[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotknął ciepłego ciała.Wrażenie było osobliwe, ale wcale nie przykre.Wyciągnął kończynę z wody, ukazując szeroką ranę miażdżoną, z której sączyła się błękitna posoka.Petar odwrócił oczy, ale doktor nałożył już płat gazy i owijał nogę bandażem.Obcy szukał czegoś w leżącym obok niego na dnie wanny kombinezonie, wyrywając równocześnie nogę z uchwytu Jozego, który zauważył nagle, że istota podaje mu coś wydobytego z pojemnika na brzuchu.Znów poruszała ustami, słychać było jej wątły pomruk.- Co jest? Czego chcesz? - spytał Joze.Obcy przyciskał owo coś obiema rękami do swojej piersi.Przedmiot przypominał książkę i mógł rzeczywiście nią być.Pokryty był lśniącą substancją z czarnymi znakami na wierzchu.Bok wyglądał jak wiele złożonych razem arkuszy czegoś, zatem może to naprawdę książka? - pomyślał Joze.Obcy znów zaczął się wyrywać, otwierając usta szerzej, jak do krzyku.- Gdy zanurzymy nogę w wodzie, bandaż przemoknie - powiedział doktor.- A może owinąć go pan taśmą samoprzylepną?- Tak, mam ją w torbie.Będę jej potrzebował trochę więcej.Obcy tymczasem zaczął kołysać się w wannie, wychlapu-jąc wodę i ze wszystkich sił starając się wyszarpnąć nogę z rąk Jozego.Jedną wielopalczastą dłonią przytrzymywał wciąż książkę, drugą szarpał bandaż.- Może zrobić sobie krzywdę, proszę go powstrzy-mać.To straszne - mruknął doktor, odsuwając się od wanny.Joze sięgnął po leżące na podłodze opakowanie.- Ależ z pana idiota! - krzyknął.- Czym go pan opatrzył? Gazą przesyconą sulfonamidem?- Zawsze używam tych opatrunków.Są najlepsze.Amerykańskie.Zapobiegają infekcjom.Joze rzucił się do wanny, by zedrzeć bandaże, ale obcy wymknął mu się i usiadł, wynurzając część ciała z wody.Rozwarł szeroko oczy i usta, aż trysnęły z nich strumienie.Gdy woda wyciekła i powietrze dotarło do strun głosowych, rozległ się narastający krzyk bólu i odbił się echem od bielonego sufitu pokoju.W nieludzkim cierpieniu istota rozrzuciła ramiona, potem upadła twarzą w wodę.Nie poruszała się już i Joze nawet bez sprawdzania wiedział, że obcy nie żyje.Jedno ramię wykręcone miał do tyłu, drugie wciąż wystawało z wanny, a palce ściskały książkę.Z wolna uchwyt się rozluźnił i książka ciężko spadła na podłogę.- Niech pan mi pomoże - powiedział Petar i Joze odwrócił się ku niemu.Doktor leżał na podłodze, a były partyzant klęczał obok.- Zemdlał albo miał atak serca.Co możemy zrobić?Gniew gdzieś uleciał, gdy Joze przyklęknął przy starszym panu.Doktor zdawał się oddychać regularnie, twarz pozbawiona była rumieńca, zatem najpewniej to tylko zemdlenie.Powieki poruszyły się.Ksiądz podszedł bliżej i spojrzał ponad ramieniem Jozego.Doktor Bratos otworzył oczy i powiódł wzrokiem po pochylonych nad nim twarzach.- Przepraszam - wykrztusił z siebie, potem znów opuścił powieki, jakby chciał uciec przed ich spojrzeniami.Joze wstał, cały roztrzęsiony.Ksiądz gdzieś zniknął.Koniec? Po wszystkim? Owszem, może i tak nie zdołaliby uratować obcego, ale bez wątpienia nie uczynili wszystkiego co w ich mocy.Nagle ujrzał mokrą plamę na podłodze i zastanowił się, gdzie zniknęła książka.- Ojcze Perc! - krzyknął z narastającym oburzeniem Ten typ wziął książkę, najpewniej bezcenną!Pobiegł na korytarz, gdzie zderzył się niemal z księdzen wychodzącym z kuchni.Z pustymi rękami! W nagłyn przypływie strachu Joze domyślił się, co ten starzec uczynił Minął go czym prędzej, podbiegł do pieca i otworzy drzwiczki.Otwarta książka leżała pomiędzy płonącymi polanami, wysychając parowała obficie.Tak, to z pewnością była książka, stronice pokryte były jakimiś znaczkami.Poszuka) ręcznika, by ją wyciągnąć, gdy ogień buchnął płomieniem przez cały pokój, niemal trafiając go w twarz.Joze jednak nawet nie pomyślał o zagrożeniu.Podłoga zasłana była kawałkami rozżarzonego drewna, w palenisku tliły się już tylko jakieś mizerne płomyki.Z czegokolwiek owa książka została zrobiona, musiała jedynie wyschnąć, by spłonąć w okamgnieniu.- To było samo zło - powiedział ksiądz od drzwi.- Zao duh, plugawy stwór z księgą złego.Ostrzegano nas, takie rzeczy zdarzały się już na ziemi.Sprawiedliwym wiernym pozostaje wówczas odeprzeć atak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]