[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mogę je zabezpieczyć, ale trzeba będzie je wymienić.Zajmę sięzamówieniem i dam znać, kiedy przyjdą  informuje, kładąc skrzynkęz narzędziami na podłodze. Dzięki. Zostawiam go wśród kawałków drewna, którepozostały po drzwiach i wracam do Jessego. Co się dzieje?  pyta półśpiący, podejrzliwie zerkając w stronędrzwi.  John musiał powalczyć z drzwiami, kiedy nie otwierałeś informuję go oschle.Ze zdziwienia unosi brew, ale po chwili wygląda nazmartwionego. Powinienem do niego zadzwonić. Jak się czujesz?  pytam, oceniając, że po godzinnej drzemcewygląda lepiej. Lepiej, a ty? Dobrze.Czas, żeby pojechać do szpitala.Wezmę tylko torebkę, Gdy go mijam, chwyta mnie za ramię. Avo. Zatrzymuję się i czekam, co się stanie.Czekam najakiekolwiek słowa, które poprawią sytuację między nami, lecz nicnie dostaję poza silnym uściskiem.Patrzę na niego i widzę, że wmilczeniu mnie obserwuje.Robię wydech i uwalniam się, aleprzypominam sobie, że nie wzięłam samochodu.Jak zawiozę Jessegodo szpitala? Cholera  klnę po cichu. Nie wyrażaj się, Avo.Co się stało? Zostawiłam samochód u Kate. Wezmiemy mój. Nie dasz rady prowadzić jedną ręką. Przeraża mnie sposób, i todelikatnie mówiąc, w jaki jezdzi samochodem.Nie mam zamiaru naprzejażdżkę, gdy będzie kierował tylko jedną ręką. Wiem, ale ty możesz prowadzić.Gdy rzuca w moim kierunku kluczyki, czuję, jak ogarnia mnielekka panika.Powierza mi samochód wart ponad sto sześćdziesiąttysięcy euro?! Avo, jedziesz jak starsza pani.Wciśnij gaz  mruczy Jesse.Rzucam mu złowieszcze spojrzenie, które ignoruje.Pedał gazu jestniezwykle delikatny, a ja czuję się niezwykle mała za kierownicą.Jestem przerażona, że go zarysuję. Zamknij się  odpowiadam, zanim przyśpieszam.Pędzimy drogąi jak na kogoś wpadnę, to będzie jego wina. Lepiej. Spogląda na mnie z uśmiechem. Aatwiej jechać jakopasażer, kiedy wiesz, jak zastosować dostępną moc.Chcę się uśmiechnąć, lecz nie robię tego.Mogłabym to samopowiedzieć o nim. Po trzech godzinach w szpitalu i prześwietleniu rentgenowskimlekarz potwierdza, że ręka Jessego nie jest złamana, ale mięśnieuległy uszkodzeniu. Oszczędzał pan rękę?  pyta pielęgniarka. Minęło pięć dni odurazu, więc opuchnięcie powinno już zejść.Jesse patrzy na mnie z wyrzutem, gdy pielęgniarka owi ja rękębandażem. Nie  odpowiada cicho. A powinien pan  udziela reprymendy. Poza tym ręka powinnabyć podniesiona.Unoszę brew, a Jesse patrzy zdziwiony, kiedy pielęgniarka wkładajego rękę w temblak i dopiero potem odsyła nas do domu.Kiedyzbliżamy się do wyjścia ze szpitala, Jesse natychmiast zdejmujetemblak i wrzuca go do śmietnika. Co robisz?  pytam zaskoczona, obserwując, jak wychodzi przezszpitalne drzwi. Nie mam zamiaru tego nosić. A właśnie, że będziesz!  krzyczę, wyjmując temblak ześmietnika.Jestem zszokowana, że w ogóle nie szanuje swojego ciała.Najpierw potraktował organy wewnętrzne litrami wódki, a teraz niechce przestrzegać zaleceń, żeby ręka się zagoiła.Idę za nim, ale Jessezatrzymuje się dopiero przy samochodzie.Mimo że trzymamkluczyki, nie mam zamiaru otworzyć zamka.Spoglądamy na siebienad dachem DBS-u. Otworzysz samochód?  pyta. Jak założysz to z powrotem  odpowiadam, pokazując temblak. Powiedziałem ci, że nie będę go nosił. Dlaczego?  pytam.Uparty Jesse powrócił, jednak nie cieszę sięz tego. Nie potrzebuję go. Potrzebujesz. Nie, nie potrzebuję  przedrzeznia mnie. Jesse, zakładaj ten cholerny temblak!  krzyczę przez samochód. Do cholery, nie wyrażaj się! Pieprz się  syczę z rozdrażnieniem.Jest na mnie naprawdę wkurzony.Musimy dziwnie wyglądać,klnąc na środku szpitalnego parkingu nad dachem astona martina.Jesse czasami zachowuje się jak jaskiniowiec.  Licz się ze słowami!  krzyczy, lecz po chwili się krzywi.Jednak kac nadal mu doskwiera.Podnosi chorą rękę i przyciska dogłowy  Cholera!Wybucham śmiechem, kiedy patrzę, jak kręci się w kółko,potrząsa ręką i przeklina bolącą głowę.Może to go czegoś nauczy. Avo, otwórz ten cholerny samochód!  krzyczy.Musi byćnaprawdę wściekły.Zaciskam wargi, aby pohamować śmiech. Jak ręka?  pytam, chichocząc.Po chwili nie mogę siępowstrzymać i wybucham głośnym śmiechem.Jak dobrze siępośmiać.Kiedy przestaję, patrzy na mnie gniewnie znad samochodu. Otwieraj  nakazuje. Temblak  odpowiadam zdecydowanie, rzucając nim naddachem.Chwyta materiał i ciska nim o asfalt, a po chwili wpatruje się wemnie wściekle. Otwieraj! Jesse Wardzie, czasami zachowujesz się jak małe dziecko.Nieotworzę samochodu, dopóki nie założysz temblaka.Widzę, jak mruży oczy i unosi kąciki ust w lekkim uśmiechu. Trzy  mówi głośno i wyraznie.Zaciskam zęby. Chyba sobie żartujesz z tym odliczaniem!  krzyczę zniedowierzaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •