[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden z nich podawał cidzisiaj florety, a ty go nie poznałeś.- Zawahał się.- Oba znaki Shonsu to miecze.%7łartowano,że jego rodzice byli mężczyznami.Wallie parsknął śmiechem.- Mówiono tak za plecami Siódmego?-W bezpiecznej odległości, jak sądzę - odparł kasztelan z uśmiechem.To był sprawdzian.Tivanixi upewnił się, że stojący przed nim mężczyzna nie jestShonsu.- Twój miecz to rzeczywiście siódmy chioxin, panie, ale nie widać po nim siedmiusetlat używania.Nikt nie wie, gdzie znajdował się do tej pory.%7ładna rodzina królewska nieutrzymałaby sekretu tak długo.Ale świątynia owszem.Mistrz ofiarował go Bogini.- Coś takiego!- Mogłeś go ukraść ze świątyni w Hann.- Nie ukradłem.Porozmawiaj z kapłanem.Tivanixi zaczął chodzić po sali w tę i z powrotem.Wzbijał tumany kurzu, roztrącałmysie odchody.- Omal cię nie oskarżyłem.Twój kunszt szermierczy sprawił, że się zawahałem, bogdybyś należał do wrogów, już dawno wszyscy bylibyśmy martwi.Miecz całkiem mniezaskoczył.Twoje opowieści o czarnoksiężnikach tylko zagmatwały sprawę.Lecz jeślinaprawdę zbadałeś lewy brzeg, wstydzę się, że zwołałem zjazd, nie wiedząc dobrze przeciwkokomu.Potrzebujemy twojej rady!- Zostawmy na razie kwestię otwartą.Macie inny problem.Czy jestem człowiekiemhonoru, nawet jeśli przysłali mnie bogowie? Popełniłem kilka poważnych błędów.Szczególnie w Aus.Zszedłem na brzeg.Idiotyzm! Bez miecza.Jeszcze większy idiotyzm!Schwytano mnie i dano do wyboru śmierć na miejscu albo doczołganie się do statku.Stałemna nabrzeżu.Mogłem skoczyć, ale popełzłem.Może podjąłem złą decyzję. Na twarzy Tivanixiego przez moment odmalował się dziwny wyraz.Mężczyznazatrzymał się przy jednym z okien, jakby mógł cokolwiek zobaczyć przez warstwę kurzu.- Niewielu szermierzy nie przeżyło w życiu upokorzenia, choć raz - powiedział cicho.Zaskoczenie.Walllie znał dobrze tylko jednego szermierza i nie umiał sobiewyobrazić, że jego protegowany się poniża.Lecz do Nnanjiego nie można było przykładaćzwykłej miary.- Będąc Drugim trafiłem kiedyś do niewłaściwego łóżka.Rzucono mi wyzwanie -kontynuował Tivanixi.Silił się na żartobliwy ton, ale mięśnie pleców miał napięte, a głosledwo słyszalny.- Był ode mnie o dwie rangi wyżej.Zażądał, ukorzenia się i kazał misprowadzić przyjaciół.Zrobiłem to! Przez cały czas powtarzałem sobie, że po wszystkimpójdę i umyję miecz.Wallie milczał zafascynowany.- Poszedłem nad Rzekę - szeptał kasztelan do okna.- Stałem nad wodą przez godzinę inie zrobiłem kroku.Pózniej wróciłem do domu i czekałem, aż mi odrosną włosy.Nigdyjeszcze o tym nie opowiadałem, panie.- Nikomu nie powtórzę - obiecał Wallie.- Ale wszedłeś do Rzeki, kiedy zwoływałeśzjazd.Dlatego Tivanixi mógł teraz podzielić się tamtym przeżyciem.- To co innego.Nie składałem sobie żadnych postanowień, lecz ogłosiłem wszem iwobec, co zamierzam zrobić.Były tłumy ludzi! Odbyła się ceremonia.Przed nami ginęłyostatnie z czterdziestu dziewięciu byków.Dziwne uczucie.- Zadrżał.- Większość z naskiedyś składała hołd poddańczy innemu szermierzowi.Ty ukorzyłeś się przedczarnoksiężnikami, i to cała różnica.Gdybym miał tylko taką rzecz na sumieniu, nie bałbymsię, że ktoś mi ją wypomni.Zawsze znajdzie się sposób, żeby doprowadzić do pojedynku.Niewiem jednak, czy próbowałbym zostać przywódcą zjazdu, panie.Racja!- W Ov było inaczej.Nie przepraszam za Ov.Podjąłem właściwą decyzję.Tivanixi pokiwał głową ze zrozumieniem.- Myślę, że tak.Nie miałeś armii, tylko zbieraninę szermierzy, żadnego planu aniłańcucha dowodzenia.Nie mogłeś nawet wydawać rozkazów, bo nie znałeś imion.Postąpiłeśsłusznie, ale szczeniaki będą ujadać, bo tylko wyższe rangi znają sutry poświęcone strategii.- Powiedz mi, co dalej, panie.Kasztelan wzruszył ramionami.- Zdaje się, że musimy poczekać, aż zbierze się siedmiu Siódmych.Kiedy przybędzie ostatni, ogłoszę rozpoczęcie zjazdu i przyjmę wyzwanie.- Wlepił posępne spojrzenie wewłasne buty.- Mam nadzieję, że ten ostatni nie będzie zbyt grozny.Silniejszy niż do tej pory podmuch wiatru szarpnął poluzowanym oknem.- Widzę, że organizacja zjazdu nie jest zadaniem dla małego człowieka.A jeśli dwóchszermierzy rzuci ci wyzwanie?- Będę walczył z pierwszym, a ocala.zwycięzca stoczy pojedynek z drugim chętnym.Gdy nikt się nie zgłosi, on zostanie przywódcą.- A co się stanie, jeśli ja rzucę wyzwanie i zwyciężę.Przypuśćmy, że pokonamBoariyiego? Wszyscy złożą mi przysięgę?Musiał długo czekać na odpowiedz.Tivanixi przeczesywał dłonią włosy i oglądałswoje buty.- Nie sądzę.Myślę, że uciekną albo podniosą bunt.Ale nigdy do tego nie dojdzie.Boariyi cię oskarży.Zoariyi będzie teraz miał czas się przygotować.Znajdzie świadków,którzy widzieli cię w Aus.Może już wysłał ludzi.Ci dwaj zebrali dużą świtę.Wallie kiwnął głową.Miał ponurą minę.- Shonsu stracił armię albo ją sprzedał.Teraz wrócił, żeby sprzedać następną.Zadanie,które powierzył mi bóg, byłoby trudne, nawet gdybym nie popełnił żadnych błędów, lordzieTivanixi.- Wyjaśnij mi, o co chodzi z tą zagadką.- Składa się ona z siedmiu wersów.Najpierw miałem zakuć brata w łańcuchy izrobiłem to, kiedy Nnanji i ja złożyliśmy sobie czwartą przysięgę.Potężny został upokorzonyw Aus.Zatoczenie koła oznaczało mój rekonesans po miastach czarnoksiężników.Zdobyłemarmię, ratując Szafira przed piratami.Zyskałem mądrość, gdy Katanji pomógł mi odkryćprawdę o czarnoksiężnikach.Ostatnie polecenie dotyczy zwrotu miecza, ale tego właśnie nierozumiem.Tivanixi uśmiechnął się.- Już je wykonałeś.Chioxin pochodzi z Casr.Wallie zaklął cicho.- Miecz został wykuty w tym zamku.Walliemu wydawało się, że słyszy głośny śmiech małego półboga.Bogowie niepierwszy raz z nim igrali.Może chociaż mieli dobrą zabawę.- Nie wiedziałeś o tym! - Tivanixi przyglądał mu się w zamyśleniu.- Teraz musze zrobić wszystko, żeby miecz został użyty zgodnie z.przeznaczeniem -stwierdził Wallie posępnie.- Poprowadzi zjazd, jak co najmniej trzy z siedmiu chioxinów. Nagle zrozumiał.Przeszedł go dreszcz.Zjazdy prowadzili najlepsi szermierze naZwiecie.Słabsi wojownicy, noszący jedno z arcydzieł Chioxina, szybko ginęli.Eposy o nichnie wspominały.Bohaterowie to bohaterowie.- Ile czasu zostało? - spytał.- Nie możesz promować jakiegoś Szóstego?- Nie sądzę - odparł kasztelan z roztargnieniem, podejmując spacer.- Zawszeoczywiście jest nadzieja, że następna łódz kogoś przywiezie.Można by przypuszczać, że ztrzech tuzinów Szóstych wybierze się paru Siódmych, prawda? Lecz wielu najlepsze lata maza sobą.Kilku jeszcze nie osiągnęło szczytu możliwości.Inni nie spodziewali się takiejszansy, więc nie uczyli się sutr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •