[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paliwa mogło wystarczyć jedynie na zwolnienie lotu, ale wskutek straty szybkości statkowi byłoby trudno przezwyciężyć siłę przyciągania gwiazdy żelaznej.Gdyby “Tantra" nie podeszła tak blisko, gdyby Lin domyślił się w porę.Minęło około trzech godzin i Erg Noor wreszcie się zdecydował.“Tantra" drgnęła od potężnego wybuchu motorów kaskadowych.Lot statku uległ stopniowemu zwolnieniu.Erg wykonał niedostrzegalny ruch - obecnym zamarły serca.Straszne, brunatne słońce znikło z pierwszego ekranu i przeszło na drugi.Zdawało się, że statek oplotły jakieś niewidzialne pęta i ciągną go ku gwieździe.Noor szarpnął ku sobie uchwyty - silniki zostały unieruchomione.- Wydostaliśmy się! - szepnął z ulgą Pel Lin.Noor wolno skierował wzrok w jego stronę.- Nie! Pozostał jedynie nienaruszalny zasób paliwa dla orbitalnego krążenia i lądowania.- Co teraz począć?- Czekać.Odchyliłem nieco statek.Ale przelatujemy za blisko.Między siłą przyciągania gwiazdy a zmniejszoną szybkością “Tantry" toczy się walka.“Tantra" leci teraz jak księżycowa rakieta g i jeżeli zdąży się oddalić, polecimy ku Słońcu.Co prawda czas lotu mocno się wydłuży.Za jakieś trzydzieści lat nadalibyśmy sygnał wywoławczy, a za następnych osiem nadejdzie pomoc.- Trzydzieści osiem lat! - szepnął Ber na ucho Ingridzie.Szarpnęła go za rękaw i odwróciła się.Erg Noor opadł na poręcz fotela i opuścił ręce na kolana.Ludzie milczeli, tylko cicho śpiewały przyrządy nawigacyjne.Ale w tej pieśni dźwięczała jakaś obca, nie harmonizująca z całością nuta grozy.Był to niemal fizycznie wyczuwalny zew gwiazdy żelaznej, realna siła jej czarnej masy, ścigająca statek, który utracił swą potęgę.Policzki Nizy pałały, serce biło przyspieszonym tętnem.Beznadziejne wyczekiwanie stawało się dla dziewczyny nie do zniesienia.Wolno płynęły godziny.W centralnej sterowni ukazywali się jeden po drugim obudzeni członkowie wyprawy.Liczba milczących wzrastała, póki nie zebrała się cała załoga statku.Czternaście osób.Wciąż malejąca szybkość lotu była obecnie mniejsza niż szybkość, ucieczki.“Tantra" nie mogła już teraz ujść gwieździe żelaznej.Ludzie, zapomniawszy o jedzeniu i o śnie, nie opuszczali sterowni przez wiele godzin, w ciągu których kurs “Tantry" odchylał się coraz bardziej, aż wreszcie statek wszedł na fatalną elipsę.Los “Tantry" stał się jasny dla wszystkich.Nagle rozległ się tak przeraźliwy krzyk, że wszyscy drgnęli.Astronom Pur Hiss zerwał się i zaczął wymachiwać rękami.Jego konwulsyjnie wykrzywiona twarz straciła podobieństwo do oblicza ludzkiego ery Pierścienia.Strach i żądza zemsty opanowały uczonego niepodzielnie.- To on - wrzeszczał Pur Hiss wskazując Pela Lina - ten tuman pozbawiony mózgownicy!.- Astronom zachłysnął się próbując przypomnieć sobie słowa klątw używanych przez praszczurów, a które od dawna wyszły z obiegu.Stojąca w pobliżu Niza odsunęła się z obrzydzeniem.Erg Noor powstał.- Potępianie towarzysza nie zaradzi złemu.Minęły czasy, kiedy błędy mogły być zamierzone.A w tym wypadku - Noor niedbale poruszył uchwyty licznika - jak widzicie, istnieje trzydzieści procent możliwości błędu.Jeżeli dodamy do tego nieuniknioną depresję przy końcu dyżuru, a w dodatku wstrząs wskutek chwiejby statku, nie wątpię, że i pan, panie Hiss, popełniłby ten sam błąd.- A pan? - z nieco mniejszą wściekłością wykrzyknął astronom.- Ja nie.Miałem sposobność widzieć takiego samego potwora w czasie trzydziestej szóstej wyprawy kosmicznej.To moja wina.Będąc pewnym, że sam poprowadzę statek w niezbadanej okolicy, nie przewidziałem wszystkiego i ograniczyłem się jedynie do zwyczajnej instrukcji.- Jak pan mógł przewidzieć, że pod pańską nieobecność ktoś wejdzie w tę okolicę?! - zawołała Niza.- Powinienem to przewidzieć - odparł twardo Erg Noor uchylając się od przyjaznego poparcia Nizy - o tym byłby sens rozmawiać jedynie na Ziemi.- Na Ziemi!.- jęknął Pur Hiss i nawet Pel Lin nachmurzył się zaskoczony.- Rozmawiać? Kiedy wszystko stracone i czeka nas zagłada?- Czeka nas nie zagłada, lecz ciężka walka - odrzekł Erg Noor zajmując miejsce w fotelu stojącym przy stole.- Proszę siadać! Spieszyć się nie ma dokąd, dopóki “Tantra" nie wykona półtora obrotu.Obecni usłuchali w milczeniu, a Niza mimo całej beznadziejności sytuacji uśmiechnęła się do biologa triumfująco.- Gwiazda niewątpliwie posiada planetę, przypuszczam, że nawet dwie, jak można sądzić na podstawie krzywizny izograw.Planety, jak widzicie - Erg Noor szybko naszkicował schemat - powinny należeć do rzędu większych, więc zapewne posiadają atmosferę.Na razie lądowanie nie jest konieczne, mamy jeszcze sporo atomowego, zestalonego tlenu.Erg Noor zamilkł i zamyślił się.- Staniemy się satelitą planety i będziemy opisywać dokoła niej orbitę.Jeżeli atmosfera planety okaże się odpowiednia i jeśli zużyjemy własne powietrze, wystarczy nam paliwa na tyle, żeby wylądować i zawołać o pomoc.W ciągu pół roku obliczymy kierunek, przekażemy wyniki z Zirdy, zawołamy o statek ratunkowy i wydostaniemy się na wolność.- Jeżeli się wydostaniemy.- skrzywił się Pur Hiss, powstrzymując wybuch nagłej radości.- Tak, jeżeli - zgodził się Erg Noor.- Ale przynajmniej mamy wyraźny cel.Aby go osiągnąć, należy skupić wszystkie siły.Pan, panie Hiss, i Ingrida przeprowadźcie obserwacje i obliczcie rozmiary planet.Ber i Niza na podstawie masy planet obliczą prędkość ucieczki, a według niej prędkość orbitalną i optymalny promień obiegu statku kosmicznego.Badacze na wszelki przypadek przygotowali się do lądowania.Biolog, geolog oraz lekarz mieli zadanie wyrzucić zwiadowczą stację-robota, mechanicy dostrajali ładownicze urządzenia radarowe oraz reflektory i montowali rakietę-satelitę, za której pośrednictwem miano uzyskać połączenie z Ziemią.Odkąd uświadomili sobie grozę sytuacji, praca szła raźno; przerywano ją jedynie w czasie chwiejby statku i na czas chwilowych grawitacji.Jednakże “Tantra" zwolniła już szybkość do tego stopnia, że chwiejba przestała działać zabójczo na załogę.Pir Hiss i Ingrida stwierdzili obecność dwu planet.Zewnętrzna - ogromna i zimna, spowita w stężoną, najprawdopodobniej trującą atmosferę - groziła zagładą.Gdyby przyszło do wyboru rodzaju śmierci, lepiej już spalić się w zetknięciu z powierzchnią gwiazdy żelaznej, niż utonąć w mroku atmosfery amoniakalnej, wbijając statek w tysiąckilometrowe nawarstwienie lodów.Takie straszne, ogromne planety istniały i w systemie słonecznym: Jowisz, Saturn, Uran, Neptun.“Tantra" niechybnie zbliżała się do gwiazdy.Po upływie dziewiętnastu dni ustalono wymiary planety wewnętrznej.Była ona większa od Ziemi.Okrążając swoje żelazne słońce w niewielkiej odległości, mknęła po orbicie z iście piekielną szybkością - jej rok wynosił chyba nie więcej niż dwa do trzech miesięcy ziemskich.Niewidzialna gwiazda T prawdopodobnie w dostatecznej mierze nagrzewała ją swoim promieniowaniem, jeśli więc planeta miała atmosferę, być może, istniało na niej życie.W tym wypadku lądowanie było szczególnie niebezpieczne.Życie na pewnych planetach, podlegające innym przemianom ewolucyjnym, było niezmiernie szkodliwe dla mieszkańców Ziemi.Odporność organizmów, ich zdolność zwalczania chorobotwórczych bakterii, wypracowana w ciągu milionów stuleci na naszej planecie, stawały się bezskuteczne w obliczu obcych form istnienia.To samo niebezpieczeństwo groziło życiu przeniesionemu z innych planet na naszą Ziemię.Główna cecha zwierząt, polegająca na tym, aby zabijając pożerać, a pożerając zabijać, przy wzajemnych kontaktach różnorakich światów zwierzęcych objawiała się z okrutną bezwzględnością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]