[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Gdzie są dokumenty? — zapytała bez żadnego wstępu.Uśmiechnąłem się zwycięsko.A więc nie złapali ich.Ale za szybko się ucieszyłem.Za Szept zobaczyłem więcej żołnierzy.Nieśli nosze, a na nich Kruka.Przerzucili go na łóżko naprzeciwko mojego.Ich gościnność nie należała do skromnych.Umieścili nas w dużej celi, w której było mnóstwo miejsca, by więźniowie mogli rozprostować nogi.Przywołałem uśmiech na twarz.— Nie powinnaś zadawać takich pytań.Mamie nie spodo­bałoby się to.Pamiętasz, jak się rozzłościła ostatnim razem?Szept zawsze zachowywała zimną krew.Nawet kiedy dowo­dziła Buntownikami, nigdy nie pozwalała ponieść się emocjom.— Twoja śmierć może być nieprzyjemna, lekarzu — przy­pomniała mi.— Śmierć jest śmiercią.Na jej bezbarwnych ustach pojawił się uśmiech.Nie była piękną kobietą, a ten paskudny uśmiech z pewnością nie poprawiał jej wyglądu.Otrzymałem wiadomość.Gdzieś w moim wnętrzu coś zawyło i fiknęło koziołka jak wściekła małpa.Oparłem się płynącej z niej grozie.Nadszedł czas, by zachować się jak brat Czarnej Kompanii.Musiałem zyskać czas.Dać innym możliwie najdłuższy start.Szept patrzyła na mnie uśmiechając się.Musiała odczytać moje myśli.— Nie zajdą daleko.Mogą ukryć się przed czarami, ale nie ukryją się przed psami gończymi.Serce zamarło mi w piersiach.Ledwie zdążyła to powiedzieć, przybył posłaniec.Szepnął jej coś na ucho.Skinęła głową i zwróciła się do mnie:— Idę ich wyłapać.Podczas mojej nieobecności pomyśl o Kulawcu.Kiedy już wydobędę z ciebie informacje, zamie­rzam odesłać cię do niego.— Znów uśmiechnęła się.— Nigdy nie byłaś miłą damą — odpowiedziałem, lecz wypadło to słabo i na dodatek mówiłem do jej pleców.Obstawa wyszła razem z nią.Zbadałem Kruka i nie zauważyłem żadnych zmian.Położyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i próbowałem oczyścić umysł.Kiedyś pomagało to, gdy chciałem skontak­tować się z Panią.Gdzie była? Wiedziałem, że ostatniej nocy była wystarczająco blisko, bym wyczuł jej obecność.Ale teraz? W co grała? Nie obdarzyła mnie szczególnymi względami.Jeszcze.Ale są względy i względy.38.FORTECA W ŁADZIEBam! Trzasnęły stare drzwi.Tym razem usłyszałem korytarzu ciężkie kroki człowieka-góry, więc moją jedyną reakcją było pytanie:— Czy kiedykolwiek pukasz, Bruno?Nie otrzymałem odpowiedzi, dopóki nie weszła Szept.— Wstawaj, lekarzu.Odpaliłbym jej jakąś uszczypliwą uwagą, lecz coś w jej głosie zmroziło mnie, prócz chłodu spowodowanego moim ciężkim położeniem.Wstałem.Wyglądała okropnie.Nie żeby zmieniła się fizycznie, ale coś w niej umarło.Była zimna i przerażona.— Co to było? — zażądała odpowiedzi.— Co — zdziwiłem się.— To, z czym podróżowaliście.Mów.Nie miałem najmniejszego pojęcia, o czym bredzi.— Schwytaliśmy ich.A raczej moi ludzie ich schwytali, a ja poleciałam tylko, żeby policzyć ciała.Co rozszarpało dwa­dzieścia psów i stu uzbrojonych mężczyzn w ciągu kilku minut, a potem zniknęło?Bogowie, Jednooki i Goblin musieli przejść siebie.Nadal milczałem.— Przybyliście z Krainy Kurhanów, gdzie wtrącaliście się w nie swoje sprawy.Powiesz coś wreszcie? — Sprawiała wrażenie zamyślonej.—Tym razem dowiemy się wszystkiego.Zobaczymy, jaki naprawdę jesteś, żołnierzu.Brać go! — rozkazała olbrzymowi.Używając podstępu, uderzyłem go z całej siły.Udawałem bezradność, by się odprężył, a potem nastąpiłem mu na stopę, przy okazji przejeżdżając rantem buta w dół jego goleni.Następnie zatoczyłem się i kopnąłem go w krocze.Niestety, starzeję się i staję się coraz wolniejszy.Oczywiście, olbrzym był o wiele szybszy, niż powinien być człowiek jego rozmiarów.Odsunął się, chwycił moją nogę i rzucił mną przez pokój.Dwaj żołnierze dopadli mnie i zaczęli wlec.Mimo to odczuwałem cholerną satysfakcję, widząc, że olbrzym kuleje.Spróbowałem jeszcze kilku sztuczek tylko po to, by opóźnić to, co nieuniknione.Żołnierze trochę poobijali mnie po drodze.W końcu przywiązali mnie do drewnianego krzesła z wysokim oparciem w pokoju, w którym Szept praktykowała swoje czary.Nie zobaczyłem niczego szczególnie nikczemnego, a to tylko pogorszyło moje przeczucia.Choć bardzo starali się być nieprzyjemni, wydobyli ze mnie tylko dwa czy trzy głośne wrzaski i niespodziewanie na tym się skończyło.Odwiązali mnie od krzesła i zawlekli z powrotem do celi.Byłem zbyt zamroczony, by się dziwić.Zrozumiałem, co się stało, dopiero gdy kilka jardów od celi natknęliśmy się na Panią.Tak.Więc moja wiadomość dotarła do niej.Zjawiła się w ostatniej chwili, ale sam byłem sobie winien, że tak długo zwlekałem z odpowiedzią na jej prośby.Najważniejsze, że była tu.Żołnierze uciekli.Czyżby była taka straszna dla swoich własnych ludzi?Szept pozostała na swoim miejscu.Cokolwiek między nimi zaszło, odbyło się bez słów.Szept pomogła mi wstać i wepchnęła mnie do celi.Jej twarz była jak wykuta z kamienia, lecz oczy płonęły.— Przeklęci.Znowu powstrzymani — wychrypiałem i osunąłem się na łóżko.Kiedy drzwi zamknęły się, był środek dnia, a kiedy obu­dziłem się, była już noc.Pani stała nade mną w blasku piękności.— Ostrzegałam cię — powiedziała.— Tak.— Próbowałem usiąść.W całym ciele czułem ból wywołany zarówno maltretowaniem, jak i zmuszaniem starego ciała do nadmiernego wysiłku, zanim mnie złapali.— Leż.Nie przyszłabym, gdyby nie wymagały tego moje własne interesy.— W przeciwnym razie nie wzywałbym cię.— Znowu robisz mi łaskę.— Tylko w samoobronie.— Mogłeś, jak to mówią, wpaść z deszczu pod rynnę.Szept straciła dziś wielu ludzi.Od czego?— Nie wiem.Goblin i Jednooki.— Ugryzłem się w język.Przeklęta słaba głowa.Przeklęty współczujący głos.Jak zawsze, powiedziałem za dużo.— To nie oni.Nie są w stanie stworzyć czegoś takiego.Widziałam ciała.— Więc nie wiem.— Wierzę ci.Kiedyś.widziałam już wcześniej takie rany.Pokażę ci, zanim wyruszymy do Wieży.— Czy kiedykolwiek były co do tego jakieś wątpliwości? — Kiedy je obejrzysz, rozważ fakt, że ostatni raz ludzie umierali w ten sposób, gdy mój mąż rządził światem.To wszystko nie trzymało się kupy, ale nie przejmowałem się tym.Martwiłem się o własną przyszłość.— Zaczął się ruszać wcześniej, niż przypuszczałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •