[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokój był wybity błękitnym papierem i bardzo ładnie urządzony.Me-ble pokrywał błękitny z heliotropowym odcieniem aksamit, takież były portiery i firanki, ipodobny zupełnie dywan tłumił kroki.Bl�thnerowski fortepian stał pod oknem; wielkapalma swoimi wachlarzowatymi liśćmi tworzyła zielony dach nad klawiaturą.Gerydony,pełne zwiędłych i poschłych kwiatów, stały w kilku miejscach.Biurko, wykładane kościąsłoniową, maleńkie, eleganckie, przepełnione cackami, powiędłymi bukiecikami fiołków,które od wiosny wyrzucić zapomniano, listami, pudełkami z papierem listowym, nutami,rękawiczkami, które się walały w rozsypanym pudrze, stało na środku pokoju.Po krze-słach, po fotelikach japońskich z bambusu, o poręczach z heliotropowego aksamitu, nafortepianie, nawet na skromnym łóżku ukrytym pod pawilonem z heliotropowych tiulów,na dywanie pod ścianami leżały bezładnie porozrzucane książki, nuty, przeglądy mód,fartuszki dziecinne, kalosze mężusia itd.itd. Boże, co za nieład, Boże, co za nieporządek  narzekała Zaleska załamując ręce. Anusia, Anusia!  wołała na służącą, ale Anusia nie przyszła, tylko od kuchni dolaty-wał gwar i krzyk dzieci, a w przerwach coraz potężniejsze chrapanie mężusia.30  Panno Janino! niechże pani siada; straszliwy nieporządek; ale jedna sługa nie możesobie dać rady ze wszystkim; doprawdy, że nieraz rozpacz mnie ogarnia.Mówiłam jużmężusiowi, aby przyjął pokojówkę; powiada, że dostać nie można.Pisałam nawet do ku-zyna, niechby przysłał z Warszawy.Poskładała nuty na fortepian, przysunęła Jance fotelik i upadła zmęczona na niski, bie-gunowy fotel, obity heliotropowym jedwabiem; ale zerwała się natychmiast, wydobyła pu-dełko cukierków z biurka, przysunęła do Janki maleńki stoliczek z czerwonej laki, posta-wiła cukierki i zaczęła Jankę zapraszać do nich.Sama jadła je ciągle, bujała się na fotelu,poprawiała misternie w grajcarki sztywne ufryzowaną grzywkę i znowu mówiła: Proszę pani, myślę, czemu nie zostałybyśmy przyjaciółkami! Chwilami tak mi potrze-ba przyjacielskiego serca, duszy, która by mnie kochała.Ach! w tej chwili każę dawaćherbatę. Wybiegła i powróciła prawie natychmiast zdyszana i zarumieniona, z wypieka-mi na twarzy, upadła ciężko na fotelik, zaczęła gryzć cukierki, z kuchni przybiegły za niąprzerazliwe krzyki dzieci. Ach! boję się szaleństwa, ale jeślibym dłużej miała w takichwarunkach żyć, to nie ręczę za siebie. Przerwała nasłuchując, bo turkot jakiś rozległ sięprzed stacją. Ma przyjechać do mnie dzisiaj pani Osiecka, zna ją pani? Tylko z widzenia. Bardzo miła kobieta, trochę smutna, ale dystyngowana i ma rozległe w świecie sto-sunki, bardzo często przyjmuje u siebie, szczególniej latem, bo mieszkało u niej kilka ku-zynek.Zwierkoski się podobno stara o jej siostrzenicę, Zosię, ale to bardzo dziwny czło-wiek, przyznam się, że go się boję.Czy to prawda, że pani była w teatrze?  zapytała pro-sto. Trzy miesiące byłam  odpowiedziała Janka niechętnie. Pani mi daruje, już się nie pytam więcej, bo widzę, sprawiłam przykrość zapytaniem.Tak, tak  szeptała melancholijnie  każdy człowiek, a szczególniej kobieta każda, ma wswoim życiu jaśniejsze chwile, o których nierada mówić; rozumiem to dobrze.Proszę pani,te morele w cukrze bardzo dobre, ręczę za nie, bo to mój kuzyn przysłał.Usiadła do fortepianu z cukierkiem w ustach i zaczęła grać preludium Szopena, teszeptane przez łzy, wśród czarów wiosennej przyrody, zwierzenia duszy chorej.Jankawsłuchiwała się z przejęciem i kładła na tych pełnych woni i smutku rytmach duszę, izwolna pogrążyła się w jakiś nastrój szarpiący nieopowiedzianą tęsknotą.Zaleska grała zuczuciem i z przedziwną prostotą, nie było w jej grze nic błyskotliwego, nic wirtuozow-skiego, obliczonego na olśnienie i zdumienie słuchaczy; gra jej była jakaś nieosobista, taknic indywidualnego nie mąciło i nie przysłaniało Szopena.Jej blada, nieregularna twarz,powlekła się smutkiem, wielkie piwne oczy świeciły głębokim wyrazem odczuwania pięk-ności muzyki, przygryzła ze wzruszenia wiśniowe, prześlicznie wykrojone usta i grałaprzejmując się coraz głębiej. Przestań! psiakrew, że to przespać się nie można, tylko brzdąkanie i brzdąkanie krzyczał mąż zatrzaskując drzwi do buduarku i poznać można było po gwałtownym trzesz-czeniu sofy, że położył się znowu spać.Zaleska zerwała się od fortepianu i zalęknionym wzrokiem spoglądała na drzwi, to naJankę. Pani daruje, ale mężuś zmęczony treningiem.zapomniałam istotnie. Wstała chcącprawdopodobnie iść przepraszać go, ale usiadła z powrotem przy fortepianie i zaczęła ob-rywać zeschłe liście kwiatów na oknie, aby ukryć wzruszenie, ale nie potrafiła, bo łzy za-częły się wydzierać spod zaciskanych powiek i coraz obficiej płynąć po twarzy, żłobiąc wwypudrowanej powierzchni żółtawe bruzdy; rozpłakała się wreszcie spazmatycznie, przy-31 słoniła twarz chustką i płakała cicho, jak dziecko skarcone niesłusznie.Janka uczuła sięwprost oburzona brutalnością Zaleskiego i w jakimś przypływie współczucia przysunęłasię do niej i uspakajała ją z prawdziwą serdecznością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •