[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Harry zaczął czytać: – Ben Hogan, Bobby Jones, Gene Saranez, Walter Hagen, Harvey Pennick.– Wymienił kolejnych piętnaście nazwisk.– Czy komuś to coś mówi?– Grasz w golfa, Harry? – spytał Ham.– Nie.– A znasz się choć trochę na grze?– Nie.– Więc nie wiesz, że wszyscy ludzie, których nazwiska przed chwilą odczytałeś, albo nie żyją, albo są bardzo, bardzo starzy.Czy to jakiś żart?– Czy w tych mikropakietach nie ma nic innego? – zapytał jakiś agent.– Tylko informacje związane z turniejem – odparł Harry.– „Ekscytująca wiadomość: Będzie grać Bobby Jones”.To pierwsza.A druga brzmi: „Zawodnicy z przyjemnością usłyszą, że podniesiono wysokość nagrody”.– Popatrzył wokół stołu.– Czy ktoś ma jakiś pomysł?– Wyjaśnij mi to dokładnie – poprosiła Holly.– Wszystkie mikropakiety zawierają informacje na temat zgłaszających się golfistów i zwiększenia nagrody?– Owszem.To nie ma żadnego sensu.– Może nazwiska też są jakimś szyfrem – wtrącił Hurd Wallace.– Może zastępują prawdziwe nazwiska.Takiego kodu nie można chyba złamać? Kiedy jedno nazwisko zastępuje drugie.– Chyba nie – odparł Harry.– Ale dlaczego użyli nazwisk golfistów?Holly podniosła brwi.– Appalachin!– Coś z górami?– FBI chciałoby pewnie zapomnieć o Appalachin w Nowym Jorku – podjęła Holly ze śmiechem.– Koniec końcem, to była akcja policji stanowej.– Appalachin w stanie Nowy Jork? – powtórzył Harry.– Czemu to brzmi znajomo?– Tam w latach pięćdziesiątych odbyło się największe zebranie mafii wszech czasów.Głowy wszystkich rodzin spotkały się w wiejskim domu w Appalachin.Policja stanowa dostała cynk i zrobiła nalot.Faceci w jedwabnych garniturach biegali po lesie jak jelenie, a policjanci na nich polowali.Był to dzień klęski mafiosów i triumfu nowojorskich glin.Choć, o ile wiem, w tym czasie J.Edgar Hoover nadal zaprzeczał istnieniu mafii.– Palmetto Gardens to nie mafia.Jest zbyt szykowne i zbyt bogate.Mafia nigdy nie zgromadziłaby dość forsy, żeby zbudować takie miejsce.– Ale na pewno chodzi o spotkanie – orzekła Holly – ludzi, którzy stoją za Palmetto Gardens.Zbierają się.Harry odwrócił się do jednego ze swoich agentów.– Ed – polecił – zadzwoń do Miami i zapytaj, jakie samoloty przyleciały do Palmetto Gardens w tym tygodniu.Skinął głową i odszedł do telefonu.– W porządku, Holly, sprawdzimy to.A teraz zanim zajmę się organizacją, chciałbym usłyszeć coś od ciebie, Ham.Tylko ty tam byłeś i wróciłeś z ważnymi informacjami.Czytałem twoje akta z armii i chcę, żebyś w to wszedł.Wchodzisz?– Pewnie.– Ham zwrócił się do Holly: – Ani słowa sprzeciwu.Holly spojrzała w sufit.– W porządku, Ham – podjął Harry – oto, jak wygląda sytuacja.Mamy osiedle mieszkalne, usytuowane wśród innych osiedli, a nie chcemy, żeby zbłąkane pociski latały po całej wyspie.Jak zająć to miejsce bez większego zamieszania?Ham wstał i pochylił się nad stołem.– Tutaj jest ich słaby punkt, na bagnie na północ od przystani.Tędy się tam dostałem.Najpierw powinniśmy posłać niewielką grupę.Wejdą przez bagno i uszkodzą zapasowy generator, potem odetną zaopatrzenie w prąd z zewnątrz.Muszą też odciąć akumulatory podłączone do bramy przy Jungle Trial, bo zaalarmują ochronę w chwili otworzenia tylnej bramy.Kiedy zasilanie zostanie wyłączone, sforsujemy bramy główną i służbową oraz bramę od strony Jungle Trial.Gdy znajdziemy się w środku, musimy jednocześnie uderzyć na jedenaście obiektów: posterunek ochrony, centrum łączności, lotnisko, sześć zakamuflowanych stanowisk karabinów i pozostałe dwie bramy.– Wskazał wszystkie miejsca.– Dzięki, Ham.To dobry plan.Przeprowadzisz zespół przez bagno?– Z przyjemnością.– Ilu ludzi będziesz potrzebował?Ham zaczął liczyć.– Dwóch na każdy generator i akumulatory przy tylnej bramie.Czterech tutaj, do krycia ogniem, gdybyśmy zostali zauważeni.To dziesięciu, plus ja, w trzech łodziach.Będą potrzebne płaskodenki, na przykład boston whalery.Trzeba będzie albo wiosłować przez ostatni kilometr, albo zabrać silniki elektryczne.– Da się załatwić.Wybiorę ludzi, a ty zrobisz z nimi odprawę.– Dobrze.– Ilu ludzi trzeba do zajęcia stanowisk karabinów?– W tym, które sprawdziłem, był tylko jeden człowiek, ale trzeba się liczyć się z dwoma na jedno stanowisko.Jak myślisz, ilu federalnych potrzeba na dwóch facetów?– Dwójkami dadzą sobie radę.– I nie wysyłałbym śmigłowców przed wyeliminowaniem stanowisk.– Oczywiście.– Mam propozycję co do dwóch pozostałych bram.Będziecie potrzebowali prądu, żeby je otworzyć i opuścić kolce, więc gdy otrzymacie wiadomość o zakończeniu wstępnej infiltracji, odetnijcie główne zasilanie.W ciągu pięciu sekund, jakie upłyną do włączenia generatorów, załatwcie strażników.Jakieś pół minuty później, gdy bramy będą już otwarte, wyłączcie generator i wjeżdżajcie na teren.– A co z przystanią?– Jezu, zapomniałem.Nie chcesz, żeby uciekli łodziami? Ja wziąłbym przystań od strony brzegu, strażnicy nie będą się tego spodziewać.Trzeba zrobić to na samym początku, razem z lotniskiem.– Ham, dasz radę zająć ze swoją grupą centrum łączności? Dyżurny ma na pewno możliwość zniszczenia sprzętu w wypadku groźby nalotu.– Założę się, że nie jest upoważniony do zrobienia czegoś takiego bez rozkazu, a jeśli nie będzie prądu, żadnych rozkazów nie otrzyma.– Mają radio, ale możemy zakłócić ich częstotliwość.Mimo wszystko chciałbym, żeby centrum łączności zostało zajęte zaraz po stacjach generatorów.– Możemy tak zrobić.Założę się, że kiedy siądzie zasilanie i radio nie zadziała, facet wyjdzie na zewnątrz, żeby się rozejrzeć.– Mam nadzieję, że pójdzie gładko.– Jeśli nie, załatwimy to inaczej.– Zrobisz, co uznasz za słuszne, ale postaraj się wziąć go żywcem.Potrzebuję świadków.– W porządku.Macie granaty ogłuszające?– Tak.– To powinno załatwić sprawę, gdy nie będzie innego wyjścia.Harry odwrócił się do stojącego z tyłu Billa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]