[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ich zwiadowcy?— Nie widzieliśmy żadnego, ale nie można być pewnym, czy nie wysłali szperaczy.Okolica jest taka, że łatwo się ukryć, a mnie wysłano tutaj, jak tylko ich odkryliśmy.Inni mogli coś znaleźć od czasu, gdy opuściłam nasz oddział.Murdock przez kilka minut wpatrywał się ze skupieniem w mapę.Podniósł głowę.— Eveleen i Allran, zbierzcie swoje oddziały.Gordon, każ moim ludziom siadać na wierzchowce.Jedziemy wszyscy.— Którą kolumnę ścigamy? — zapytał z zaciekawieniem dominioński oficer.— Obie.Ross uśmiechnął się na widok ich zdumionych twarzy.— Jeśli teraz wyruszymy i będziemy jechać szybko, przerywając jazdę tylko na czas pozwalający nam i wierzchowcom zachować siły do wałki, spotkamy to stado tutaj jutro o świcie.Dotknął mapy czubkiem miecza.— Wtedy stado i oddział straży będą jechały równoległymi trasami, w niewielkiej odległości od siebie, o ile utrzymają dzisiejszy kurs.Ruszymy na jelenie z tych dwóch kierunków, okrążymy stado i strażników, zanim wydamy im bitwę.Największe niebezpieczeństwo grozi nam w przypadku, gdyby konwój wpadł w popłoch i runął na nas całą masą, ale jeśli szybko zamkniemy sieć i natychmiast podjedziemy na odległość strzału, to zyskamy na czynniku zaskoczenia i naszej przewadze liczebnej i zgarniemy zwierzęta bez wielkiego trudu.— Bardzo obciąży nas przegnanie i upilnowanie takiego stada — zauważyła Eveleen.— Czy wystarczy nam wojowników, żeby zająć się konwojem? Spojrzał na nią.— Celna uwaga.Tu mnie masz.Weźmiemy jeszcze jeźdźców z oddziału Komna, aby nie zabrakło nam ludzi.Murdock wrócił do mapy.— Kiedy zwierzęta bezpiecznie odejdą, ruszymy na wschód.Cztery godziny forsownej jazdy i powinniśmy być w tym miejscu.Jest to dokładnie na linii marszu drugiego oddziału, ale sporo przed nit Będziemy mieli dość czasu, żeby odpocząć, zanim się z nimi zmierzymy.Popatrzył na obecnych.— Nie mogę być tego wszystkiego całkowicie pewien.Najpierw musimy przyjrzeć się układowi terenu w tym miejscu i samemu konwojowi i dopiero wtedy przystąpimy do akcji.Może uda nam przejąć część konwoju, a może cały nam umknie, ale dopiero czas i bliższy kontakt nam to pokażą.A teraz, towarzysze, ruszamy!13.Słońce ledwo wzeszło nad szczyty wszechobecnych gór, kiedy wojska Krainy Szafiru dotarły do miejsca, które ich komendant wybrał na zasadzkę.Mieli za sobą długą jazdę, ale zarówno wojownicy, jak i ich wierzchowce byli przyzwyczajeni do wymogów życia, jakie wiedli.Ross tak rozstawił oddziały, że ani jego ludzie, ani wojownicy stojący na przeciwległym stoku, którymi dowodziła Eveleen, nie musieli patrzeć pod słońce, oczekując na nieprzyjaciela, który miał nadejść od strony północno–wschodniej.Mijały minuty.Może stado już przeszło lub zmieniło trasę, omijając całkowicie to miejsce.Partyzanci zamarli.Oto nadchodzą, wspinają się na strome zbocze zamykające dolinę od północy i schodzą po łagodniejszym stoku od południa.Gordon popatrzył na partnera.Mimo że odkąd wcielili się w swoje obecne role, mieli za sobą już niejeden taki wyczyn, to zawsze w takiej chwili odczuwał w stosunku do Murdocka pełen szacunku podziw.Przewidywania kapitana potwierdziły się w praktyce.Nieprzyjaciel przybył na miejsce z zaledwie trzyminutowym opóźnieniem.— Czasem myślę, że jesteś bardziej hawaikańską Foanna niż terrańskim agentem czasu — powiedział cicho.Murdock zamrugał.To była wielka pochwała jak na Ashe’a, który w odróżnieniu od młodszego partnera nigdy nie patrzył podejrzliwie i z niechęcią na pozazmysłowe zdolności tamtych trzech hawaikańskich kobiet.— Będę ci wdzięczny, jeżeli nie będziesz przyzywał tych dam, przyjacielu.Myśl o nich bardziej mnie przeraża niż Zant I Yoroc i wszyscy jego najemnicy.Te lekkie w tonie słowa wypowiedział prawie szeptem, a potem zamilkł.Wszelkie rozmowy ustały i w szeregach partyzantów zapanowała całkowita cisza.Najeźdźcy byli za daleko, żeby usłyszeć nawet głośną rozmowę, tym bardziej że sami robili sporo hałasu zagłuszającego inne dźwięki.Sprzyjało to zaczajonym w zasadzce wojownikom Krainy Szafiru.Oni dobrowolnie nie uczyniliby niczego, co: wrogowi ich pozycje.Znajome napięcie przedbitewne opanowało Murdocka.Pomimo iż starał się skoncentrować na jeźdźcach wroga, serce skakało mu w piersi.Inna rzecz, że widok tylu wspaniałych, smukłych jeleni biegnących razem z charakterystycznym dla tego gatunku wdziękiem, bez pęt i siodeł, poruszyłby krew każdego mężczyzny.Jeźdźcy Dworu Kondora posuwali się w dobrym tempie i szybko wjechali w głąb doliny.Partyzanci zamarli w siodłach.W napięciu patrzyli na wroga.Tym razem nie zahuczy róg.Nie będzie niczego, co mogłoby za wcześnie ostrzec nieprzyjaciela jadącego w dole.Partyzanci ruszą do ataku, kiedy pierwsi jeźdźcy dotrą do miej sca, które przedtem wskazał im kapitan.To już wkrótce.Już nadchodzi ten moment.Murdock dotknął palcami szyi Lady.Skoczyła do przodu i bez wysiłku przeszła w piękny galop.Cały oddział ruszył za nim.Z obu zboczy spłynęła w dół podwójna kolumna jeźdźców.Nie starli się od razu z przeciwnikiem, lecz kontynuowali swój szalony galop, aż cel został całkowicie otoczony.Dopiero wtedy rzucili się na wroga.Teraz dopiero przyczyna utworzenia podwójnych kolumn stała się oczywista.Wewnętrzna linia partyzantów rozpoczęła walkę z wojownikami Dworu Kondora, podczas gdy pozostali utrzymywali swą pozycję gotowi zatrzymać każdego jelenia, który próbowałby uciekać.Zadanie było trudne i ważne.Jeśli zwierzętom udałoby się wyrwać i rozproszyć po dolinie i okolicznych wzgórzach, większość byłaby stracona dla partyzantów i ich sojuszników, a jakakolwiek myśl o zawładnięciu drugim konwojem trzeba byłoby porzucić.Musieli działać ostrożnie.Jelenie były wystraszone, skupiły się w ogromne stado, a tocząca się tuż obok wałka przeganiała je z miejsca na miejsce.Na szczęście nie wpadły w popłoch i nie rzuciły się do ucieczki w jednym kierunku.Samo starcie było bardzo krótkie, niewiele dłuższe niż szarża.Najeźdźcy nie mieli szans na dłuższy opór.Zaskoczenie było całkowite, a przewaga liczebna atakujących zbyt przytłaczająca.Przede wszystkim zaś najemnicy nie mieli serca do walki.Byli wściekli na Zanthora i Yoroca za to, w jaki sposób się nimi posłużył.Nawet ich oficerowie nie powiedzieli im, że stanowią przynętę, która ma odwrócić uwagę wojowników Krainy Szafiru od kolumny wozów.Nie byli głupcami i wkrótce sami zdali sobie z tego sprawę.Świadczyła o tym wyraźnie rzucająca się w oczy beztroska, którą przez cały czas charakteryzowało się ich postępowanie.Niedole wojny najbardziej odczuwali właśnie tacy najemnicy jak oni, a nie rodzimi wojownicy Dworu Kondora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]