[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No, co ty?!.Co ty znowuż? Wszystko, co tu było dzisiejszej nocy, na co patrzyłyśmy obie  sabat to był czarownic iszakali zlot przed diabła ogniskiem.A kto od niego odbiegnie, temu nikt ręki nie poda, nikt! mówił stary.Hieny i szakale otoczą go i ku dobru prowadzić zechcą.Bo nie ma  sił ży-wych nam ku pomocy, nie ma!  mówił stary.Zło tylko jest żywe; zło prowadzi, zło kieru-je: to zło myśli całe, które ze starego wina wymaca gnuśność.My to na swe dole. powiadałmajor stary.O, nie mogę! Mnie ten starzec.mnie ofiara, mnie zdrada obie głowę ściskały,obie błogosławiły!  obie przeklęły? Nie wiem.I nie mnie może tylko.I nikt z nas nie wie.Natura, ona jedna wie.Ognia, mówisz, w żyły naleli? Był tam on już, Wando.Naturachciała.Oni tylko jego iskry odszukali w śmietniku pustoty, rozgrzebali wszystkie w drażnie-niu, rozniecili grzechem ponurym; a potem złym czuciem, złą myślą i wyobraznią, jak su-chym wichrem w niego dmuchali.Pożar mam ja w sobie!.Wanda dyszała ciężko, wraz i tych oczu kręgiem rozszerzonym. Spójrz  zagadywała czym prędzej jej dalsze wybuchy  pomyśl, jak dziwnie: tak nie-dawno jeszcze tam na pokojach błyszczało wszystko od barw i świateł wśród zwierciadeł, ateraz?  patrz, słońca smuga wprost nam na głowy.Same my tu teraz: czujne po tym gwarzewielkim, jak dwie siostry biedne w ciszy ogromnej.Tu zawsze taka zaduma jest w powietrzu,tu przed książkami, że uspokój się tylko trochę, a zobaczysz, jak się uciszenie sączyć poczniew ciebie bezwiednie.Może każde życie jest sabatem złych ludzi, a dobrych myśli i czynów nauboczu.Spójrz: całe wieki życia tu, a jaki spokój, jaka godność! Czasami myślę  mówiłaidąc ku półkom i kładąc nieśmiało rękę na którejś książce  czasami myślę, że gdy te kartypowstawały, gwar życia czynił się naokół niedobry.Gwar ścichł i przepadł, a dusza została natego życia świadectwo.Pomyśl: ile tu życia zaświadczeń, ile dusz niegdyś czuwających.A ilebyło tych niemych, które tylko śmiercią swoją mogły. Ty dusza!  wybuchnie nagle Nina. Nie, nie mów nic, nie przecz!.I mnie dziwnie, żegdy ten sabat w noc się zapadł przed tobą, ty jedna tu po tym zamęcie całym: w tym perło-wym, prawie białym powietrzu ranka sama suknią biała, snująca się, smukła  i taka cichakażdym słowem. Ot i znowuż  odpowiedziała spokojnie  wytargałaś niby coś z siebie aż boleśnie i spa-liłaś w ręku na konopiany błysk.Czym ja tu!  wzruszyła lekko ramionami. Wszystko, comówiłam o tej tu ciszy, o życia zamęcie, zapadłym w niepamięć, i o duszy, która żyje, powia-dałam tylko tobie na uspokojenie: żebyś zapomniała. Czego? Ciała.Bo z niego wszystek zamęt życia i sabaty wszelkie.Tamta zwiesiła powoli głowę. Więc się ucisz tak  mówiła, kładąc jej teraz dopiero dłoń na ramieniu. Stamtąd zamętżycia.A niepokój duszy, to zgoła skądinąd.To jakby dzwon jaki daleki.Miałam ja przedchwilą rozmowę dziwną z tym, komuś ty czoło dziś opatrywała.Każde słowo zapadło mi wpiersi.I wiem, że to złe życie ludzi stanęło u końca dziś właśnie: na rozstaju, nad przepaściąmoże.Zbliża się coś wielkiego, idzie, przyjść musi.Gdy fatum zwiastowało się ludziomdawniej, to zanim ptaki pokazały się na niebie, kobiety zrywały się po nocach, jedne do dzie-103 ci, która za wrota, inne  wypatrywać.Niepokój to w nas złych przeczuć.I stąd to wzięcieżyda ludzi całego trwogą w swoje piersi, za swój jakby grzech.Tylko tyś to wszystko wplotław gorączkę snów. Bo czym my, kobiety?. Dusze nieme.Jak kwiaty w polu.%7łyją przecie one najczujniej. Mówiła Lena podobnie  miała już na ustach, gdyż teraz dopiero tchnęło ją instynktow-nie i pokrewieństwo myśli, i podobny tok rozmarzeń. Ty znałaś Woydę? Prawda! Przypomi. mówiła powoli, w miarę jak się jej oczy w co-raz to większym zdziwieniu i smutku zapatrywały w Wandę. Przecież ja wszystko rozu-miem.I wiem nawet wszystko.I o jego strasznym końcu przez tamtą! I tę rzecz jeszczestraszniejszą wiem teraz  zwlekała w mówieniu pod zdziwienie myśli coraz to większe  żewszystko lepsze w tęsknotach tych ludzi, a co oni tak zamącili.Ja na zródło tego wszystkie-go trafiam teraz ślepa! Jak to oni powiadali?  Prawdziwość uczuć? Tyś ją tylko dawała ży-ciem całym, uczuć cichością i jeszcze większą ciszą tego, coś czyniła, więzieniem twoim,krwią z ust plutą.I wszystkim, czego ja nie wiem.I wszystkim, co będzie.Jak oni to nazywalito drugie?  Sumienie ruchu? Powiedz!.Ty niema.Rozumie się.Ty na śmierć nawet niemiałabyś słowa przerażeń, tylko uśmiech może smutny.A oni wszyscy są z kłamstwa słów! Ikłamstwa wyobrazni, która się rodzi.O, z niesytości dosytów chyba! By płodzić w myślachrozkosze większe od zaznawanych.Och, ja pamiętam każde słowo z tego, co Lena wtedyopowiadała.I rozumiem teraz dopiero.On miał słuszność. Kto taki? Diabeł  zaśmiała się ostro.Lecz niebawem i na śmiech nawet nie stało w pasji.Dłonie tylko to rozczepiały się palca-mi, to zaciskały się w kułaki. Mówił, że  purpura marzenia to jakby Leny negliż strojny.%7łe to także ze zmysłów i dlazmysłów.Bo inaczej nie byłoby to ani marzeniem, ani wyobraznią, ani pięknem przecie.Astraszna jest ich robota, powiadał, nad naszymi duszami młodymi. Czyja? Hien tych.I tej ostatniej także. Jakiej? Woydy.Doskoczyła do niej Wanda w mig i zacisnęła jej usta dłonią całą. To ci tylko diabeł sam mógł powiedzieć.A ona tym gwałtowniej ogarnie ją za szyję iwzburzeniem swych dłoni krzepkich targa, pociąga jej głowę ku sobie  twarzą do policzków. Tyś dusza! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •