[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Za parę lat znów będziemy liczni jak za czasów doktora Fausta! A propos, proszę wybaczyć moją śmiałość, czy nie ma pan nic wspólnego z europejskim rezydentem Dołu, maestro Borutą?Boruta poznał Belfegora przed około pięćdziesięcioma laty na jednym z ostatnich Kongresów Czarnej Magii w Salem (Massachusetts).Stosunkowo młody upiór, pochodzący z jednego ze starofrancuskich zamczysk, zrobił na stryju Fawsona bardzo sympatyczne wrażenie.Przyszły rektor był bezrobotny i bezdomny.Jego zamek, który kupił jeden z amerykańskich multimilionerów, został wprawdzie przewieziony w częściach do Ameryki, ale nigdy go nie zmontowano.Tymczasem nastaje wielki kryzys.Milioner bankrutuje.Detale zamkowe zostają rozsprzedane, kamień zaś służy jako kruszywo do budowy dróg i “nowego ładu".Boruta, wzruszony losem upiora, udziela mu paru bezinteresownych rad.Radzi mu kształcić się, dorabiać czarną magią i głosować na Roosevelta.Belfegor słucha tych rad z uwagą.W czterdzieści pięć lat później już jako zamożny businessman składa starszemu panu wizytę w jego rezydencji w górach.Wspomina o pomyśle odrodzenia upiorzego fachu, mówi o młodych talentach, które spotkał podczas wędrówek po świecie, polemizuje z opiniami o ginących gatunkach i prosi o poparcie.Gospodarz obiecuje przedstawić sprawę na Dole.Biurokracja piekielna zwleka z decyzją, ale wreszcie wyraża zgodę i dostarcza funduszy.Uczelnia rusza.Rozwija się, hojnie subsydiowana przez wszystkie kręgi piekielne, i już wkrótce zacznie przynosić pierwsze efekty.Meff wysłuchał relacji rektora, ale do pokrewieństwa się nie przyznał.Nie miał zaufania do osobnika w birecie i nie zamierzał wprowadzać go w swoje koneksje rodzinne.- Nie mam za wiele czasu - powiedział - i chciałbym przystąpić do rzeczy.Szukam kandydatów na współpracowników.- Już miał powiedzieć, by Belfegor sam ich wytypował, kiedy przyszło mu na myśl, że lepiej będzie zaznajomić się najpierw ze wszystkimi uczniami.Może znajdzie się tam ktoś młodszy, sprawniejszy.Belfegor jakby odgadł jego myśli.- Zaraz będziemy mieli pauzę.Zapoznam pana z naszym przychówkiem.Najlepsze upiory, demony, strachy, jakie się mogą przyśnić.Sprawni, a przede wszystkim podbudowani najnowszymi zdobyczami wiedzy.Proszę sobie wyobrazić: mam tu upiora robiącego doktorat z materializmu historycznego i wampirkę anestezjologa z drugim stopniem specjalizacji.- Widząc powątpiewanie na twarzy Meffa.dorzucił: - Wcale niełatwo było mi zgromadzić tę trzódkę.Też miałem chwile zwątpienia, gdym sądził, że wszyscy nasi kuzyni wymarli.Ale nie jest źle, nie jest źle.A może Jego Dolność zechciałaby chwilę wypocząć.Mamy tu przyjemniutki pokoik gościnny.- Chętnie umyję ręce.- Doskonale, a ja tymczasem zwołam moje zuchy!Tu Belfegor klasnął w dłonie.Jak spod ziemi wyskoczył paskudny karzeł o twarzy chytrej i czerwonej niczym zachód słońca.Bijąc pokłony zaprowadził gościa do niewielkiego pokoju w stylu eskimoskim, wyłożonego skórami z białych niedźwiedzi, wypełnionego mebelkami wykonanymi z kłów morsa i rogów narwala.Łóżko miało kształt kry i kołysało się usypiająco, całą zaś przeciwległą ścianę pokrywała płaskorzeźba, stanowiąca kopię co upiorniejszych majaków z obrazów Goi.Podświetlona trupim światłem mogła wybić ze snu nawet śmiertelnie znużonego wędrowca.Neoszatan, jak wielu ludzi żyjących intensywnie i pracujących zrywami, postanowił wykorzystać czas na kwadrans snu.To mu wystarczyło, żeby zregenerować siły nawet na pół dnia.Poszukał wyłącznika i mimowolnie dotknął ściany.Zaskoczenie! Lodowy mur, podobnie jak przerażająca płaskorzeźba, wykonane były ze styropianu.Piekielny Agent zamyślił się głęboko.XIII.Belfegor, z trudem tamując wściekłość, przeglądał na komputerowym czytniku dane osobowe swych uczniów i współpracowników.- Który mnie tak urządził? - warczał, wypuszczając słowa jak krople jadu przez potężne, łopatowate zęby.- Kontrola na parę dni przed finiszem! Przypadek? - Nie, nie wierzył w przypadki.Przez pięć lat Wielki Dół dawał mu wolną rękę, zostawiał w spokoju albo przysyłał inspektorów głupszych niż noga krowy, gotowych za byle łapówkę napisać w sprawozdaniu, co zechciał, i to w dodatku wierszem.- Jeśli to Mister Priap, będzie żałował chwili, w której się urodził!Przezwiskiem Mister Priapa, ze względu na nadzwyczajne męskie parametry, obdarzano Starszego Gnoma, zastępcę Belfegora do spraw administracyjnych.Był to sprytny półdiabeł, którego w przypływie fantazji wyhodował pewien ekscentryczny naukowiec z uniwersytetu w Uppsali, zapładniając naturalne ludzkie jajo nasieniem szatana, przechowywanym w jednym z klasztorów, który, jak głosiła legenda, był w XVI wieku nawiedzony przez diabły.Potworek z probówki zadebiutował w wieku sześciu lat, dusząc swego dobroczyńcę, co nawet w tolerancyjnej Szwecji wywołało pewną dezaprobatę.Gnoma oddano do przedszkola poprawczego w pobliżu Goteborga, skąd wykradł go snujący już wówczas dalekosiężne plany Belfegor.- Czy ktoś mnie wzywał? - zagdakał karzeł, pojawiając się nieoczekiwanie pod biurkiem szefa.- I bez ciebie mam dosyć zmartwień - burknął rektor.- Może mógłbym pomóc, Magnificencjo? - Gnom usiłował nadać swemu ochrypłemu głosowi wyraz ciepła i spokoju.- Przygotowałeś kursantów do przeglądu?- Oczywiście.Wiedzą, co mówić, nikt z nich nie wyrwie się bez przyzwolenia i w ogóle Wasza Magnificencja może na nich polegać.- Polegać to ja mogę tylko na sobie - westchnął z goryczą rektor i miał ochotę dorzucić “i to nie zawsze".- Żebym jeszcze wiedział, po cholerę diabli nadali tego wę - szyciela?- Być może sam nam powie.A poza tym, sam pan mówił, wszyscy są do kupienia.- Bywają służbiści! - Belfegor chciał powiedzieć coś więcej, ale na monitorze numer 22 zobaczył, jak czcigodny gość otworzył drzwi gościnnego igloo.Wdusił więc przycisk dzwonka oznajmiającego przerwę, a następnie wybiegł na korytarz tak szybko, jakby obawiał się, że może go zabraknąć podczas obchodów dnia Sądu Ostatecznego.Gnom wzruszył swym garbem.Całe życie będąc niższym funkcjonariuszem Zła od brudnej roboty, mógł tylko z oddalenia obserwować zabiegi swego szefa, pragnącego za wszelką cenę utrzymać się na eksponowanym stanowisku.Dziś jednak naszła go refleksja.Czy zaszczyty i splendory są dożywotnie? Czy nie za dużo okazywał wierności i posłuszeństwa? Czy każdy, nawet najniżej zaszeregowany gnom nie może spotkać swej życiowej szansy? Przecież gdyby wysłannik Dołu znał choć jedno z podejrzeń, które nurtowały Mister Priapa od dawna, czyż rektor pozostałby na swym stanowisku choćby godzinę? Może zostałby nawet w trybie przyspieszonym wysłany karnie do nieba?.Owszem, przeżyli razem kilka tysięcy dni, wyjąwszy krótki okres, kiedy siedem lat temu Belfegor popadł w tak skandaliczne długi, że musiał zastawić Gnoma w lombardzie.Następne trzy sezony trzeba uznać za najciekawszy okres w życiu Mister Priapa.Z lombardu wykupił go kataryniarz i obwoził po prowincjonalnych jarmarkach, dopóki potworek nie stracił cierpliwości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]