[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przekręciłam klucz, ale drzwi nie chcą się podnieść - powiedziała.- Myślę, że mogły przymarznąć do ziemi.Świetnie, pomyślałem.Cudownie.Trudności piętrzyły się jedna za drugą.- Przykro mi, Dennis - dodała, widząc wyraz mojej twarzy.- W porządku.Otworzyłem drzwi i po raz kolejny zademonstrowałem swój komiczny sposób wychodzenia z szoferki.- Uważaj - powiedziała troskliwie, obejmując mnie ramieniem i pomagając brnąć przez głęboki śnieg.- Pamiętaj o nodze.- Dobrze, mamusiu - odparłem z uśmiechem.Zatrzymałem się przy drzwiach w taki sposób, żeby stanąć mocniej na prawej nodze, odciążając lewą.Sięgnąłem prawą ręką do uchwytu, trzymając w lewej obie kule, tak że musiałem wyglądać jak cyrkowy człowiek-guma.Szarpnąłem.Drzwi poruszyły się odrobinę, ale to było stanowczo za mało.Leigh miała rację: cała dolna krawędź przymarzła do podłoża.Wyraźnie słyszałem charakterystyczny chrzęst.- Pomóż mi - poprosiłem.Leigh położyła obie dłonie na mojej i pociągnęliśmy razem.Chrzęst przybrał nieco na sile, ale lód nie chciał ustąpić.- Już prawie nam się udało - powiedziałem.W prawej nodze czułem nieprzyjemne mrowienie, po policzkach ściekały mi strumyczki potu.- Będę liczył.Jak powiem „trzy”, ciągniemy z całej siły, dobrze?- W porządku.- Uwaga: raz.dwa.trzy!Drzwi otworzyły się tak łatwo, jakby wcale nie były przymarznięte.Tak gwałtownie powędrowały w górę na prowadnicach, że aż zatoczyłem się do tyłu, wypuszczając kule z ręki.Pośliznąłem się i wylądowałem na podwiniętej lewej nodze.Gruba poducha śniegu złagodziła nieco upadek, ale i tak poczułem przeszywający cios bólu, który wbił się w moje udo niczym długie ostrze sztyletu, sięgając do biodra, kręgosłupa, a nawet do skroni.Zacisnąłem mocno zęby, zatrzymując w gardle rozpaczliwy krzyk.W następnej chwili Leigh znalazła się tuż przy mnie, klęcząc w śniegu i wyciągając do mnie ramiona.- Nic ci się nie stało?- Pomóż mi wstać.Nie było to wcale takie łatwe.Kiedy wreszcie stanąłem na nogach, podpierając się ostrożnie kulami, oboje dyszeliśmy jak zziajane konie.Teraz kule okazały się wręcz nieodzowne, gdyż lewa noga zamieniła się cała w ognisko rwącego bólu.- Nie ma mowy, żebyś w takim stanie naciskał sprzęgło w.- Oczywiście, że będę je naciskał.Pomóż mi wrócić do szoferki.- Jesteś blady jak ściana.Chyba powinnam zawieźć cię do lekarza.- Nie.Pomóż mi usiąść za kierownicą.- Dennis.- Leigh, przestań!Brnęliśmy powoli w stronę Petunii, pozostawiając za sobą wyraźne, nierówne ślady.Znalazłszy się przy kabinie wyciągnąłem w górę ręce, złapałem za kierownicę i spróbowałem się podciągnąć, ale z pewnością nie udałoby mi się, gdyby Leigh nie popchnęła mnie od dołu.Wreszcie, spocony jak mysz i drżący z bólu, znalazłem się z powrotem na fotelu kierowcy.Koszulę miałem przesiąkniętą potem i wodą z roztopionego śniegu.Aż do tego styczniowego dnia 1979 roku nie miałem pojęcia, jak bardzo człowiek może się spocić z bólu.Nacisnąłem ostrożnie sprzęgło i natychmiast poczułem kolejne ukłucie bólu, tak silne, że odrzuciłem w tył głowę i zacisnąłem z całej siły zęby.- Dennis, idę do najbliższego automatu, żeby wezwać lekarza.- Miała bladą, przerażoną twarz.- Złamałeś ją po raz drugi, prawda? Wtedy, kiedy upadłeś?- Nie wiem - odparłem.- Nie możesz tego zrobić, Leigh.Jeśli teraz z tym nie skończymy, zginą nasi rodzice.Doskonale o tym wiesz.LeBay nie przestanie zabijać.On rozkoszuje się zemstą.Musimy doprowadzić to do końca.- Ale przecież ty nie możesz prowadzić!Wpatrywała się we mnie załzawionymi oczami.Kiedy pchała mnie w górę do szoferki, gdzie teraz siedziałem jak dostojny, ale kompletnie bezużyteczny pomnik, kaptur zsunął się jej zupełnie z głowy.Na jasnych włosach osiadało coraz więcej płatków śniegu.- Wejdź do środka i poszukaj jakiejś miotły albo długiego kija - poleciłem.- Co nam to da? - zapytała szlochając.- Najpierw to znajdź, a potem zobaczymy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]