiu falistych linii.Taki sam znak widniał na jego czole.Na spopielałej twarzy malowało się zmęczenie, ale wrócił dawny autorytet, wobec którego padali na twarz szermierze wszystkich rang.Wallie cofnął się o krok i zasalutował siódmym mieczem.Potem przedstawił czcigodnego Fiendoriego.Widać było, że Szósty jest pod wrażeniem.Wallie już dawno przestał traktować nieufnie zbiegi okoliczności.Wziął Honakurę i Fiendoriego na bok.Przechodnie omijali grupkę szerokim łukiem.- Czcigodny i ja właśnie się zastanawialiśmy, gdzie można by znaleźć odosobnione miejsce, żeby trochę pofechtować.Przestronne i niedostępne dla intruzów.Starzec popatrzył na niego z rozbawieniem.- Proszono mnie, bym cię poinformował, że kapłani z Casr będą wdzięczni za okazję udzielenia wszelkiej pomocy orędownikowi Bogini.Uważaj, Boariyi!- Świetnie.Dzisiejszy dzień dobiega końca, więc spotkajmy się w świątyni jutro rano - powiedział Wallie do Fiendoriego.- Przypuszczam, że da się tam dopłynąć Szafirem? - zwrócił się do Honakury.- Woda chyba jest płytka, ale można zakotwiczyć na środku nurtu i przybić do brzegu szalupą.I tak pani Brota wkrótce zacznie się denerwować z powodu opłat portowych.Wallie się roześmiał.Odprawił eskortę i wprowadził starca po trapie.Na pokładzie już zauważono przemianę bezimiennego w kapłana siódmej rangi.Żeglarze ustawili się wzdłuż poręczy.Tomiyano był tak przejęty, że z własnej woli zasalutował jako pierwszy i wymamrotał, że to wielki zaszczyt gościć na statku świątobliwego.Pozostali członkowie załogi gapili się na Honakurę z rozdziawionymi ustami, jakby z jajka przechowywanego w spiżarni Szafira nagle wykluł się smok.Czy to ten sam staruszek, który mył garnki w ich kambuzie? Rzeczni Ludzie domyślali się, że jest kapłanem, ale nie przypuszczali, że takiej rangi.Prestiż Siódmego był tak wielki, że nikt się nie zdziwił, gdy Wallie uroczyście przedstawił wszystkich, którzy potrafili salutować.Po ceremonialnym powitaniu Honakura spojrzał po twarzach, a następnie podreptał do ulubionego wiadra z piaskiem.Usadowiwszy się wygodnie, parsknął śmiechem.Żeglarze mu zawtórowali.Nadbrzeżny plac zaczął pustoszeć.Zbliżał się wieczór, niebo różowiało na zachodzie i nawet wiatr skończył całodzienny trud.Wallie mógł nareszcie uraczyć się piwem, które sobie wcześniej obiecał.Zaniósł po kuflu czekającym na brzegu tragarzom, czym wprawił ich w osłupienie.Następnie rozsiadł się na pokrywie luku i opowiedział załodze Szafira o wydarzeniach na zamku.- Co teraz będzie, wielki dowódco? - zapytał Tomiyano siedzący na drugiej pokrywie.- Możliwe, że czeka nas wizyta.Jeśli zjawi się wysoki Siódmy, nie próbuj mu się stawiać.Odetnie ci jęzor.Zostaw go mnie.Reszta niech się schowa.Istniała szansa, że odkrywszy znaczenie siódmego miecza, Boariyi przybiegnie do portu.Wallie z łatwością poradziłby sobie z nim na statku.Zoariyi mógł nie wiedzieć, że na Świecie istnieją dwie szkoły fechtunku.Nawet jeśli wiedział, było całkiem prawdopodobne, że bratanek nie posłucha jego ostrzeżeń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]