[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wsparty na ramieniu Binnesmana pokuśtykał do środka.Jego koń już tam był.Pasł się w niskiej trawie i wyraznie oszczędzał prawąprzednią nogę.Gaborn był wdzięczny losowi, że uchronił zwierzę przed czaramiraubena.Wahał się jednak wkroczyć w krąg posągów.Wyczuwał w nim wielkienatężenie mocy ziemi.To było miejsce pradawne i straszne, grozne dla tych, którzybyli mu obcy.- Chodz, Zrodzony z Ziemi - powiedział Binnesman.Ioma podeszła sztywno, wpatrzona w swe stopy i wyraznie zaniepokojonaemanującą spod ziemi mocą.Gaborn wyczuwał ją podobnie, jak czuje się promieniesłońca na skórze w pogodny dzień.Płynęła z dołu i napełniała energią całe jego ciało.Przyklęknął, żeby zdjąć buty, poczuć tę siłę pełniej.Ziemia pachniała tu ostro, jaksilnie zmineralizowana.Chociaż wszędzie wkoło rosły gigantyczne dęby, żaden nie stałblisko środka kręgu, ustępując miejsca nielicznym krzewom białej jagody.%7łyciodajnaenergia ziemi była widać zbyt silna, aby cokolwiek innego mogło przetrwać.Gabornzdjął buty i usiadł na trawie.Binnesman rozejrzał się jak wojownik lustrujący pole bitwy.- Nie bój się - szepnął.- Dla Strażników Ziemi to miejsce ma szczególną moc.Może i ma rację, pomyślał Gaborn, ale bez przesady.Ostatecznie mało nieprzegrał tu walki z raubenem.Czarnoksiężnik sięgnął do kieszeni i wyciągnął kilka podłużnych liści tojadu.Skruszył je starannie i cisnął proch w powietrze. Na starożytnej drodze ujadały psy, ich skowyt odbijał się echem od pni starychdębów.Gaborna aż dreszcz przebiegł na ten dzwięk.Rozejrzał się uważnie wkoło.- To drzewa wzywały mnie tutaj - powiedział.Binnesman skinął głową.- Prosiłem je o to.I nałożyłem na ciebie zaklęcie chroniące przed pościgiemRaja Ahtena.Chociaż na taką odległość wiele nie pomogło.- Tylko dlaczego te drzewa nadały mi mylące imię? Dlaczego zwą mnieErdenem Geborenem?- Są stare i sklerotyczne - odparł Binnesman.- Ale pamiętają jeszcze swegokróla.Ten las był sprzymierzeńcem Erdena Geborena.Bardzo go przypominasz.Pozatym twój ojciec miał cię tak nazwać.- Co to znaczy, że  miał mnie tak nazwać ?- Władcy Czasu powiedzieli kiedyś, że kiedy siódmy kamień upadnie, ErdenGeboren raz jeszcze przybędzie do kręgu posągów wraz ze swym Strażnikiem Ziemi iorszakiem wiernych królów i książąt.Tu odbędzie się jego koronacja i tutaj poczyniplany na koniec ery, do której należał, a wszystko w nadziei, że gatunek ludzki zdołajednak przetrwać.- Namaściłbyś mnie na króla?- Jeśli świat nie oszaleje ze szczętem, to tak.- A Raj Ahten?- W doskonalszym nieco świecie byłby największym z twoich sprzymierzeńców.Obalin przyciągnął go dziś w nocy, podobnie jak ciebie i króla Sylvarrestę.-Binnesman wskazał na leżący kamień przypominający posąg.Obaliny, tak zatem się zwały.Gaborn nigdy nie słyszał tej nazwy.- Znalezliśmy się w straszliwym niebezpieczeństwie, Gabornie.Nic nie jest tak,jak być powinno.Dziś w nocy mieli przybyć tu wszyscy królowie Rofehavanu iIndhopalu.Jednak wielcy mężowie, zastępy niedoszłych bohaterów przyszłych wojen,albo zginęli już, albo leżą bez sił jako darczyńcy Raja Ahtena w jego warowniach.Zbliża się wojna, która obudzi szaleństwo żywiołów, podczas gdy szeregi obrońcówziemi nieliczne są i słabe.- Nie rozumiem.- Spróbuję wyłożyć to jaśniej, gdy przybędzie Raj Ahten - powiedziałBinnesman.Nagle z mroku wypadły ciemne sylwetki mastiffów.Ich ujadanie przybrało nasile. Za nimi pojawili się ludzie i kilka koni.Tylko trzy wierzchowce wytrzymałytrudy pościgu.Reszta odpadła.Dwunastu wojowników dotarło tu na własnych nogach.Gaborn stropił się, że aż tylu ludzi przetrzymało forsowny marsz w tak trudnymterenie.To musieli być przerażająco silni wojownicy.Psy gończe w skórzanych maskach i kolczastych obrożach podbiegły na sto stópdo kamiennego kręgu, gdzie zatrzymały się z wściekłym warczeniem, jakby natknęłysię na mur.Mastiffy bardziej przypominały cienie rzucane przez drżące płomienie niżpsy.Nie mogły podejść tam, gdzie Binnesman rozrzucił tojad.Kilka pogoniło naookołokręgu.- Cicho! - krzyknął na nie zielarz.Psy przypadły do ziemi, podwinęły kikuty ogonów i zamilkły.%7ładen nie śmiałnawet pisnąć.Jureem ruszył za swoim panem do środka kręgu powalonych kamieni.Jegoogier był mokry, jakby przepłynął rzekę.Płuca pracowały mu jak miechy.Nieprzeżyłby kolejnych dziesięciu mil pogoni.Widok wciąż żywego, kuśtykającego między posągami księcia Gaborna niecozaskoczył Jureema.W powietrzu unosił się dziwny zapach, lodu, dymu i kurzu.Raj Ahten spojrzał ostro na Gaborna.Przechylił głowę, jakby chciał się czegoś wnim dopatrzyć.Dziwne rzeczy się tu dzieją, pomyślał Jureem.Wszystkie kamienie leżały naziemi.Niekształtne, choć poniekąd wciąż ludzkie w swych agonalnych pozach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •