[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W porównaniu z tym, strach Irene i jej niejasnozdefiniowane pragnienie zemsty znaczyły niewiele.Pokręciłaprzecząco głową.Pender wstał powoli, wyglądał na bardzo zmęczonego. - Jest tu telefon? Moja komórka nie ma zasięgu.- Nic mi o tym nie wiadomo.- W takim razie zepnę na krótko któryś z tych wozów.Mogłaby pani tu zaczekać aż wezwę pomoc, czy woli panipojechać ze mną?- Nie, chyba powinnam zostać z Donną i Dolores.Pender w pierwszej chwili nie zrozumiał.Po czymparadygmat jego wszechświata zmienił się po raz drugi tego dnia.- Słucham?- Donna i Dolores.Powinnam z nimi zaczekać do przyjazdukaretki.- Donna Hughes i Dolores Moon? To one żyją?- Nie wiedział pan?Pender otworzył usta, by zaprzeczyć.Po chwili jednakzrozumiał, że wiedział, że w jakiś sposób wiedział to od samegopoczątku.Po prostu nie zawsze w to wierzył.88Donna i Dolores trzymały się za ręce.Siedziały skuloneniedaleko kranu, pod wentylatorem, od momentu, gdy Maxwellwyciągnął stąd psychiatrę.Wydawało się, że minęła już caławieczność.- Już niedługo - powiedziała Dolores.- Tak czy inaczej - odparła Donna.Dokładnie te same słowa przemykały wciąż przez umysłDolores, ale nie chciała ich wypowiadać. - Wiesz o czym myślę? - spytała.- Tammy? - padła odpowiedz.Okazało się, że znów myślały otym samym.W trakcie ostatniej nieobecności Maxwella, po pięciudniach bez jedzenia, w czasie gdy spały, Tammy utopiła się podkranem.Na pewno nie było to łatwe.Następnego ranka znalazłyją leżącą na plecach.Jej ciało było zimne, skóra śliska i stężała,jak u delfina, a wargi przybrały siny kolor.Gdy Donna zakręciłakran, zobaczyły, że otwarte usta Tammy wypełnione są po brzegiczystą, ciemną wodą, niczym bezdenne jezioro.- Gdyby tylko wytrzymała jeszcze trochę.Maxwell przybył jeszcze tej samej nocy.Wrzucił jej ciało dowychodka i przysypał wiadrem wapna.Minęła kolejna wieczność.Zciemniało się.Wreszcie zapadłacałkowita ciemność.Puściły swoje dłonie.Dolores opierała sięplecami o ścianę, zwrócona twarzą w stronę drzwi.Usłyszały, żeotwiera się zewnętrzny właz.Pomiędzy tym momentem a chwilą,gdy otwarto wewnętrzne drzwi, znów minęła wieczność - i choćskładała się jedynie z odgłosów kilku kroków i dzwonieniakluczami, okazała się najdłuższa ze wszystkich.Dolores czuła, jakserce wali jej tak mocno, że omal nie wyrywa się z piersi.Po czym drzwi rozwarły się i stanął w nich ogromnyokrwawiony mężczyzna z wielką latarką.Obok niego stałapsychiatra z naręczem ubrań.Alter ego, czy też istota znana jako Max, nigdy nie byłacałkowicie pewna swojej natury ani pochodzenia.Oczywiście fakt, że pozostałe alter ego postrzegały go jako coś w rodzaju demona,był bardzo wygodny i oddał mu wielkie usługi w przejęciu władzynad systemem z rąk Ulyssesa i Christophera.Jednak dla niegosamego myśl, że mógł być inkarnacją Carniveana była jedynieprzypuszczeniem opartym na okolicznościach, w których po razpierwszy się pojawił; na perwersyjnej przyjemności, jaką czerpałz tego, co inni zwykle uważali za złe lub haniebne; naniezaprzeczalnej efektywności działania systemu - nie tylko wporównaniu do innych osobowości wielokrotnych, ale i do ludzkiejrasy w ogóle.Mógł to być przypadek, mogła to być losowa mutacja, leczmożliwości, że ewolucyjny skok naprzód, który Max reprezentował swoją osobą, był skutkiem demonicznego opętania, nienależało z góry skreślać.Dlatego gdy zaczął ześlizgiwać się w ciemność, po raz kolejny udało mu się sobie wmówić, że nie jest tak zle.Przynajmniejnie musiał martwić się życiem pozagrobowym.Jeśli piekło istniało, to on zasiadał w radzie nadzorczej.Jeśli zaś nie, czekał goniebyt i koniec straszliwego bólu, który teraz odczuwał.Tak czysiak, tajemnica jego pochodzenia miała się wkrótce wyjaśnić.Jednak gdy tylko Max odnalazł wewnętrzny spokój, zakłó ciłgo dzwięk głosu panny Miller.Pomimo ścisłych i bolesnychwięzów, jakimś cudem udało jej się doczołgać na zdrowychplecach na krawędz antresoli i pozbyć się knebla.- Ulysses? - wołała. Max otworzył oczy i stwierdził, że zapadła noc.Co za niebo,co za niebo!- Tu jestem.Trafił mnie.- Słyszałam.- Chyba umieram.- Oj, oj, wydaje ci się, że umierasz za każdym razem, gdyuderzysz się w palec.Pamiętasz jak miałeś dwanaście lat ichorowałeś na grypę? Z moją pomocą wychodziłeś już z gorszychtarapatów.A teraz się pospiesz i mnie rozwiąż.- Jesteście już bezpieczne - powiedziała Irene, choć nie byłapewna, czy któraś z nich, łącznie z nią samą, będzie mogła sięjeszcze kiedykolwiek poczuć naprawdę bezpieczna.Wiedziała, żeteraz wszystkie cierpią na szok pourazowy, poprzedzający zespółstresu pourazowego, który zawiera wszystkie jego objawy, pluspoważne symptomy dysocjacyjne, takie jak selektywna amnezja,niezdolność do odczuwania emocji i derealizacja.Ale Ireneotrząsnęła się z własnych problemów - w końcu przeszła o wielemniej od nich.I była, do cholery, psychiatrą! - Już po wszystkim.Jesteście wolne.On już nie może zrobić wam krzywdy.Powtarzała wariacje tego zdania, pomagając Donnie Hugheswstać na nogi, przeciągając jej ręce przez rękawy pomarańczowejbluzki i pomagając utrzymać równowagę, gdy ta wsuwała nasiebie szorty.Razem wyszły na oświetloną blaskiem księżyca łąkę.Po chwili we włazie pojawił się też Pender, niosąc na rękachDolores [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •