[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kandoru nie dobył miecza, Nnanji, choć z łatwością mógł to zrobić.Uniósł rękę i odwrócił się, ale nie wyciągnął broni.Nawet nie próbował!Adept popatrzył na niego pustym wzrokiem.Mentor west­chnął.- Wydawało mu się, że ugryzł go komar, ale namacał strzałkę, więc się odwrócił, żeby zobaczyć, skąd nadleciała.Dmuchawka była wygodną bronią na krótki dystans, szczegól­nie w zamkniętych pomieszczeniach albo w bezwietrzne dni, jak wtedy w Aus, kiedy czarnoksiężnicy dopadli Siódmego.Z bliska działała równie skutecznie jak pistolet, a na świadkach robiła większe wrażenie.Czarnoksiężnicy lubili się popisywać.Pod­stępni mordercy!Tymczasem wokół luku powoli zebrała się cała załoga, więc Shonsu objaśnił zasadę działania srebrnej fujarki i zatrutych strzałek.- Dajcie mi miecz.Pośrodku ozdobnej skórzanej pochwy znajdowała się okrągła dziurka o osmalonych brzegach.Wallie wyjął miecz.Na klindze, tuż przy dziewicy głaszczącej gryfa, widniała ciemna plamka.- Tutaj trafił piorun? - zapytał Nnanji z przejęciem.- Czar nie dał rady mieczowi Bogini?- Ani sztabom Broty.Oglądałeś je po bitwie?Nnanji potrząsnął głową i poszedł naprawić błąd.Wallie przyjrzał się uważnie ostrzu, ale nie dostrzegł żadnej skazy, co potwierdzało kunszt Chioxina.Gorsza broń z pewno­ścią ucierpiałaby od pocisku wystrzelonego z muszkietu.Trzeba będzie sprawdzić miecz.Centymetr w prawo albo w lewo i kula minęłaby klingę.Gdyby nie dźwigał Katanjiego, pochwa nie przesunęłaby się w lewo.Wallie szybko porzucił te rozważania.Spojrzał na burtę.Ziały w niej dwie dziury na wylot.W paru miej­scach deski były obłupane.Tomiyano podążył na wzrokiem Shonsu.- Będziemy musieli obciążyć cię kosztami naprawy - oświad­czył z powagą.- Pasażerowie nie powinni niszczyć statku.Zaraz jednak się roześmiał.Rzecz niesłychana.- Nie! - zaprotestował Wallie szybko.- To zaszczytne blizny.Nannjiemu udało się odciągnąć na bok jedną ze sztab.Wrócił z dwoma bezkształtnymi kawałkami metalu.- Znalazłem je.Wyglądają jak srebro.- To ołów - powiedział Wallie.- Dlaczego nie pozwoliłeś nam iść do wieży, panie bracie? -spytał Czwarty z pretensją w głosie.- Pokonanie czarnoksiężni­ków okazało się nie takie trudne! Piętnastu zabitych! - Zamilkł i łypnął na mentora z porozumiewawczym uśmiechem.- A może tylko czternastu?- Mieliśmy szczęście, Nnanji, dużo szczęścia! Zakapturzeni nie są zbyt dobrzy w walce, prawda? Policzyłeś ich błędy?- Dziesiątki! - prychnął Nnanji.- Ustawienie się w poprzek trasy szarżującego wozu? Powinni byli nas przepuścić, a później zająć statek.Powinni wrzucić cię do Rzeki, nim się zjawiliśmy, bracie! Amatorzy!Dobrze jednak się stało, że lepiej poznali wroga.Szermierze byli wyszkolonymi wojownikami, a czarnoksiężnicy tylko uzbro­jonymi cywilami.Potracili głowy.Jednak adept nie znał wielu ich sekretów.Atak na siedzibę magów to nie potyczka na nabrzeżu.W wieżach z pewnością roiło się od pułapek.Obrońcy mogli obrzucić szturmujących granatami.Katanji wspomniał o brązo­wych kratach przed drzwiami i o wielkiej złotej kuli umieszczo­nej na kolumnie.Generator.Intruzów poraziłby prąd.Jeszcze je­den element układanki trafił na swoje miejsce.- Znowu uratowałeś mi życie, bracie - stwierdził Wallie.-Dziękuję.Nnanji uśmiechnął się od ucha do ucha.- Byłem niezły, co?- Niezły? Świetny!Kiedyś Czwarty oblałby się rumieńcem, słysząc taką pochwa­łę.Teraz tylko się zaśmiał i powiedział:- Dziękuję.- Szybki refleks!- A ocena sytuacji?- Bezbłędna!- Taktyka?- Doskonała! - Wallie też parsknął śmiechem, ale od razu tego pożałował.- Podsumuję krótko, bracie: zdolności przywódcze! Nie tylko osiągnąłeś piątą rangę w fechtunku, mistrzu Nnanji, ale jesteś prawdziwym dowódcą.Będziesz Piątym, i to dobrym!Gdzie się podział niezgrabny chudzielec, którego Wallie spo­tkał na świątynnej plaży? Niewielu szermierzy dowolnej rangi tak błyskawicznie zorganizowałoby skuteczny ratunek.Siódmemu nie przyszło do głowy, żeby wezwać na pomoc szczury wodne, natomiast Czwarty wpadł na ten pomysł.Nie zapomniał również o transporcie.Thana obejmująca Nnanjiego w pasie odezwała się po raz pierwszy.- Szósty?Wallie wzruszył ramionami i oczywiście został ukarany za ten gest.- Niedługo.Bardzo niedługo - powiedział.Adeptowi rozbłysły oczy.- Jedziemy do Casr, bracie?Tak, lord Shonsu powinien wrócić do Casr.Musiałby stawić czoło oskarżeniu o tchórzostwo w Aus, ale teraz przynajmniej miał na koncie zwycięstwo.Nie wiedział tylko, jakie bomby ze­garowe tykają w mieście, jakie miny zakopał jego poprzednik.- Jeśli taka będzie wola Bogini.Otrzymasz promocję.Zasłu­żyłeś na nią.Tę sprawę załatwimy najpierw.Tymczasem żeglarze siedzieli lub stali wokół luku i cierpliwie czekali, aż Siódmy wyjawi, jakie ma wobec nich plany.Był ad­mirałem i orędownikiem Bogini, więc on decydował o ich losie.- A zjazd, bracie?Wallie przygarbił się, szukając dla siebie najwygodniejszej po­zycji.Zjazd? Odkrył, jak walczyć z czarnoksiężnikami, ale ta przewaga nie zapewniała mu wygranej.Boska zagadka też niewiele mogła mu pomóc.“Najpierw.".Świetnie, to polecenie już wypełnił.“Od drugiego weźmiesz mąd­rość".To również, a ponadto został upokorzony w Aus, zatoczył koło, wracając do Ov, zebrał armię i stoczył bitwę na nabrzeżu.“Na koniec zwrócisz miecz tam, gdzie jego przeznaczenie".Co oznaczały te słowa? “Na koniec", czyli kiedy? Przeznaczenie? Może chodziło o poprowadzenie wojny, ale na pewno nie o za­wiezienie chioxina do Casr, bo nie tam był przechowywany.Od­dać broń Najwyższej, żeby mógł ją wziąć ze świątyni inny przy­wódca? Szermierz spojrzał z zachwytem na piękną rękojeść, srebrny gryf, szafir.Po moim trupie!Poprowadzić wojnę? Wszystkie miecze Chioxina spełniły ta­kie zadanie, ale Wallie czuł, że przeznaczenie siódmego jest inne.- Zjazd? - naciskał Czwarty.- Nie wiem.- Mentor westchnął.- Może pojedziemy na woj­nę, ale nie zamierzam pełnić funkcji drugiego kwatermistrza.Bę­dę dowódcą, a ty moim zastępcą!Nnanji uśmiechnął się do Thany.Sława i chwała!- Niewykluczone jednak, że będziemy musieli odwołać zjazd, żeby nie dopuścić do masakry.- Odwołać zjazd! - powtórzył Nnanji ze zgrozą.Byłaby powtórka wojny Korteza z Montezumą.Trochę broni palnej przeciwko prymitywnej cywilizacji.Szermierze odpowia­dali mniej więcej poziomem starożytnym wojskom greckim, a czarnoksiężnicy znajdowali się na etapie wczesnego Odrodze­nia, czyli grali w innej lidze.Jedno Wallie wiedział na pewno: gdyby armia Bogini zaatako­wała wyznawców Boga Ognia, stosując tradycyjną taktykę, zo­stałaby doszczętnie rozbita.Siódmy uważał, że jego obowiąz­kiem - wobec cechu szermierzy, Bogini i własnego sumienia -jest zapobiec nieszczęściu.Jak?Musi intensywnie pomyśleć, zanim dopłyną do Casr.chyba że Bogini zażyczy sobie go tam przed obiadem.Żeglarzom powo­li rzedły miny.Rozterki lorda Shonsu przyprawiły ich o niepokój.Wallie otoczył ramieniem Jję i przywołał na twarz uśmiech, żeby dodać załodze otuchy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •