[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hannah nie miała zamiaru wyprowadzać księ\nej z błędu, samajednak była przekonana, \e niebawem coś się stanie.Czuła znajome mrowienie międzyłopatkami.Jedni nazywali to przeczuciem, inni woleli mówić o instynkcie.Hannah bawiła sięw tę niebezpieczną grę na tyle długo, by wiedzieć, \e nie nale\y lekcewa\yć własnej intuicji. Kiedy Bennett zapytał, czy ma ochotę się napić, poprosiła o coś zimnego.Po jegowyjściu szepnęła do Reeve'a:- Pójdę się rozejrzeć.- W porządku.Ja zostaję.Czuję w kościach, \e coś będzie.- Ja te\.Deboque radził, \ebym usiadła na widowni.Na wszelki wypadek zajrzę zakulisy.Reeve nie był zachwycony tym pomysłem.Na szczęście Gabriella zajęła jego uwagę,a Hannah natychmiast to wykorzystała.Dyskretnie wymknęła się z lo\y i poszła w stronę damskiej łazienki.Gdy miałapewność, \e nikt nie zauwa\y, błyskawicznie skręciła na klatkę schodową i zaczęła schodzićna dół.Miała nie więcej ni\ dziesięć minut.Za kulisami panowało zwykłe podczas antraktu zamieszanie.Ani pracownicy obsługi,ani aktorzy zajęci zmianą kostiumów nie zwrócili na nią najmniejszej uwagi.Mogła więcswobodnie się rozejrzeć.Wprawdzie nie zauwa\yła niczego podejrzanego, ale mrowieniemiędzy łopatkami nie ustępowało.Drzwi do garderoby Chantel były uchylone.Aktorka dostrzegła ją i po chwili wahaniazawołała:- Lady Hannah!Nie wypadało udawać, \e nie słyszy, więc chcąc nie chcąc, stanęła w progu.- Dobry wieczór, panno O'Hurley.Jej Ksią\ęca Wysokość nie mogła przyjśćosobiście, ale mogę panią zapewnić, \e jest zachwycona pani grą.- Miło mi.- Chantel nie przestawała robić makija\u.- A co pani myśli o sztuce?- Ach, jest porywająca! A Julia w pani wykonaniu to popis prawdziwego mistrzostwa.Aktorka podziękowała skinieniem głowy.Odło\yła kredkę, którą malowała oczy, iwstała od lustra.- Pewnie pani wie - powiedziała, patrząc Hannah prosto w oczy - \e jestem w showbiznesie bardzo długo.Mam go we krwi.I chcę pani powiedzieć, \e komediant zawszerozpozna drugiego komedianta.Hannah zachowała spokój.- Na pewno - odparła z uprzejmym uśmiechem.- Jeszcze nie zdecydowałam, czy panią lubię, ale na pewno pani nie ufam - wypaliłaChantel, poprawiając rękaw sukni.- Za to bardzo lubię i szanuję Bennetta.To jeden zniewielu mę\czyzn, których zaliczam do swoich przyjaciół. Hannah potrafiła docenić szczerość.Nie mogła odpłacić się Chantel tym samym, alepostanowiła odsłonić się na tyle, na ile pozwalał rozsądek.- Chcę panią zapewnić, \e tak\e dla mnie Bennett jest kimś wyjątkowym.Kimś, nakim bardzo mi zale\y.Chantel milczała, wa\ąc jej słowa.- Sama nie wiem dlaczego, ale wierzę pani.- Po chwili dodała, kręcąc głową: - Nierozumiem, czemu odgrywa pani Jane Eyre, ale pewnie ma pani swoje powody.Musiały przerwać rozmowę, bo inspicjent wzywał aktorów na scenę.Chantel wmgnieniu oka stała się Julią.Przechodząc obok Hannah, odezwała się scenicznym głosemswojej bohaterki:- Kochana, przecie\ dobrze wiesz, \e w be\owym wyglądasz fatalnie.Kiedy zniknęła w mroku kulis, Hannah odetchnęła z ulgą.Dostała dobrą nauczkę.Jejmaska nie była tak szczelna, jak jej się zdawało.Szybko pokonała schody, ale i tak nie zdą\yła na początek drugiego aktu.Usłyszałabrawa, którymi publiczność powitała aktorów, a zaraz potem stłumiony huk eksplozji.Niespodziewanie teatr pogrą\ył się w ciemnościach.Z dołu dochodziły okrzyki zaskoczonych widzów.W królewskiej lo\y ochronanatychmiast otoczyła Bissetów ciasnym murem.Zewsząd dobiegał szczęk odbezpieczanejbroni.- Zostańcie na miejscach - nakazał Reeve.- Wy dwaj, za mną!Po omacku wydostali się do foyer.- Poszukajcie jakieś latarki - rzucił wściekły, nerwowo grzebiąc w kieszeniach.Pochwili znalazł zapalniczkę.- Niech ktoś natychmiast biegnie do radiowęzła.Trzeba uspokoićludzi, bo zaraz zaczną panikować.Ledwie zdą\ył to powiedzieć, z głośników popłynął zmysłowy głos Chantel:- Panie i panowie, zostańcie na swoich miejscach.Mamy chwilowy problem zzasilaniem.Radzę wykorzystać okazję, by bli\ej poznać sąsiada.Widownia zareagowała nerwowym śmiechem.- Dobra dziewczynka.- mruknął Reeve.- A teraz biegiem! Trzeba sprawdzićbezpieczniki.Hannah nie wróciła! Bennett myślał o tym obsesyjnie, kręcąc się niecierpliwie wfotelu.Obok niego Aleksander szeptem uspokajał Eve.Tymczasem jego Hannah błąka sięsama w ciemnościach.Nie mo\e jej tak zostawić.Bez namysłu ruszył w stronę wyjścia. - Wasza Wysokość! - Masywny ochroniarz od razu zastąpił mu drogę.- Proszępozostać na miejscu.- Odsuń się!- Bennett! - Głos Armanda był cichy, ale stanowczy.- Proszę cię, usiądz! Za chwilębędzie ju\ po wszystkim.- Hannah nie wróciła! Cisza.- Reeve się tym zajmie.Bennett nie zamierzał czekać.Nie pozwalał mu na to honor i poczucie obowiązku.Tam była kobieta, którą kochał.Zdecydowanym ruchem odsunął ochroniarza i poszedł jejszukać.Stała na schodach z bronią gotową do strzału.Szybko analizowała, co powinna robić:biec na górę do lo\y Bissetów, czy na dół, by sprawdzić zasilanie.Rozsądek nakazywałzrobić to drugie, ale serce mówiło co innego.Posłuszna jego głosowi, postanowiła sprawdzić,czy Bennett jest bezpieczny.Zdą\yła pokonać dwa stopnie, gdy na dolnym podeście cicho skrzypnęły drzwi.Skierowała lufę w dół i ostro\nie przechyliła się przez poręcz.Poni\ej ktoś przyświecał sobiemalutką latarką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •