[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślałam, że mam.- Teraz masz.Nie popełnij jednak drugi raz tego samego błędu.Panie Christian, na statku jego królewskiej mości “Bounty” panuje i będzie panować dyscyplina.Bili! Jak sobie tam radzisz?- W porząsiu.- Czy jesteś całkowicie zabezpieczony? Nie chcę, żeby przy ostrym skręcie coś mi zaczęło latać po kabinie.- Jest przypięty jak należy - zapewniła mnie Gwen.- Sprawdziłam go.Trzyma doniczkę drzewa-san na brzuchu.Obiecałam mu, że jeśli ją puści, pochowamy go bez obrządku.- Nie jestem pewien, czy ona wytrzyma przyśpieszenie.- Ja też nie, ale nie było sposobu, żeby ją zapakować.Tak przynajmniej jest w odpowiednim położeniu.Powtarzam też pewne zaklęcia.Mój drogi, co mam począć z tą peruką? Naomi używa jej do publicznych występów.Ma dużą wartość.To było naprawdę miłe z jej strony, że nalegała, bym ją założyła.To mnie ostatecznie przekonało, ale nie wiem, jak ją ochronić.Jest przynajmniej tak samo wrażliwa na przyśpieszenie jak drzewo-san.- Niech mnie, jeśli wiem coś na ten temat.To moja oficjalna opinia.Wątpię jednak, bym był zmuszony wycisnąć z tego grata więcej niż dwa g.Zastanowiłem się nad tym.A co ze schowkiem na drobne rzeczy? Wyciągnij cały kleenex z apteczki, owiń nim perukę i wsadź trochę do środka.Czy to coś da?- Myślę, że tak.Mamy czas?- Pod dostatkiem.W biurze pana Dockweilera dokonałem pośpiesznych obliczeń.Żeby wylądować w porcie Hong Kong Luna w promieniach słonecznych, powinienem zacząć się przemieszczać na niższą orbitę o dwudziestej pierwszej zero zero.Kupa czasu.Rób więc swobodnie, co uważasz za potrzebne, a ja powiem komputerowemu pilotowi, co zamierzam.Gwen, czy możesz odczytać ze swojego siedzenia wskazania wszystkich instrumentów?- Tak jest, sir.- W porządku.To należy do ciebie, razem z obserwacją widoku z prawej burty.Ja zajmę się ciągiem, pozycją i tym małym komputerkiem.Swoją drogą, masz licencję, prawda?- Nie ma chyba sensu teraz mnie o to pytać.Nie kłopocz się, najdroższy.Rozbijałam się złomem po niebie, zanim skończyłam szkołę średnią.- W porządku.- Nie poprosiłem, żeby mi pokazała licencję.Jak sama stwierdziła, było już na to za późno.Zauważyłem też, że nie odpowiedziała na moje pytania.(Jeśli balistyka was nudzi, to jest kolejny fragment, który możecie pominąć).Aby okrążyć Lunę po orbicie przebiegającej nad jej powierzchnią tak nisko jak kosiarka do trawy (zakładając, że na Lunie rośnie trawa, co nie wydaje się prawdopodobne), potrzeba godziny, czterdziestu ośmiu minut i paru sekund.“Złota Reguła”, która znajduje się trzysta kilometrów wyżej niż sięgają najwyższe źdźbła trawy, musi krążyć po orbicie o długości większej niż obwód Luny (10919 kilometrów), a mianowicie 12 805 kilometrów.Ponad dwa tysiące kilometrów dalej, a więc musi poruszać się szybciej.Zgadza się?Nie zgadza.(Oszukiwałem).Najbardziej pochrzaniony, sprzeczny z wszelkim zdrowym rozsądkiem, trudny aspekt balistyki orbit wokółplanetarnych polega na tym, że żeby przyśpieszyć, trzeba zwolnić, a żeby zwolnić, należy przyśpieszyć.Przykro mi.Tak to już jest.Znajdowaliśmy się na tej samej orbicie co “Złota Reguła”, trzysta kilometrów nad powierzchnią Luny, i unosiliśmy się razem z osiedlem z prędkością półtora kilometra na sekundę (1,5477 km/s jak to wprowadziłem do komputera.ponieważ to właśnie było napisane na bryku, który dostałem w gabinecie Dockweilera).By dostać się na powierzchnię, musiałem zejść na niższą (i szybszą) orbitę i żeby to zrobić, trzeba było zwolnić lot.Jest to jednak bardziej skomplikowane.Lądowanie w warunkach próżni wymaga zejścia na najniższą (i najszybszą) orbitę, trzeba jednak wytracić tę prędkość, by dotrzeć na miejsce lądowania ze względną prędkością równą zeru - należy ją zmniejszać tak, by opuścić się pionowo na powierzchnię i wylądować bez wstrząsu (lub tylko z niewielkim) i nie ślizgając się (lub tylko trochę).Nazywają to orbitą synergjczną (trudno to poprawnie napisać, a jeszcze trudniej obliczyć).Można tego jednak dokonać.Armstrongowi i Aldrinowi udało się za pierwszym razem.(Nie ma możliwości poprawki!) Mimo jednak wszystkich szczegółowych obliczeń okazało się, że na ich drodze znalazła się cholernie wielka skała.Czysta wirtuozeria i parę litrów paliwa załatwiły im miejsce lądowania, z którego mogli odejść na własnych nogach.(Czy gdyby zabrakło im tego paliwa, rozwój podróży kosmicznych uległby opóźnieniu o jakieś pół wieku? Nie darzymy naszych pionierów należytym uznaniem).Istnieje też inny sposób lądowania.Zatrzymać się bezpośrednio nad miejscem, w którym chce się dotknąć gruntu, i spaść w dół jak kamień.Wyhamować z taką precyzją, by spaść na powierzchnię z delikatnością żonglera łapiącego jajko na talerz.Jedna drobna trudność - skręty pod kątem prostym stanowią zaprzeczenie wszelkich zasad sztuki pilotażu.Traci się delta v w sposób skandaliczny.Twoja łódka najpewniej nie ma tyle paliwa.(“Delta v” to określenie z żargonu pilotów oznaczające zmianę prędkości, ponieważ w równaniach grecka litera “delta” oznacza zmianę wartości, zaś “v” prędkość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]