[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jakbyście mnie, Jaguś, nie poznali?Aż ją w dołku ścisnęło od tego głosu.- Co bym ta nie poznała!.jeno pan Jaś taki tera galanty, taki inszy.- Pewnie, lata idą.Byliście u kogo na Budach?- Tak sobie ino chodziłam, święto przeciek.Nabożna? - tknęła nieśmiało książki.- Nie, o krajach dalekich i o morzach!- Jezu! o morzach! A te obraziki też nie święte?- Zobaczcie! - podsunął jej pod oczy książkę i pokazywał.Stali ramię w ramię, bezwolnie wpierając się w siebie biedrami, a tykając głowami nisko przychylonymi.Pojaśniał ją niekiedy, wtedy podnosiła na niego oczy podziwu pełne, nie śmiejąc dychać ze wzruszenia,a cisnąc się coraz barzej, bych lepiej dojrzeć, gdyż słońce opuściło się już za bory.Naraz wstrząsnął się cały i odsunął zdziebko.- Mroczeje, czas do domu! - szepnął cicho.- A to pódzmy!Szli w milczeniu, nakryci prawie cieniami drzew.Słońce zaszło, modrawe mroki trzęsły się na pola, zórzdzisiaj nie było, jeno przez grubachne pnie topoli widniał na niebie złocisty rozlew, świat przygasał.- I to wszystko prawda, co tam pokazane? - przystanęła.- Wszystko, Jaguś, wszystko.Jezu, takie wody wielgachne, takie światy, że uwierzyć trudno.- Są, Jaguś, są! - szeptał coraz ciszej zaglądając jej w oczy z tak bliska, że wstrzymała oddech, dreszczją przeszedł i podała się piersiami naprzód, czekała, iż ją obejmie i do pnia przyprze, jaże ramiona sięjej ozwarły i gotowa się była dać, ale Jasio odsunął się śpiesznie.- Muszę iść prędzej, dobranoc Jagusi! - i poleciał.Z dobry pacierz przestojała, nim się poredziła ruszyć z miejsca.- Urzekł me czy co! - myślała wlekąc się ociężale, mąt jakiś miała w głowie, ciągotki ją rozbierały.Wieczór się robił, światła błyskały tu i owdzie, a z karczmy roznosiło się granie i przytłumione rozmowy.Zajrzała przez okno do izby rozświetlonej: pan Jacek stojał w pośrodku i rznął na skrzypcach, zaś przedszynkwasem kolebał się Jambroży, krzykliwie cosik rozpowiadał komornicom, często po kieliszeksięgając.Naraz ktosik ją wpół krzepko ujął, że krzyknęła kurcząc się i wydzierając.- Przydybałem cię i nie puszczę.napijem się zdziebko.pódzi.- szeptał wójt nie zwalniając zpazurów i pociągnął ją bocznymi drzwiami do alkierza.Nikto nie dojrzał, bo już prawie ciemno było na świecie i mało kto przechodził drogą.Wieś już przycichała, milkły gwary i pustoszały opłotki, naród rozchodził się po chałupach, dobiegałyświęta i dni słodkich wczasowań, powszednie jutro stojało za progiem i w mrokach ostre kły szczerzyło,że niejedną duszę lęk ściskał i turbacje obsiadały na nowo.Posmutniała wieś i przygłuchła, jakby do ziemi barzej przywierając i tuląc się w sady oniemiałe, jeszczetam kajś niekaj siedzieli na przyzbach dojadając święcone i z cicha gwarząc, gdzie zaś spać się rychlejwybierali, pieśnie pobożne przyśpiewując.Tylko u Płoszkowej rojno było i gwarno, zeszły się były sąsiadki, a obsiadłszy ławy, poredzały godniemiędzy sobą.Wójtowa na pierwszym miejscu siedziała, zaś pobok pękata, wyszczekana Balcerkowaswojego dowodziła; była i chuda Sikorzyna, była i jazgocząca cięgiem Borynowa, stryjeczna chorego,była i kowalowa z najmłodszym przy piersi, ugwarzająca się z pobożną, cichą sołtysową, i drugie byłyco najpierwsze we wsi.Siedziały napuszone i odęte kiej kwoki w barłogu, a wszyćkie we świątecznych sutych wełniakach, wchustkach, lipecką modą do pół pleców opuszczonych, w czepcach kiej koła bieluchne, a rzęsiścieskarbowane nad czołami, we fryzkach po uszy nastroszonych, na które tyle korali nawiesiły, ile któramiała.Zabawiały się galanto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]