[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocieszałem się, że na powietrzu smrodek wkrót-ce wywietrzeje.Poprawiłem włosy i brodę  ściągnąłem włosy w kucyk, a brodęprzeczesałem palcami.Nie lubiłem nosić zarostu, ale też nie chciałem codzienniemarnować czasu na golenie.Zostawiłem za sobą brzeg rzeki, nad którym dokona-łem krótkich ablucji, i ruszyłem w stronę świateł.Tym razem byłem lepiej przy-gotowany niż poprzednio.Wybrałem sobie imię Wesołek.Byłem wojownikiem,miałem pewne doświadczenie z końmi oraz z piórem, po napadzie Zawyspiarzystraciłem dach nad głową.Udawałem się do Kupieckiego Brodu, gdzie chciałemrozpocząć życie na nowo.Taką rolę mogłem odegrać przekonywająco.Gdy gasły ostatnie blaski dnia, w nadrzecznej osadzie rozbłysło więcej lampi wówczas zdałem sobie sprawę, że zle oceniłem jej rozmiary.Miasto rozciągałosię daleko w górę rzeki.Poczułem drżenie niepewności, ale zaraz sobie wytłuma-czyłem, że przechodząc przez nie stracę mniej czasu, niż gdybym miał je okrążać.Skoro nie było ze mną Zlepuna, trudno szukać powodu, by nadkładać drogi i mar-nować czas.Uniosłem wyżej głowę i pewnym krokiem ruszyłem przed siebie.Mimo póznej pory miasto było ożywione, panował świąteczny nastrój.Ludzietłumnie zdążali na rynek.Drzwi domów ozdobiono kwiatami.Po jakimś czasiewyszedłem na jasno oświetlony plac.Płonęły tu dziesiątki pochodni, wokół roz-brzmiewały śmiechy i muzyka, artyści w jaskrawych strojach rozweselali gapiów,na spragnionych czekały pełne beczułki, a stoły się uginały od chleba i owoców.Zlinka nabiegła mi do ust na widok tych pyszności, zwłaszcza chleb pachniał wy-jątkowo cudownie dla kogoś, kto tak dawno go nie próbował.Trzymałem się na uboczu i nadstawiałem ucha.Wkrótce się dowiedziałem,że tutejszy koronarz celebruje właśnie swoje zaślubiny.Najwyrazniej koronarzbył w Księstwie Trzody tytułem szlacheckim, a ten pan, dzięki swej szczodrości,cieszył się miłością i szacunkiem poddanych.Jakaś staruszeczka wetknęła mi w dłoń trzy miedziane monety. Idz do stołu, najedz się, młody człowieku  rzekła. Koronarz Rozsądnyrozkazał, by w dniu jego ślubu wszyscy się wraz z nim weselili.Dziś jedzenia niezbraknie dla nikogo.Nic się nie wstydz, pij i jedz do syta. Poklepała mnie poramieniu, a żeby to zrobić, musiała się wspiąć na palce.Wzięła mnie za żebraka.Miałem tyle przytomności umysłu, żeby nie wypro-wadzać kobieciny z błędu.Skoro wyglądałem jak żebrak, powinienem odgrywaćjego rolę.Mimo wszystko czułem się winny  miałem wrażenie, że wyłudziłemten wdowi grosz.W końcu posłuchałem rady.Podszedłem do jednego ze stołówi ustawiłem się w kolejce po chleb, owoce oraz mięso.143 Nakładaniem jadła trudniło się kilka młodych kobiet.Jedna z nich przygoto-wała dla mnie talerz i podała mi go przez stół pośpiesznie, zupełnie jakby chciałasię mnie czym prędzej pozbyć.Podziękowałem grzecznie, a wówczas pozostałezaczęły chichotać, ta jedna natomiast zrobiła minę tak urażoną, jakbym ją omyłko-wo wziął za uliczną dziewkę.Odszedłem stamtąd czym prędzej.Znalazłem sobiemiejsce przy rogu stołu.Wkrótce spostrzegłem, że nikt nie siadał blisko mnie.Tylko młody chłopak, który rozstawiał kubki i napełniał je piwem, zaciekawił się,skąd przybywam.Powiedziałem mu, że wędruję za pracą w górę rzeki, i zapyta-łem, czy zna kogoś, kto potrzebuje najemnika. Jeśli chcesz dobrze zarobić, idz do Kupieckiego Brodu  poradził jakczłowiek dobrze obeznany ze sprawą. To niecały dzień drogi.O tej porze rokumożesz się nająć do pracy przy żniwach.A jeśli nie, to zawsze jest budowa wiel-kiej królewskiej areny.Najmą każdego.Byłeś potrafił unieść kamień albo wbićw ziemię łopatę. Wielka królewska arena?  powtórzyłem.Chłopak przekrzywił głowę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Tam ludzie będą mogli oglądać wymierzanie królewskiej sprawiedliwości.Ktoś podniósł kufel, żądając piwa, więc chłopak zostawił mnie samego.Ja-dłem i rozmyślałem. Najmą każdego.Innymi słowy, wyglądałem dziwaczniei podle.Trudno, nic nie mogłem na to poradzić.Jedzenie smakowało wprost niewiarygodnie.Zupełnie już zapomniałem, coto pszenny chleb, jak pachnie i jaką chrupiącą ma skórkę.Zgarnąłem nim gęstysos z talerza i nagle przypomniała mi się kucharka z Koziej Twierdzy.Gotowaławybornie i nigdy mi nie skąpiła jadła.Gdzieś tam, w Kupieckim Brodzie, zagnia-tała teraz ciasto na paszteciki, a może nacierała przyprawami pieczeń z dziczyzny.Włoży ją do jednego z ciężkich czarnych kotłów, zamknie ciężką pokrywą.Bę-dzie dusiła mięso na wolnym ogniu przez całą noc.Tak, a w stajniach księciaWładczego Pomocnik właśnie robił wieczorny obchód, podobnie jak Brus czy-nił to swego czasu w stajniach Koziej Twierdzy, sprawdzając, czy każde zwierzęma świeżą, czystą wodę do picia i czy każdy boks jest zamknięty.Inni chłopcystajenni z Koziej Twierdzy również tam byli; znałem dobrze ich twarze i serca,bo lata całe spędziliśmy pod władaniem Brusa w jego małym królestwie.Służbędomową książę Władczy także wywiózł ze sobą.Będzie zapewne w KupieckimBrodzie mistrzyni Zciegu  Chyżość, a także Gąsior i Podlec, i.Znienacka spadła na mnie samotność.Tak dobrze byłoby się z nimi zobaczyć,oprzeć się na stole i słuchać nieskończonych kuchennych plotek albo z Pomocni-kiem wyciągnąć się na sianie na strychu i udawać, że wierzę w jego skandaliczneopowieści o kobietach, którym złamał serce.Spróbowałem sobie wyobrazić reak-cję mistrzyni Zciegu na widok mojego ubrania, mimowolnie uśmiechnąłem się dosiebie.Byłaby niewątpliwie zgorszona i oburzona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •