[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wojna! zapalił się w tejgłowie świat cały jakby w czerwonych płacht ognia wichrowym łopocie.I oto w zachłyśnię-ciu nagłym ten w piersiach wstrzymywany spazm wyrwał się płaczem gdzieś w kącie odlud-nym: Bolek! Bolek!On powstał był od stołu w automatycznym sprężeniu.I wykroczył sztywno z pokoju, mi-jając gwar ludzki błędnymi oczami.Miał to ponure wrażenie, że przed chwilą stało się coś, copozbawiło go nagle wspólności wszelkiej z tymi tu ludzmi.Niedawno równy tu jeszczewszystkim, uczuł się nagle tak mizernym, że w samego wstępowała ta korność tępa.Rad był,że prócz dziewczyn nikt prawie jego rozmowy z pułkownikiem w tym nagłym rozgardiaszuprzy stole nie zauważył; prosił je też, aby nikomu o tym nie mówiły, zwłaszcza gospodarzom.Każde spojrzenie współczujące pognębiało go jeszcze bardziej, wpędzając myśli w jakieśuparte błąkanie się koło ciała własnego.Widział się gołym, stojącym pod miarą: po kolanachbiła go jakaś pochwa dla ich sprężenia, czyjeś ramiona mierzyły mu objętość piersi, czyjeśpalce liczyły zęby w ustach.Nagiego pchnięto gdzieś między urzędniki nad księgami.Kazanowreszcie wyjść; zmylił drogę jak pies oszołomiony, sam tu goły pośród tylu czynnych i suro-wych ludzi.Ktoś zniecierpliwiony popychał go do wyjścia uderzeniem pochwy po nagichpośladkach.Na marmurowej posadzce pałacowego korytarza porzucił był gdzieś pod coko-45łem jakiegoś posągu garść przyodziewku swego.I tu skórą rozdygotany podrywający stopyziębnące na marmurze, ubierał się pośpiesznie w tych podrygach pod barokowym posągiemMarsa.I tak się znęcał nad sobą przypomnieniem tych chwil życia dziwnych, kiedy wszystkoczłowiecze opada nagle z nas, jak garść przyodziewku żałosna.Mijał ludzi wciąż z lękiem ipokorą w oczach: czuł się jakby goły w towarzystwie strojnym.I tak zwlókł się do kobiercowego pokoju.Miękka kobieca woń perfum wchłonięta w nozdrza spotęgowała tylko to poczucie ciele-sności oraz zmysłowego wydelikacenia w zażyciu.I nagle jakaś rzewność bezmierna wzru-szeniem bydlęcego egoizmu zatkać mu chciała w piersiach nad twardym jarzmem konieczno-ści i biczem nieubłagania, jakie ślepą grozą zawisło nagle nad życiem jego.I oto znów nagim widzieć się musi w tym hipnotycznym prawie stuporze na progu zwie-rzęcości, w jakim powstał był od storo.Na ustach palą go wspomnieniem pocałunki śpie-waczki, na grzbiecie piecze wyciśnięta dziś liczba rzeznego wołu niby dwa stygmaty mło-dości.Po chwili poderwało mu głowę to pytanie, które jakby mu w oczy zajrzeć chciało: Cóżeś ty z swą młodością uczynił? Patrz, oto twoja pierwsza myśl, gdy tamta wieść przy stole na cię spadła, myśl zagłuszonatkliwym wzruszeniem cielesnego lęku i teraz dopiero dogoniona.Ona to kazała ci z bydlęcąpokorą opuszczonych oczu spoglądać na ludzi wszystkich, ona to przykułać duszę do nagościciała własnego, ona to wreszcie za latami minionymi oglądać ci się każe.Otoś znalazł wresz-cie tę garść przyodziewku, w jaką człowiecza bezsilność zatula się w tych chwilach ponurychobnażeń życia, które zwą się: musem, przemocą, koniecznością.Oto czeka już na cię to jarz-mo i klaska już nad tobą bicz nieubłagania.Odziewajże się szybko w godność człowiekaostatnią: w zadumę nad życiem, które oddać trzeba.Otoś się wybił wreszcie z wiewiórczegokołowrotu wspomnień.Myślże teraz wstecz, a nie oglądaj martwą już namiętność wspak!Zrozum dolę swoją! Tam, o mil setki, czeka na cię grób kopany w polu rękami wstrętu czylitości, jak gnijącemu psu.Przystrójże się godnie w najdumniejszą myśl młodości.I nie dbaj:słuszna czy złudna! bodaj to nawet i pstry łachman był, osłonić przecie nagość twoją, a du-szę jak tarczą ochroni: ciało tylko oddasz.I obejrzyj no się wstecz; pomyśl: gdzie się zaprze-paścił pióropusz młodości?!Skoczna melodia fortepianu, rozegrana kaprysem piosnki znanej, wypełniała tymczasempokoje wszystkie, dobiegając wraz tej mety, gdzie głos śpiewaczki rozbrzmieć miał i za-dzwonić ludziom tych piersi światowym tryumfem.Pod gonitwę fortepianowych dzwięków,prześcigających się nawzajem w rozhukach wesela, uderzył w powietrze jak w strunę diwygłos potężny.I wywlókł go ku drzwiom na progi, jak psa za obrożę, aby raz jeszcze popatrzył, jakie toowoce wydały posiewy młode.Nie mając sił spojrzeć na śpiewaczkę, utkwił oczami na drogim, w kabłąk pogiętym osob-niku, o głowie ptasiej i wargach w tej chwili jak gdyby żujących.Ta twarz w monoklu rzucałabłędnie ponad głowy ludzkie jakby złośliwość chytrą, jakby niemy koncept figlarny, lecz za-stygły i drętwy na obliczu znużonym: ostatni wyraz, jaki czepia się zwiędłych po miastachmasek ludzkich.Słuchał czujnie, melodią cały wibrujący, jak oper stołecznych bywalec iśpiewu miłośnik.A gdzie się kierował monoki jego błyszczący i, rzekłbyś, zgasłe przy nimdrugie, torbiaste oko, tam uwijał się psotnie przed ich spojrzeniem, tańczył niby kusa mario-netka diwy palec wskazujący, na pół długości przysłonięty rubinową markizą pierścienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]