[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy to tłumaczy dziwny fakt, że na rodzinnejkolacji na planecie okrążającej gwiazdę bardzo odległą od Starego Domu Terrymówi się w martwym języku? No więc.wyjaśnia.To mnie jednak nie zadowala.Hmm, Justin, mamwrażenie, że na wszelkie wątpliwości, które zgłoszę, znajdzie się odpowiedz, któ-ra mnie nie przekona. To rozsądne.Dlaczego trochę nie zaczekać? Po chwili, bez ponaglania,fakty, w które trudno ci uwierzyć, staną się sensowne.Zmieniliśmy więc temat.Hazel powiedziała: Najdroższy, nie wspominałam ci, jakie sprawy musiałam załatwić i dla-czego się spózniłam.Justin, czy zatrzymano cię kiedyś na biegnącym z prądemteleporcie? Aż za często.Mam nadzieję, że wkrótce ktoś zbuduje konkurencyjne urzą-277dzenie.Sam zebrałbym kapitał i je zmontował, gdybym nie był tak wygodnickii leniwy.Dzisiaj rano poszłam robić zakupy dla Richarda.Buty, najdroższy, ale nie za-kładaj ich, dopóki Galahad nie wyrazi zgody, i nowe garnitury, by zastąpić te,które straciłam podczas utarczki pod Rafflesem.Nie mogłam dobrać takich sa-mych kolorów, zadowoliłam się więc wiśniowym i nefrytowym. To dobry wybór. Tak.Myślę, że będzie ci w nich do twarzy.Skończyłam zakupy i wró-ciłabym tutaj, zanim się obudziłeś, ale pod teleportem stała kolejka, więc wes-tchnęłam i ustawiłam się w niej.i jakiś cham, śmierdzący turysta z Secundusa,wśliznął się do niej o sześć miejsc przede mną! Co za bydlak! Nie wyszedł na tym za dobrze.Zastrzelili cwaniaczka na miejscu.Spojrzałem na nią. Hazel? Ja? Nie, nie, najdroższy! Przyznaję, że czułam taką pokusę.Moim zdaniemjednak wepchnięcie się bez kolejki nie zasługuje na karę cięższą niż złamanie rę-ki.Nie, to nie dlatego się spózniłam.Natychmiast zwołano sąd spośród zebranychi o małe piwo dokooptowano by mnie na sędziego.Jedyny sposób, w jaki mo-głam się wymigać, to przyznać, że byłam świadkiem.Myślałam, że w ten sposóboszczędzę na czasie.Nic z tych rzeczy.Proces trwał prawie pół godziny. Powiesili go? zapytał Justin. Nie.Werdykt brzmiał: Zabójstwo w interesie publicznym.Mogłam więcwrócić do domu.Było już jednak za pózno.Lazarus, niech go cholera wezmie,dostał się do Richarda, sprawił, że poczuł się on nieszczęśliwy i zrujnował mojeplany.Za to ja z kolei unieszczęśliwiłam jego.Jak ci wiadomo. Jak wiadomo wszystkim.Czy zmarły turysta miał jakieś towarzystwo? Nie wiem.Nie obchodzi mnie to.Uważam, że zabicie go było zbyt dra-styczne.Mam jednak miękkie serce.Zawsze tak było.W przeszłości, gdy ktośwepchnął się przede mnie w kolejkę, ograniczałam się do drobnego okaleczenia.Niemniej oszukiwania w kolejce nie powinno się tolerować.To tylko rozzuchwalachamów.Richard, kupiłam dla ciebie buty, ponieważ wiedziałam, że nie będzieszmógł założyć na nową nogę prawego buta, który miałeś na sobie, gdy tu przyby-liśmy. To prawda. (Mój prawy but zawsze od chwili amputacji musiałbyć robiony na zamówienie.%7ływa stopa nie mogłaby się w niego wepchnąć). Nie poszłam do sklepu z butami, lecz do fabrykantury, gdzie mieli pan-tograf do użytku ogólnego.Dałam im twój lewy but, żeby zasygnalizowali je-go prawy odpowiednik poprzez lustrzane odbicie nadprzestrzenne.Powinien byćidentyczny jak lewy, tylko prawo-skrętny.Prawonożny? Prawy. Dziękuję!278 Mam nadzieję, że będzie pasował.Gdyby ten skubany cham nie dał sięzabić praktycznie na moich kolanach, zdążyłabym do domu na czas.Spojrzałem na nią przelotnie. Hmm, ponownie jestem zdumiony.Jaki tu macie rząd? Czy to jest anar-chia?Hazel wzruszyła ramionami.Justin Foote zrobił zamyśloną minę. Nie, nie nazwałbym tego tak.Nie jesteśmy aż tak dobrze zorganizowani.Odlecieliśmy zaraz po obiedzie w tym czteroosobowym samolocie kosmicz-nym: Hazel, ja, nieduży olbrzym zwany Zębem, Hilda maleńka piękność, dok-tor Jacob Burroughs, doktor Jubal Harshaw, kolejna ruda dziewczyna no, ru-dawa blondynka imieniem Deety i jeszcze jedna, która nie była jej blizniacząsiostrą, choć powinna nią być, słodka dziewczyna imieniem Elizabeth, na którąmówiono Libby.Spojrzawszy na dwie ostatnie, szepnąłem do Hazel: Znowu potomstwo Lazarusa? Czy twoje? Nie.Nie sądzę.Mam na myśli Lazarusa.Co do siebie jestem pewna.Niejestem aż tak lekkomyślna.Jedna pochodzi z innego wszechświata, a druga jestprzeszło tysiąc lat starsza ode mnie.Zwal to na Gilgamesza.Hmm.czy przy ko-lacji zauważyłeś małą dziewczynkę, kolejnego rudzielca, która pluskała się w fon-tannie? Aha.Aadniutka. To. Zaczęliśmy wpychać się całą dziewiątką do tego czteroosobowegosamolotu. Zapytaj mnie pózniej powiedziała Hazel i wdrapała się do środka.Ruszyłem za nią.Ten niewielki olbrzym ujął mnie mocno pod ramię, co mniepowstrzymało, gdyż ważył ze czterdzieści kilo więcej ode mnie. Nie znamy się.Jestem Zeb Carter. Jestem Richard Ames Campbell, Zeb.Miło mi cię poznać. A to moja mamuśka, Hilda Mae. Wskazał na porcelanową laleczkę.Nie miałem czasu zastanowić się nad nieprawdopodobieństwem tego twier-dzenia, gdyż Hilda oznajmiła: Jestem macochą jego żony, jego żoną w niepełnym wymiarze godzin i nie-kiedy jego kochanką, Richard.Zebbiego często nie ma, ale to słodki chłopak.A tynależysz do Hazel, co daje ci klucze do miasta. Wyciągnęła ręce w górę, po-łożyła mi dłonie na ramionach, stanęła na palcach i pocałowała mnie.Pocałunekbył pośpieszny, ale ciepły i niezupełnie suchy.Wprowadził mnie w głębokie za-myślenie. Jeśli czegoś chcesz, poproś o to po prostu.Zebbie to załatwi.Wyglądało na to, że ta rodzina (czy podrodzina, gdyż wszyscy byli członkamidomu czy też rodziny Longów, ale w tym się jeszcze nie połapałem) składała sięz pięciu osób: Zeba i jego żony Deety, i tej pierwszej rudawej blondynki, którąwidziałem przelotnie, jej ojca Jake a Burroughsa, jego żony Hildy, która nie była279jednak matką Deety, i piątej osoby Gay. Jest jeszcze Gay, rzecz jasna powiedział Zeb. Wiesz, o kogo mi cho-dzi. Kto jest gejem? zapytałem Zeba. Nie ja.Czasami traktuję to jako hobby.Gay to nasz pojazd. Jestem Gay odezwał się natychmiast kontralt. Cześć, Richard.Byłeśjuż raz wewnątrz mnie, ale chyba tego nie pamiętasz.Doszedłem do wniosku, że pole lete miało parę naprawdę paskudnych efek-tów ubocznych.Jeśli byłem kiedyś wewnątrz kobiety (to ona tak to ujęła, nie ja)o głosie posiadającym tak niezwykle uwodzicielskie właściwości, ale o tym niepamiętałem.cóż, czas oddać się na łaskę sądu.Stałem się przestarzały. Przepraszam, ale jej nie widzę.Pani zwanej Gay. To nie pani.To stare pudło. Zebbie, pożałujesz tego.Richard, on chciał powiedzieć, że nie jestem ko-bietą.Jestem tym pojazdem, do którego masz zamiar się wdrapać.Byłeś już kie-dyś wewnątrz, ale ranny i chory, więc nie czuję się obrażona, że mnie nie pamię-tasz. Och, ależ pamiętam! Naprawdę? To miło.Tak czy inaczej, jestem Gay Deceiver.Witaj na pokła-dzie.Wdrapałem się do środka i zacząłem przepychać się przez drzwi do ładowni.Hilda powstrzymała mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]