[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żart żartem, ile jednak jest księży dzielnych, mocnych ludzi, robiących wspaniale swoją społeczną robotę! A taki ksiądz w komedii pod psem to albo gada o kwiatach z pannami, albo o zołzach z dziedzicem.Ochrzcić jeszcze raz trzeba takiego autora, co nie zna innych księży, a jakby się przyszedł wyspowiadać, to mu należy dać po łbie za pokutę.Odpowiedni minister powinien sprawę tę uregulować.Wśród pajacowatych figur komediowych jest kilka takich, które powinny być objęte rozporządzeniem, zabraniającym wywlekania ich na scenę pod grozą kary uwięzienia do lat dwóch.Taką figurą jest „wujaszek” poczciwy z sumiastymi wąsami i rozmierzwioną czupryną, wujaszek, co się zawsze zjawia, aby za siostrzeńca zapłacić długi i sklecić jego małżeństwo z biedną, uroczą panienką.Jeśli takiego spotkam kiedy, to mu obedrę sumiaste wąsy, bo już dłużej nie wytrzymani.Z tym poczciwym wujaszkiem jest to szwindel na gruby kamień.Taki przede wszystkim albo sam jest kutwa, albo też sam wszystko przedtem puścił.Albo ma i nie da, albo nie ma i wtedy jest poczciwy, na ogół jednak są to stare, nieużyte, zapleśniałe pierniki.Naprawdę poczciwe są tylko ciotki.Ale te nigdy nie umierają.Osobnym rozporządzeniem należy usunąć z komedii sierdzistego ekonoma, bo taki strasznie krzyczy na scenie i nie pozwala ludziom się zdrzemnąć, dalej „starego rotmistrza”, bo już nie ma starych rotmistrzów, tylko młodzi generałowie, dalej zbankrutowanego dziedzica, bo cóż to za cymes, kiedy wszystkich „zbankrutowano”.Niechże jednak znajdzie się taki angielski lord, taki bardzo, bardzo dobry człowiek i niech pod grozą największych kar, do publicznej chłosty włącznie, zakaże kpić z najnieszczęśliwszej istoty na świecie bożym: ze starej panny.Mój Boże! Mówię poważnie, co komu zawiniła ta istota, której plugawe życie odjęło wszystko, odjąwszy jej miłość? Jakżeż łatwo kpić z nieszczęścia, a to przecież największe nieszczęście mieć serce ludzkie nalane krwią jak inne, patrzeć, jak ono więdnie, więdnie, więdnie, i czekać, czekać, czekać.Mieć młode, drgające usta, których nikt nigdy nie całuje… Mieć w sobie niezmierne pokłady miłości i patrzeć, jak je zasnuwa zgryzota i tęsknota, i rozpacz cicha, bezgłośna, mętna rozpacz…Przychodzi byle łapserdak, widzi oczy beznadziejnie patrzące, widzi pierś, co się zapada, widzi nędzę życia, co nie chce umrzeć, nadzieję, co sama sobie nie wierzy, widzi uśmiechnięty ból i nic z tego nie widzi… potem chwyta takie biedactwo za rzewne, sztukowane warkoczyki i ciągnie na scenę na pośmiewisko.O stara panno! Ja się nigdy wtedy nie śmieję i przyrzekam ci, biedna kobieto, że jeśli kiedy dopadnę takiego wesołka, co tak łatwo śmiech wyciska z jąkały, z głuchego albo z ciebie — gorzką ten człowiek będzie miał godzinę.Ty nigdy nie wyjdziesz za mąż, ale jemu będzie się zdawało, że jest żonaty, i będzie wył o zmiłowanie.Teatr i aptekaNie myślę porównać teatru z apteką — broń Boże! — apteka jest przecież domem spokojnym i uczciwym.Poza tym, jak to wiadomo z przemówień oficjalnych, teatr jest podobno świątynia.Nie o to idzie.Nie dlatego, mówiąc o teatrze, wspomnieć trzeba zaciszną aptekę, w której słoikach śpi śmierć spokojnym snem.I gdyby jej lekarze czasem nie budzili…Oto wystawiono przed niedawnym czasem w Warszawie, w Teatrze Letnim (oby się zawalił), komedię Stefana Kiedrzyńskiego pt.Najnieszczęśliwszy z ludzi.Kiedrzyński — jak to wiadomo — jest to zdolny i bujny pisarz, co w tej chwili też nie należy do rzeczy.Komedia jego zastanowiła mnie ze względów bynajmniej nie artystycznych, lecz z tego powodu, że jest to pierwszy utwór teatralny, którego bohaterem jest aptekarz, co mówię! — dwaj aptekarze, przedstawieni przez autora w dobrym świetle, ba! nawet z nadzwyczajną sympatią.Gremium aptekarzy polskich powinno takiemu autorowi posłać adres dziękczynny z życzeniami, aby nigdy nie potrzebował apteki.Albowiem nielitościwie, zgoła haniebnie, obchodzono się dotąd w teatrze z aptekarzami.Serdecznie mi było zawsze żal tych miłych ludzi, że ich tak poniewierano.Bo i za co? Za to, że ludzie umierają? Przecież temu nigdy nie jest winien aptekarz, tylko chyba doktor, no i sama śmierć.A wszyscy na aptekarza!W powieści, w noweli i w komedii aptekarz albo tak zwany „prowizor farmacji” jest zawsze figurą wesołą.z której się różni ludzie natrząsają.Na aptekę można mieć przecież i inny punkt widzenia, apteka jest ci bowiem przedpokojem śmierci.Tymczasem mniej ludzi, patrząc na nią, myśli o cyjankali, każdy zaś o oleju rycynowym.Mniej ludzi spogląda na nią z ponurą powagą, pomyślawszy, że straszliwy Ibsen był aptekarzem, więcej myśli zaraz o plastrach na odciski magistra Klawego.Złą tę i niegodziwą zabawę rozpoczął Szekspir, rzucając aptekarzowi z Romea i Julii pieniądz ze słowami: „Idź.ubierz się w mięso!” Były to bowiem czasy, kiedy ci mili ludzie nie sprzedawali cholekinazy i urodonalu, tylko prawdziwsze trucizny, więc byli chudzi.Zresztą bardzo rzadko poza tym nieszczęsnym aptekarzem szekspirowskim widzi się na scenie ponurego aptekarza; na sąd o aptekarzach wpłynął chorobliwie Molier i od jego właśnie czasów dzieje się tym ludziom krzywda, a poważna i mile pachnąca officina sanilatis jest zawsze na scenie źródłem nieskromnych uciech.W polskiej literaturze traktowało się aptekarza w straszliwie niegodziwy sposób, patrząc na szlachetny ten zawód jakby przez lunetę — przez inny zgoła instrument, wprawdzie podobny nieco do lunety, lecz tym się od niej różniący, że się go nigdy — jako żywo! — nie wkłada do oka.Toteż mi było zawsze szczerze żal tych „prowizorów farmacji”.Czym się taki obroni? Rumbarbarum? Kpił sobie tedy każdy na potęgę, „zewnętrznie” i „wewnętrznie”.potrząsając mocno przed użyciem” i w książce, i na scenie.Taki oto dobry człowiek, jakim był Bałucki, i ten sobie do żywego pokpiwał z Fujarkiewicza, który miał aptekę w Mościskach.Rzadziej się widuje na scenie całą aptekę.Istnieje” farsa francuska Mirande’a i Quinona, pt.Dzień cudów, której akcja odbywa się w aptece.Istnieje też komedia polska Kazimierza Dunin–Markiewicza, pt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]