[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pięć!Nnanji bez wahania sięgnął do sakiewki i odliczył cztery złote monety oraz dwadzieścia jeden srebrnych.Położył je u stóp żeglarza.Trzeci rozrzucił je kopniakiem i poszedł w drugi koniec kajuty, zostawiając garnek.Brota postanowiła się nie wtrącać, tylko westchnęła ciężko.Kiedy mężczyźni zachowują się jak dzieci, kobiety powinny stać z boku.- Jak daleko jest do następnego portu, pani? - zapytał Honakura ze swojego kąta.- Około trzech dni do Wal - odparła Brota z pełnymi ustami.- W Wal są czarnoksiężnicy! - zauważył Nnanji.Piąta zerknęła na Tomiyano.- To prawda?- Nie pomyślałem, żeby się tym zainteresować - przyznał kapitan, zły na siebie.- Wypytałem o odległości, prądy, znaki orientacyjne, mielizny i rynek, a o czarnoksiężników nie! O Dri, następny port, też się nie dowiedziałem.- Dri jest w porządku - wtrącił Katanji.Ten chłopak ma dar wywoływania burzy w słoneczny dzień, pomyślała Brota.- Nie pozwoliłem ci zejść na brzeg! - warknął Nnanji.Pierwszy nie raczył odpowiedzieć, tylko spokojnie jadł dalej.Jego mentor musiał przyznać się do porażki.- No dobrze.Co odkryłeś?- Lewy brzeg to terytorium czarnoksiężników - oznajmił Katanji, wskazując ręką góry.- Nie odróżniasz prawej strony od lewej?- On ma rację, adepcie - odezwała się Brota.- Płyniemy w górę Rzeki, więc to właśnie jest lewy brzeg.Nnanji rzucił bratu piorunujące spojrzenie.Katanji był zbyt ostrożny, żeby się uśmiechnąć, ale w oczach miał iskierki.- Na południu leży Czarna Kraina, mentorze.Magowie opanowali co najmniej trzy miasta na lewym brzegu: Aus, Wal i Sen, a może więcej.I oczywiście Ov, po drugiej stronie gór RegiVul.Na prawym brzegu nie ma czarnoksiężni­ków, przynajmniej w najbliższej okolicy.Ki San, Dri i Casr są czyste.- Dobra robota, nowicjuszu - pochwalił go burkliwie Czwarty.Znowu ryknął jak Shonsu, pomyślał Katanji i ukrył uśmiech, pakując do ust kawał placka.- Dobra robota - powtórzył Nnanji i zmarszczył czoło w zadumie.Spojrzał na Brotę.- Ominiemy Wal?- Na razie mam dość czarnoksiężników.Możemy płynąć do Dri.Droga musiała jednak zająć im więcej niż pięć dni.Gdy sprzątnięto naczynia, Oligarro przyniósł mandolinę.Potem Holiyi zagrał kilka melodii na fletni Pana.Zapadła senna cisza.Ściemniło się.Na niebo wzeszedł Bóg Snów, duży i jasny.- Nnanji? Zaśpiewaj nam coś.- Nie.- Tak! - poprosili wszyscy chórem.Jonaszowie byli teraz w łaskach.Przynieśli zysk.Czwarty w końcu dał się namówić.Głos miał drżący i niezbyt silny, ale dzięki darowi naśladowania poradził sobie z linią melo­dyczną.Słowa nie stanowiły dla niego problemu.Wybrał sagę o dziesięcioletnim oblężeniu Uli, o wielkim bohaterze Akiliso Siódmym, który rozpaczał po stracie ulubionej niewolnicy.Była to znana opowieść, ale Nnanji potrafił oddać jej nastrój jak prawdziwy minstrel.Gdy dotarł do fragmentu, w którym zaprzysiężo­ny brat Akiliso rusza konno do boju, nagle zamilkł.- Myślę, że wystarczy na jeden wieczór.Dokończę kiedy indziej.Kajuta zatrzęsła się od braw i pochwał.Parę osób ocierało łzy.Brota też była pod wrażeniem pieśni.Może starzec ma rację i Shonsu wyzdrowieje, nim dotrą do Dri, a wtedy Bogini uwolni Szafir.Trzysta sztuk złota za ładunek drzewa sandałowego!Uważała jednak, że Siódmy umrze.W środku zrobiło się już ciemno.Tylko przez okna wpadał księżycowy blask.Na suficie igrały refleksy światła.- Adepcie Nnanji? - dobiegł z mroku głos Matarro.- Co zrobisz, jeśli lord Shonsu umrze?- Nie twój interes, chłopcze - skarciła go matka.- W porządku - odezwał się Czwarty.- Jest szermierzem, więc ma prawo pytać.Ja też umrę, nowicjuszu.Po plecach Broty przebiegł zimny dreszcz.- Pora spać! - oświadczyła głośno, wstając ze skrzyni.Dzieci jej posłuchały, ale dorośli siedzieli i czekali.- Nnanji! Co masz na myśli?! - krzyknął Katanji.- Nie doszło do naruszenia kodeksu! - stwierdziła Brota.- Tomo został wyznaczony na stróża porządku! l- Zgadza się.Nie będzie żadnego oskarżenia.Widzisz, nowicjuszu, gdyby wiązała mnie z lordem Shonsu tylko pierwsza albo druga przysięga, nie byłoby kłopotu.My jednak złożyliśmy sobie ważniejszą przysięgę, więc spróbuję go pomścić.Tomiyano wydał nieartykułowany dźwięk.- Myślę, że do tego nie dojdzie, ale powstaje interesująca kwestia.- Nnanji był tak opanowany, jakby rozmawiał o cenie ryb.- Kapitan nie jest szermierzem, więc nie mogę go wyzwać.Nie było przestępstwa, więc nie mogę ogłosić wyroku i zabić Trzeciego.Chyba musiałbym dać mu miecz i uprawnienia stróża porządku.Lecz te rozważania są niepotrzebne, bo Shonsu nie umrze.- Przeklęty szczur lądowy! - warknął Tomiyano.- Myślisz, że ci się upiecze?- Ani przez chwilę.Zasztyletowałbyś mnie albo przeszył mieczem Gdybym ja cię zabił, pozostali by mnie dopadli.Mężczyźni potwierdzili te słowa gniewnymi pomrukami.- Nie martw się więc.Nie zrobię nic bez ostrzeżenia.Shonsu nie umrze, a jeśli nawet, dostaniesz mnie pierwszy.- Musiałbyś wyzwać wszystkich świadków! - krzyknęła Brota.- Tak, wszystkich!- Tak, ale przysięga to przysięga - powiedział Nnanji chłodno.Kobieta zaklęła głośno, uciszając narastający gwar.- To przesądza sprawę! Jutro wysiadacie na pierwszej przystani, którą zobaczymy.Wszyscy.Nigdy w życiu nie złamałam umowy, ale ta wygasa!Załoga głośno ją poparła.- Dużo zarobiłaś na drewnie, pani? - rozległ się w ciemności głos starca.Brocie nagle zrobiło się zimno.Nie tylko przyjęła klejnot od Shonsu, ale teraz również złoto od Bogini [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •