[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teoretycznie miał rację.Jednak przez „politykę” oficer pierwszej pendżabskiej kawalerii rozumiał „wszystko, co nudne”, a ta definicja doskonale opisywała naturę monologu pana Wiggsa.Wiggs domagał się, by każdy buntownik, każdy kolporter wywrotowych broszurek i każdy nadęty babu był wysyłany na Andamany i tam dożywał swoich dni.Choć zasadniczo słuchacze podzielali tę opinię, wywód Wiggsa przyjęli z kamienną obojętnością.Jak stół długi i szeroki, uważnie oglądano paznokcie i przygryzano nastroszone wąsy.Privett-Clampe ze swoją poważną i skupioną miną nawet nie zauważył, że wystąpienie Wiggsa zmierza ku końcowi.Był zbyt zatopiony w słodkich marzeniach o biszkopcie, o który w Indiach bardzo trudno.I wtedy kichnął.Owo kichnięcie zwróciło na niego uwagę Wiggsa, który nerwowo rozglądał się za sprzymierzeńcami pośród nagłego chłodu wiejącego od bywalców oficerskiego kasyna.Dostrzegł zamyśloną twarz i pomyślał, że oto wreszcie trafił się człowiek, który docenia przenikliwość i trafność jego argumentacji.Privett-Clampe, bezrozumna marionetka losu, podniósł głowę i napotkał wzrok Wiggsa.Przyszło mu na myśl, że powinien rzucić jakąś uwagę.Powiedział: - Tak, racja - i pokiwał głową ze szczerym zrozumieniem.Tym przypieczętował swój los.Ku jego przerażeniu Wiggs (który miał na koncie jakieś sprawki w Delhi) dopadł go podczas przerwy na papierosa.Oświadczył tonem nieprzyjemnie mrocznym i tajemniczym, że tak utalentowany młody porucznik jak Privett-Clampe kompletnie się tu marnuje.Privett-Clampe, który wcale nie uważał, by w Abbotabad zmarnowała się choćby odrobina jego talentu, dyplomatycznie nie zaprzeczył.Serdecznie podziękował rozmówcy, zaczekał na stosowny moment i czmychnął.Skąd mógł wiedzieć, że samotne rozmyślania w czterech ścianach pokoju gościnnego zrodzą w Wiggsie (człowieku wprawdzie pozbawionym talentów towarzyskich, lecz wpływowym) postanowienie wyciągnięcia pomocnej dłoni do młodego porucznika? Skąd mógł przypuszczać, że myśl natychmiast zamieni się w czyn i przybierze formę listu, w którym znajdzie się wzmianka o „młodym człowieku obdarzonym przenikliwym rozumem politycznym, wyczulonym na problemy regionu”? Któż mógł przypuścić, że adresat listu - niejaki pułkownik Brightman - umieści nazwisko młodego zdolnego w notatce, która po jakimś czasie trafi na biurko samego sir Davida Handleya-Scotta? Komu przeszłoby przez głowę, że sir David po chwili namysłu stwierdzi, że to przecież członek PVH, i zaznaczy jego nazwisko czerwonym ołówkiem?Choć nikt się tego nie spodziewał, tak się stało.Trzy miesiące później Privett-Clampe awansował do stopnia kapitana i został przeniesiony do Indian Political Service, gdzie miał objąć jedną z najbardziej intratnych posad w całym Imperium.Każdy inny mężczyzna urządziłby z tego powodu fetę.P.-C.był przerażony.Czekała go praca za biurkiem.Uznał, że zaszła jakaś pomyłka.Jednak bez względu na to, jak bardzo się skarżył, ile razy zwracał się do dowódcy, pisał do Londynu czy wyzywał po pijanemu Wiggsa od wścibskich ulizanych świń, nikt nie brał go poważnie.Wszyscy byli przekonani, że Privett-Clampe stroi sobie żarty, albo składali jego reakcję na karb nagłej utraty wiary w siebie.Nie było rady.W wieku dwudziestu dziewięciu lat kapitan Privett-Clampe wkroczył w świat papierkowej roboty i intryg w Simli jako negocjator w szatańsko powikłanych kontaktach Korony z setkami lokalnych państewek.W IPS liczył się tylko protokół i spryt.Nieudana próba wbicia noża w plecy komu trzeba i kiedy trzeba przy jednoczesnej skrupulatności w przestrzeganiu zasad pierwszeństwa i tradycji mogła przynieść opłakane skutki.Jedno potknięcie, jedno niewłaściwe słowo i incydent gotowy.Trudno się było w tym wszystkim rozeznać.Privett-Clampe odkrył, że jego praca chodzi za nim jak bezpański pies, uparcie dając o sobie znać nawet podczas najbardziej udanych łowów czy zawziętych rozgrywek polo.Po roku na jego twarzy pojawiły się pierwsze bruzdy.Privett-Clampe zaczął regularnie sięgać po whisky.Gorzej, że kombinacja nudy i wymogu tajemnicy w nowej pracy oddaliła go od żony.Prostolinijna Charlotte nie rozumiała, co gus robi z papierami, które każdego wieczora przynosił z ponurą miną do ich bungalowu.Jej pytania doprowadzały go do rozpaczy.Jak miał powiedzieć żonie, że spędza całe dnie w strachu, sprawdzając pospiesznie nagryzmolone wykazy, które wetknął do kieszeni munduru?Charlotte wybrała najlepsze rozwiązanie.Rzuciła się w wir zajęć burra memsahib, terroryzując służbę i dokładnie kontrolując wydatki kucharza.Ogrodnik musiał starać się jeszcze bardziej, by delikatne angielskie kwiaty zechciały rosnąć w gorącym klimacie.Krawiec musiał szyć panu ubranie szew po szwie według starego modelu, zużywając mniej materiału, niż potrzebowałby do przykrycia pleców dziecka.W miarę upływu lat było coraz gorzej.Mimo braku predyspozycji do tej pracy i powszechnej opinii, że w IPS mogą zabłysnąć tylko najbardziej utalentowani, ciągle była to tylko praca biurowa, w której nadzwyczajna punktualność i imponujący stos dokumentów po jednej i drugiej stronie biurka wystarczyły, by kariera Privett-Clampe’a rozwijała się pomyślnie.Gdyby o tym wiedział, prawdopodobnie zacząłby się celowo spóźniać albo kłaść nogi na biurko za każdym razem, gdy na horyzoncie zjawiał się jego przełożony.Niestety, Privett-Clampe niczego takiego nie zrobił i jego akta personalne pozostały bez zarzutu.Wreszcie oddelegowano go do jednego z większych radżpuckich księstw.Ku niemiłemu zaskoczeniu brytyjskiej zwierzchności miejscowy maharadża wykazywał szczególne upodobania seksualne.Oskarżono go o serię gwałtów.Privett-Clampe’owi przyszło zgłębiać intymne szczegóły życia władcy, gdzie istotna rola przypadła argentyńskim tancerzom (tango!), chartom rosyjskim i pewnemu pułkowemu rymarzowi z Dżajpuru.gus był wstrząśnięty.Im głębiej kopał, tym gorzej to wyglądało.Angielskie kobiety.Angielskie psy.Musiał mieć pod ręką słownik francuski, bez którego nie byłby w stanie rozszyfrować raportów.Kiedy się zorientował, że zamiast dać facetowi solidną nauczkę, musi załagodzić sprawę, z rozpaczy wziął udział w gigantycznej popijawie.Być może tak się musiało stać.Charlotte i gus już dawno zaprzestali prawie wszystkich wspólnych przyjemności.Kontener z tuzinem butelek whisky przywiózł jeden z kumpli wprost z Glen-jakiegośtam.Tamtego roku codzienne obowiązki zostawiały Privett-Clampe’owi niewiele czasu na łowy.Z głową pełną cuissade, frottage i soixante-neuf trafił do miejscowego domu publicznego.Spostrzegawcza burdelmama wyczuła jego brak zainteresowania dziewczętami i zaprowadziła go do pokoju z chłopcem.Nazajutrz, pełen obrzydzenia do siebie, Privett-Clampe złożył prośbę o powtórny przydział do kawalerii.Prośbę oddalono.Regularna gra w tenisa i poranne przejażdżki konno nie tłumiły złowieszczego przeczucia nadchodzącej zguby.Lubieżne myśli, dziwacznie przemieszane ze wspomnieniami z łowów i lat szkolnych, nie dawały mu spokoju.Jedyną rzeczą, która trzymała je w ryzach, było picie.Pewnego wieczora Privett-Clampe wypił jednak za dużo i znów trafił do burdelu.Błędne koło ruszyło.Ostateczny cios dosięgną! Privett-Clampe’a podczas gry w polo.Niefortunny upadek z konia zakończył się złamaniem nogi.Noga zrosła się źle i pozostała sztywna.O powrocie do kawalerii nie mogło być mowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •