[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszła po schodach na górę.Otworzyła drzwi i wprowadziła Gerarda do pokoju urządzonego niemal wytwornie.— Ależ to nie jest sypialnia dla przyjezdnych!— Właściwie ma pan rację.Zwykle mieszkają tu krewni, gdy zjeżdżają do nas w odwiedziny.Jak na przykład moja kuzynka Emma Arbellez z hacjendy del Erina.Nie wiem, co się z nią teraz dzieje, zaginęła bez wieści.Niech senior tymczasem usiądzie.Zje pan coś?— Nie, dziękuję, jestem ogromnie wyczerpany.Rezedilla wyszła na chwilę.Gerard usiadł w swym zniszczonym, wilgotnym ubraniu na jednym z foteli.Nie minęło kilka minut, a zmęczenie tak go zmogło, że usnął.Gdy dziewczyna wróciła, nie obudził się.Postawiła na stole świecznik, i ze współczuciem zaczęła się przyglądać mężczyźnie.— Biedak! — wyszeptała.— Jaki musiał być zmęczony, jeżeli zasnął tak prędko.Ale za to mam okazję, by się przekonać, czy moje przypuszczenia są słuszne.Chciała podnieść strzelbę, lecz zabrakło jej sił — była niezwykle ciężka.Zaczęła dokładnie przyglądać się kolbie.Po chwili wzrok jej padł na miejsce, które sierżant wykroił scyzorykiem.— Złoto, prawdziwe złoto! — wyszeptała.— A więc to on! Przeczucia mnie nie myliły.Jakże się cieszę! Ponieważ jednak nie chce o tym mówić i ja będę milczeć, udając, że o niczym nie wiem.Odstawiła strzelbę, a potem lekko dotknęła śpiącego.— Rezedilla… — wyszeptał przez sen.Oblała się rumieńcem.Po chwili dotknęła go nieco mocniej.Obudził się ze słowami:— Wybacz, seniorita, że zasnąłem.— Niech mnie pan nie prosi o przebaczenie.Życzę dobrej nocy i wypoczynku.Dobranoc, senior Gerard!— Dobranoc, seniorita!Troskliwość Rezedilli była dla niego jak balsam.Choć zmęczony ogromnie, leżał jeszcze przez chwilę z zamkniętymi oczami nie mogąc zasnąć.Wreszcie usnął.Dziewczyna zeszła do ojca obserwującego jak zwykle pogodę.Myślała o tym, który spał na górze, i o odkryciu, które przed chwilą zrobiła.Z zadumy wyrwały ją słowa ojca.— Przeklęta pogoda!Nie odpowiedziała, ciągnął więc dalej.— Słyszałaś, co powiedziałem?— Tak — odparła.— Czy nie mam racji?— Owszem, drogi ojcze.— No więc! Na dworze podle i tu w pokoju nie lepiej.— Co chcesz przez to powiedzieć?— Jeszcze pytasz? Świat się kończy! Co widać przez okno, hę? A w pokoju? Ciebie i tylko ciebie, oczywiście oprócz krzeseł, ławek, szklanek i flaszek.— A co chciałbyś zobaczyć?Było to bardzo nieopatrzne pytanie.Stary czekał tylko, jak by tu przejść do ulubionego tematu.Rąbnął więc prosto z mostu:— Co chciałbym zobaczyć? Do stu diabłów, naturalnie, że zięcia! Zięcia mi brak, zięcia! Nie rozumiesz tego?— Czy naprawdę jest ci tak potrzebny? — zapytała z uśmiechem.— A tobie?— Mnie? — rzekła, śmiejąc się głośno.— Przecież musiałabym mieć przedtem córkę.— Głupia jesteś? Kpisz sobie ze mnie, co? Nie doprowadzaj mnie do szewskiej pasji! Siedzę tu, patrzę na podłą podłogę albo na stare ławki i stoły i co mam z tego? Nic, literalnie nic.Gdybym natomiast miał zięcia, mógłbym rozmawiać z nim, moglibyśmy opowiadać sobie anegdotki albo też, gdybym był w złym humorze, mógłbym się z nim kłócić.— O ile by się na to zgodził!— Dlaczego nie? Po co się ma zięcia, jeżeli nie po to, aby łatał dziury w dachu i był pod ręką na wypadek złego humoru? Jeżeli w przyszłości nie postarasz się sama o męża, ja się tym zajmę.Będziesz musiała wyjść za mąż i kwita! Wiesz, kto nim będzie? No zgadnij!— Nie zgadnę.Powiedz sam!— Któż inny, jeżeli nie Czarny Gerard.— Czarny Gerard? — powtórzyła wolno, drżącym z lekka głosem.— Tak, on.To dzielny chłop! Takiego zięcia chciałbym mieć!— A jeżeli ci się nie spodoba?— On będzie mi się na pewno podobał! Pomyśl tylko o jego złotej strzelbie.— To drobiazg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •