[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ach.zechcesz może usiąść? - zapytałem z nadzieją.- Nie - odparła, przyciągając mnie do swojej twarzy z siłą dwakroć większą niż jej ciężar.- Chcę się pieprzyć.- Hm, cóż - zająknąłem się pokonany szokującą bezczelnością i bezsensem tego, co siędziało.Czy wszystkie kobiety rodzaju ludzkiego są szalone? Nie mam tu na myśli, żemężczyzni są cokolwiek lepsi.Przyjęcie, które rozgrywało się wokół mnie, wyglądało, jakbyzaaranżował je Hieronim Bosch, a Camillą gotowa była zaciągnąć mnie za fontannę zponczem, gdzie niewątpliwie czekała zgraja z ptasimi dziobami, żeby pomóc jej mniezniewolić.Dotarło do mnie jednak, że mam doskonałą wymówkę, aby uniknąć zniewolenia.- Wiesz, mam się żenić.- Trudno było to wyznać, ale świetnie nadawało się na takąchwilę.- Drań - mruknęła.- Piękny drań.- Nagle zwiotczała, a jej ramiona zsunęły się z mojejszyi.Ledwie udało mi się ją złapać i nie dopuścić, żeby upadła na podłogę.- Piękny drań - powtórzyła i zamknęła oczy.Zawsze miło się dowiedzieć, że koledzy z pracy mają o nas dobre zdanie, ale taromantyczna przygoda zajęła mi parę dobrych minut i naprawdę już musiałem wyjść przeddom, żeby sprawdzić, czy jest sierżant Doakes.Zostawiłem więc Camillę jej słodkim snom pośród mokrych marzeń o miłości i znówruszyłem ku drzwiom.I tym razem zostałem zatrzymany.Vince osobiście chwycił mnie za biceps i odciągnąłod drzwi z powrotem w sam środek surrealizmu.- Hej! - zajodłował.- Hej, chłopaczku! Dokąd to się wybierasz?- Chyba zostawiłem kluczyki w samochodzie - powiedziałem, próbując uwolnić się odjego śmiertelnego uścisku.Ale on tylko poprawił chwyt.- Nie, nie, nie - zaprotestował, ciągnąc mnie ku fontannie.- To twoje przyjęcie inigdzie nie pójdziesz.- To cudowne party, Vince.Ale ja naprawdę muszę.- Pij - rzekł, podstawiając kubek pod fontannę.Pchnął go w moją stronę i zachlapał mikoszulę.- Tego właśnie potrzebujesz.Banzail - Uniósł wysoko własny kubek, a potem goosuszył.Na szczęście, drink wywołał u niego napad kaszlu i kiedy zgiął się wpół, łapiącpowietrze, udało mi się wymknąć.Wyszedłem już z domu i byłem w połowie podjazdu, zanim pojawił się w drzwiach.- Hej! - ryknął do mnie.- Nie możesz jeszcze wychodzić, striptizerki przybywają!- Zaraz przyjdę z powrotem! - zawołałem.- Zrób mi jeszcze jednego drinka!- Jasne! - powiedział ze sztucznym uśmiechem.- Ha! Banzail - I wrócił na party,radośnie wymachując rękami.Odwróciłem się, żeby poszukać Doakesa. Jak do tej pory, gdziekolwiek bym był, od tak dawna parkował po drugiej stronieulicy, że powinienem natychmiast go zauważyć, ale nie zauważyłem.Kiedy wreszciespostrzegłem znajomego rdzawoczerwonego taurusa, zrozumiałem, jak sprytną sztuczką sięposłużył.Zatrzymał się w górze ulicy, pod wielkim drzewem, które przesłaniało światłalatarni.Coś takiego mógł zrobić człowiek, który próbował się ukryć, ale jednocześniedawałoby to doktorowi Danco poczucie, że może podkraść się niezauważenie.Podszedłem do samochodu, a kiedy się zbliżyłem, szyba zjechała w dół.- Jeszcze go tu nie ma - oświadczył Doakes.- Miałeś wstąpić na drinka - powiedziałem.- Nie piję.- Najwyrazniej nie chodzisz na przyjęcia, bo inaczej wiedziałbyś, że nie można w nichuczestniczyć, jednocześnie siedząc w wozie po przeciwnej stronie ulicy.Sierżant Doakes nic nie odpowiedział, ale okno podniosło się, potem otworzyły siędrzwi i wysiadł.- Co zamierzasz zrobić, gdyby przyszedł teraz? - zapytał.- Liczyłbym na to, że uratuje mnie wdzięk osobisty - odparłem.- Teraz chodz,wejdziemy, póki jest tam jeszcze ktoś trzezwy.Razem przeszliśmy ulicę i choć nie trzymaliśmy się za ręce, w tych okolicznościachwyglądało to tak dziwacznie, że z powodzeniem mogliśmy to robić.W połowie drogi, zzarogu, wyjechał samochód i zbliżył się do nas.Chciałem uciec i zanurkować w szpaleroleandrów, ale ponieważ byłem bardzo dumny ze swojej żelaznej samokontroli, ledwieraczyłem się obejrzeć, żeby spojrzeć na nadjeżdżający pojazd.Toczył się powoli i razem zDoakesem zdążyliśmy już zejść z jezdni, kiedy się z nami zrównał.Doakes odwrócił się, żeby przyjrzeć się samochodowi.Ja też to zrobiłem.Patrzył nanas rząd pięciu ponurych twarzy nastolatków.Jeden z nich odwrócił głowę i powiedział coś,na co pozostali się roześmiali.Samochód pojechał dalej.- Lepiej wejdzmy - zaproponowałem.Wyglądali groznie.Doakes nie odpowiedział.Popatrzył, jak samochód zakręca przy końcu uliczki, idopiero potem ruszył w stronę domu Vince'a.Poszedłem za nim i zdążyłem go dopędzić naczas, żeby otworzyć przed nim drzwi.Byłem na zewnątrz tylko kilka minut, a tymczasem liczba ofiar zdążyła imponującowzrosnąć.Dwóch gliniarzy przy fontannie leżało na podłodze, a jeden z uciekinierów z SouthBeach wymiotował do pojemnika, w którym kilka minut temu była sałatka.Muzyka grzmiałajeszcze głośniej, a z kuchni dobiegł mnie krzyk Vince'a wrzeszczącego bamzail wsparty nierównym chórkiem innych głosów.- Porzuć wszelką nadzieję - powiedziałem do sierżanta Doakesa, a on wymamrotałcoś, co brzmiało jak  zwariowane skurwysyny.Pokręcił głową i poszedł dalej.Doakes nie pił i nie tańczył.Znalazł kącik niezajęty przez żadne nieprzytomne ciało itylko stał.Wyglądał jak Ponury Kosiarz z przeceny na zabawie korporacji studenckiej.Zastanawiałem się, czy nie pomóc mu w zrozumieniu ducha imprezy.Może powinienemwysłać Camillę Figg, żeby go uwiodła.Patrzyłem, jak dobry sierżant stoi w kącie i rozgląda się, i zastanawiałem się, co myśli.To była rozkoszna metafora: Doakes stoi samotnie i w milczeniu w kącie, a ludzkie życieszaleje buntowniczo wokół niego.Prawdopodobnie poczułbym, jak wrze we mnie gejzersympatii do niego, gdybym tylko umiał odczuwać sympatię.Wydawało się, że cała imprezanie ma na niego w ogóle wpływu.Nie zareagował nawet, kiedy dwoje z bandy South Beachprzebiegło obok niego nago.Jego oczy spoczęły na najbliższym monitorze, na którymprzedstawiano raczej zaskakujące i oryginalne sceny z udziałem zwierząt.Doakes popatrzyłna to bez zainteresowania i jakichkolwiek emocji; po prostu spojrzał, potem przeniósł wzrokna gliniarzy leżących na podłodze, Angela pod stołem i Vince'a wyprowadzającego tanecznykorowód z kuchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •