[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, że dokonuje na wielu frontach prawdziwych postępów, które ostatecznieuczynią go sławnym i bogatym.Gdy odwracał się od widoku na swoje udzielne księstwo, za jakie uważał KlinikęWingate a, mignęło mu w przelocie własne odbicie w lustrze o bogato zdobionych ra-mach, umieszczonym pomiędzy dwoma potężnymi oknami.Cofnąwszy się, by przyj-rzeć się sobie dokładniej, Paul przeciągnął dłonią po policzkach.Był zaskoczony i za-troskany niezdrową bladością swej cery, podkreśloną jeszcze przez niemal czarną barwęwłosów, dopóki nie uświadomił sobie, że wywołało ją w znacznej mierze ostre światłoświetlówek zamontowanych pod wysokim sufitem.Roześmiał się ze swego przelotnegoniepokoju.Wiedział, że jest blady; przy trybie życia, jaki prowadził, jego skóra rzadkowidywała światło dzienne, nie mówiąc już o prawdziwym słońcu, ale wiedział też, że niewygląda aż tak zle, jak sugerowało odbicie.W lustrze jego cera miała taki sam odcieńjak jego charakterystyczny kosmyk białych włosów nad czołem.Wracając do biurka, Paul obiecał sobie, że zimą wybierze się na Florydę albo możeznajdzie jakąś konferencję ginekologiczną w słonecznej okolicy, na której mógłby za-prezentować swoje dokonania.Przyszło mu też do głowy, że powinien wygospodaro-wać trochę czasu na gimnastykę, gdyż zaczął nabierać tuszy  szczególnie wokół szyi.Od lat nie uprawiał żadnych ćwiczeń.Nigdy nie był specjalnym entuzjastą sportu, coprzysparzało mu poważnych zmartwień w średniej szkole w South Side Chicago, gdziesport był znaczącym elementem życia towarzyskiego.Kilka razy próbował przyłączyćsię do tej czy innej drużyny, ale nic z tego nie wychodziło, a jego wysiłki czyniły go tylkopośmiewiskiem dla innych. Niechby teraz mnie zobaczyli  powiedział na głos, wspominając swoich ów-czesnych dręczycieli. Sami pewnie obrabiają sklepy spożywcze. Wiedział, żew czerwcu następnego roku ma się odbyć dwudziesty zjazd absolwentów i zastanawiałsię, czy nie pojawić się tam po to tylko, by pysznić się swoim sukcesem przed tymi su-kinsynami, którzy tak zatruwali mu życie.Zadzwonił do laboratorium i poprosił o rozmowę z doktor Donaldson.Czekając, ażpodejdzie, jeszcze raz przebiegł wzrokiem papier, który trzymał w ręce. O co chodzi, Paul?  zapytała Sheila bez wstępów. Dostałem twoją notatkę  odparł. O tych dwóch dziewczynach, które mająprzyjechać.Sądzisz, że się nadają?31  Jak najbardziej  potwierdziła Sheila. Obie są zdrowe, z normalnymi nawyka-mi, nie mają żadnych problemów ginekologicznych, nie są w ciąży, nie biorą narkoty-ków ani jakichkolwiek leków i są mniej więcej w połowie cyklu. I rzeczywiście obie są doktorantkami? Tak jest. Więc muszą być bystre. Bez wątpienia. Ale dlaczego jedna z nich chce miejscowego znieczulenia? Robi doktorat z biologii  wyjaśniła Sheila. Ma pewne pojęcie o znieczuleniu.Poczyniłam parę sugestii, ale nie dała się przekonać.Myślę, że może Carlowi uda się cośzdziałać. Ale próbowałaś?  dopytywał się Paul. Oczywiście, że próbowałam  odparła z rozdrażnieniem. W porządku, niech Carl z nią porozmawia  powiedział Paul.Odłożył słuchawkębez słowa pożegnania.Sheila irytowała go czasem swą wyrazną zazdrością. To chyba jest ta wieża, o której mówił aptekarz  powiedziała Deborah, wskazu-jąc przez przednią szybę.Dziewczyny skręciły właśnie w Pierce Street i w oddali zama-jaczył przed nimi zarys górującej nad okolicą, wysmukłej, ceglanej budowli. Jeśli to jest dwie albo trzy mile stąd, musi być wysoka jak diabli. Stąd jej sylwetka przypomina trochę wieżę galerii Uffizi we Florencji*  zauwa-żyła Deborah. Wszystko pasuje.Kiedy zostawiły miasteczko za sobą, przydrożne drzewa przesłoniły im dalszy widokna wieżę i inne zabudowania zakładu Cabota, dopóki nie minęły walącej się czerwo-nej stodoły po prawej stronie szosy.Za następnym zakrętem, po lewej stronie, ukazałasię tablica Kliniki Wingate a.Strzałka wskazywała odchodzącą w bok żwirową dróż-kę.Skręciwszy na niebrukowany podjazd, dziewczyny dostrzegły ukrytą wśród drzewszarą, granitową wartownię.Był to masywny, przysadzisty, piętrowy budynek o małychokienkach z okiennicami i ciemnoszarym, łupkowym dachu z ozdobnymi zwieńcze-niami na końcach kalenicy.Zdobienia pomalowane były na czarno.Z narożników ster-czały kamienne rzygacze.Gdy podjechały bliżej, okazało się, że podjazd prowadzi do tunelu pod wartownią,gdzie dalszą drogę przegradza solidna brama z metalowej siatki.Za bramą widać byłoświeżo skoszony trawnik, jedyną oznakę, która świadczyła, że miejsce to jest obecnieużytkowane.Od wartowni odbiegało w obie strony, znikając między drzewami, impo-nujące, żeliwne, zwieńczone drutem kolczastym ogrodzenie.Deborah zatrzymała samochód.*Autor ma zapewne na myśli wieżę sąsiadującego z galerią Uffizi budynku Palazzo Vecchio (przyp.tłum.)32  Ja nie mogę!  zawołała. Ten aptekarz wcale nie żartował, kiedy mówił, że pa-cjenci Cabota byli zamknięci w fortecy.To wygląda niemal jak więzienie. W każdym razie nie robi zbyt zachęcającego wrażenia  przyznała Joanna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •