[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cała dostępna maszyneria stała się ogromnym obojczykiem.Kilka stuleci wcześniej dokonał już takiej operacji.Otworzył Drogę po jej skonstruowaniu i wysłał Hexamon w podróż, której końca nikt wtedy nie umiał przewidzieć.Nie postanowił jeszcze, czy przekaże wiadomość, którą przyniósł mu Olmy.Przyjaźń i osobiste zobowiązania nie mogły być ważniejsze niż dobro całego kraju.Problemy pojedynczych ludzi nie wydawały się tak ważne, jeśli wziąć pod uwagę ogrom ciążącej na nim odpowiedzialności.To prawda, że Olmy nigdy nie zrobił niczego, co mogłoby zaszkodzić Hexamonowi.Nie było osoby bardziej bohaterskiej i pełnej poświęcenia niż on.Korzeniowski umocował pole trakcyjne, które go podtrzymywało i wolno zaczął poruszać kontrolnym obojczykiem.Węzły wokół czapy siódmej komory były do niego podłączone.Mógł też dysponować całą mocą maszyn w szóstej komorze.Miał za sobą kilka miesięcy prób i przygotowań.Trzymał urządzenie w dłoniach sprawnych i pewnych, a jego umysł pracował dziś wyjątkowo jasno i precyzyjnie.Nadszedł odpowiedni czas.Goście ucichli i wyłączyli piktory.Korzeniowski zamknął oczy i wsłuchał się w komunikaty obojczyka.Ponadprzestrzenna sonda, rodzaj matematycznych abstrakcji, którym tymczasowo nadano realny kształt, poruszała się do wewnątrz i na zewnątrz oraz w innych kierunkach, których ludzki umysł nie może objąć bez pomocy bardziej doskonałych przyrządów.Przemierzała skupiska powiązanych półrzeczywistości, otaczających ludzki wszechświat i wieloforemne twory wielkiego wszechświata w piątym wymiarze, poszukując pośród kłębowiska natury elementów sztucznych.Wyniki poszukiwań były natychmiast przekazywane do obojczyka Korzeniowskiego.Inżynier widział splątaną tkankę wszechświatów pozrastanych ze sobą w najdziwniejszych miejscach, które zderzały się i uciekały przed sobą we wszystkich możliwych kierunkach.Odległości w piątym wymiarze nieustannie się powiększały.Czuł dziwny rodzaj ekstazy.Część jego osobowości, którą otrzymał od Patricii Vasquez, była jak spokojna powierzchnia głębokiego oceanu, na który pada deszcz.Nie reagowała, po prostu spokojnie przyjmowała doznania i pozwalała mu wykonywać samodzielnie skomplikowaną pracę.Na chwilę zmysły połączyły się z obojczykiem.Nagle zrozumiał z niezwykłą jasnością transcendentną jedność pięciowymiarowego świata.Był w takim stanie zaledwie kilka razy w życiu, dawno temu.Wszystkie teoretyczne rozważania były dziecinną igraszką w porównaniu z jasną wiedzą, bezpośrednim widzeniem, jak zbudowany jest świat.Wykroczywszy poza pojęcia i doznania dostrzegł anomalię.Nieskończenie długą i poskręcaną, bardzo podobną do długiego robaka w wielu punktach, które powodowały geometryczne zamieszanie zwane stogiem.Linie dziwnie poskręcane w obrębie własnego wszechświata, rozciągające się jak płomienie w kierunku pustej i nieokreślonej pustki - cień ostatecznego wszechświata, który powstanie i poniesie klęskę.Droga.Wewnątrz ociężałych, płynnych, choć nieruchomych zwojów Korzeniowski szukał zalepionego końca.Poszukiwanie mogło potrwać nawet stulecia, ale to go w tej chwili nie martwiło.Ostateczny cel pochłonął go całkowicie.Zbadał konstrukcję Drogi jeszcze raz, poświęcając więcej uwagi praktycznym stronom poszukiwania.Różne cechy Drogi wydawały się teraz godne uwagi i dalszych badań.Odnalazł w niej wyjątkowo skomplikowane geometryczne stogi, cudowne skręty w miejscach, gdzie Droga dotykała czasoprzestrzennych anomalii innych wszechświatów i starała się umknąć rozerwania lub zniszczenia.Dzieło Korzeniowskiego żyło własnym życiem, starając się przedłużyć własne istnienie.Nie udało mu się znaleźć ogólnej zasady czy wzorca, według których powstawały anomalie w Drodze.Nie były one dziełem potężnej inteligencji.Jeśli istnieli jacyś bogowie, nie mieli w tym swojego udziału [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •