[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może po prostu mu się nie spieszyło.A może sądził, że zobaczy martwego księdza.Morley ruszył wprost do mauzoleum, które już zwiedzaliśmy.- Marsha, otwieraj.Marsha usłuchał.Zeck Zack zauważył pewne drobne oznaki, świadczące o tym, że grób był w użyciu.- Już to zrobiliście? Zanim.wrzuciliście go tu? Morley dał mu świetlika.- Obejrzyj sobie sam.Przepraszam, że nie wchodzimy, ale już tu dzisiaj byliśmy.Nie mamy twojego stalowego żołądka.Ich spojrzenia spotkały się.Akurat wtedy Zeck Zack zamordowałby Morleya z prawdziwa rozkoszą.Niestety, los był przeciwko niemu.Centaur obrócił się, wziął kamień i wszedł do środka.Morley powiedział coś po grollowsku.Marsha zatrzasnął drzwi.- Morley! - przywołałem go, gdy się do nich zbliżyłem.- Mały przemycik.Powiedziałem ci wtedy, za pierwszym razem, kiedy opowiadałem o Zeck Zacku.Maleńka, niewinniutka kontrabanda.O co się założysz, że jest ich zaopatrzeniowcem?Znam Morleya od dość dawna, choć nie za dobrze.Widziałem go wściekłego, ale nigdy nie stracił kontroli nad sobą.Nigdy też nie zżerała go nienawiść.- Wiesz, w co tam wdepnęliśmy, Garrett?- Wiem.- Ostatnia wiadomość od ojca Rhyne'a i ekskomunikowanie Kayean nagle nabrały sensu.Przynajmniej coś w tym rodzaju.Podobnie jak ataki i pogłoski o atakach.Morley uspokoił się.- Coś musiałem zrobić.Mógłby skierować się wprost tam i powiedzieć im, że nie daliśmy się złapać.Przez jakiś czas nic mu nie będzie.Ma mocny żołądek, już o tym wiemy.Później możemy go wypuścić, jeśli będziesz bardzo nalegał.W każdym razielparę dni w tym towarzystwie powinno go skłonić do powiedzenia nam prawdy lub tego, gdzie można ją znaleźć.- Wiem, jak do niej dotrzeć, i to dość szybko.Morley wybałuszył na mnie oczy, ale pozostałem niewzruszony.- Na pewno wiesz, co robisz? W umowie nie było nic na temat wydobywania jej z łap ludu nocy.- Wiem.Wiedziałem aż za dobrze.A przy tym ciążyło na mnie przekleństwo wyobrażania sobie i sprowadzania na siebie najgorszych z możliwych sytuacji.- Jeśli ich rozwalimy i zostaniemy schwytani, ja i trojaczki, jakbyśmy już byli martwi.Nie mamy w sobie dosyć krwi ludzkiej, żeby im posmakować.Ale ty.- Powiedziałem już, że wiem, Morley.Wycofujemy się.Musimy jeszcze pomyśleć o majorze, który się orientuje, że mamy konszachty z centaurem.Przypuszczam, że też wie, iż ksiądz szantażował Zeck Zacka.Bez klechy cały punkt oparcia diabli wzięli.Nas też.Oznacza to, że dowiedzieliśmy się czegoś, co zmusiło nas do zniknięcia z widoku.Rozbierze miasto cegła po cegle.Posadzi swoich ludzi przy każdej bramie.Tu nie możemy pozostać.Nad ranem, po wschodzie słońca, grabarze przyjdą dołować dzienne pokłosie sztywnych.Będą się zastanawiać, co tu robimy.Nie możemy też wrócić do gospody, gdzie każdy będzie nas szukał.- Nie zamartwiaj się.Mamy jeszcze lasy, w których łatwo się ukryć.Udamy się do nocnego handlarza, a ten potrafi wprowadzać i wyprowadzać ludzi i towary przez bramy miejskie.Martwmy się o naszych przyjaciół, a major niech martwi się o siebie.Morley zarobił dodatkowy punkt, choć sam o tym nic wiedział.Im bardziej major będzie się wściekał, żeby nas znaleźć, tym pewniej ściągnie na siebie uwagę wysoko postawionych osób, które może zechcą się dowiedzieć, o co właściwie chodzi.A wtedy niewielu z jego ludzi, albo wręcz żaden, nie okaże się agentami Ve-nageti.Nie można obudzić żadnych podejrzeń.Będzie musiał żonglować bardzo, bardzo ostrożnie.XXXIXObudziło mnie swędzenie nosa, chichot i chrumf, chrumf grollowego śmiechu.Otworzyłem oczy.Coś puszystego i brązowego łaskotało moją twarz.Za tym czymś, na krzaku, siedział sobie ludzik.Pohamowałem złość i pozbierałem swoją górną połowę, wspierając ją o pień drzewa.Od spania na ziemi byłem obolały i pokurczony.Na pewno Morley zechce się kłócić, że to dla mnie doskonała terapia.- Gdzie do cholery są Morley i Dojango?Jedyną odpowiedzią na moje pytania był grollowy śmiech i chichoty z krzaków.- Dobra.Niech będzie i tak.- Cukier? - zaszczebiotał cieniutki głosik.- Nawet gdybym go miał, zwinęlibyście wszystko, kiedy spałem.- Z tymi ogromnymi bestiami nad głową? - zapytał ten, który siedział na krzaku.Nie miałem ochoty na sprzeczkę.Ranek jest zawsze zbyt trudną porą na wszystko, z wyjątkiem litowania się nad sobą, a nawet i to sprawia zbyt wiele kłopotu.- Czy w domu centaura albo obok ktoś czuwa? - W rozmowie z małym ludkiem trzeba wyrażać się bardzo, bardzo precyzyjnie.- Człowiek lub coś innego?- Cukier?- Żadnego cukru.- No to pa.Aha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]