[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A pod ich stopami miasto w bezruchu zastygłe.Niżej, po padołach, te ponure zbarbaryzowanie nędzy i malarstwo wśród niej wszelakie.Jeszcze niżej: te kominy czerwone, niby potworne ryje mrówkojadów cudzoziemskich.I tą oto drogą  przypominał znów  od tych kominów czerwonych przez zaułki nędzarne,w brudno  eleganckie aspekty śródmieścia kroczą przemarszem tamte tłumy pędzone  zową grupą na przedzie, niby z czołem wszczętego pochodu dziejów. Rzuć za nimi kamieniem!  szarpały się w nim uczucia, w instynktach tej ich podziem-nej robocie na wskroś sporne, płoszące trwogą rozkładu tam właśnie, gdzie zapalają się dlanich gwiazdy nadziei.Borykał się odstrychnięciem wewnętrznym od nich swej całej natury i nie dawał rady tejsile. Tajemniczość!  owóż to, co niewoli i jarzmi tłumy, pociąga wyobraznię, a odpychamyśl. Tajemnica tłumów!  cofa się przeczucie w odrazie mętów człowieczych.A na przekór tym niechęciom stanął mu w myślach żywot i dola Komierowskiego; potemtamtej dziewczyny, Wandy, młode czoło myślami czyste i bezdenna prawość jej wejrzenia;wreszcie ten chłop, jak posąg wymowny i prosty w ruchu każdym. Sąże to męty?.Ujrzawszy na brukach jakieś dwie książki w błękitnej oprawie, schylił się: przypominałodruchowo, że prosiła go Wanda o podjęcie ich w razie znalezienia.W pierwszej chwili chciał te książki z odrazą odrzucić:127 unurzane były w skrzepie czerwonym.Poświęcił jednak chustkę i otarł je.Gdy zajrzał w karty, grymas cierpki przeszedł wraz w śmiech, nerwami targany: Poezje!.Za wiele miał zbyt ostrych wrażeń dziś: ten szczegół drobny wytrącił go dziwnym sposo-bem z resztek opanowania siebie.Jak ślepy snuł się pod parkanem ulicznym, minął wóz strażacki, odwożący trupy, skręciłmachinalnie w pierwszą przecznicę i znalazł się nad rzeką.I tu opadł: na kłody tratwiane u samego brzegu Wisły.Na halizny mazowieckie spoglądał jak na morze.Wiatr hula górą bezgłośny i pędzi przedsobą obłoki jak fale monotonne, zbite na horyzoncie w chmurę dalekiego lądu.Wsie tu i ów-dzie widoczne, niby łodzie rybackie w czas morskiej ciszy, tkwią sennie w tej pustce.Zniegunaokół ani śladu: bura zasłona błotnych roztopów pokryła ziemię.Patrzy na to słońce, dołemoparami przymglone, górą roziskrzeń pełne, o tarczy jaskrawej, zmierzającej ku zenitowi,rzekłbyś, naocznie dla długiego wejrzenia i długiego oddechu człowieczej melancholii. Oto żółwia ziemi skorupa naga!  pomyślał, zapadając w tę właśnie zadumę powolnegooddechu. Jak wiek długi pracowała kosa śmierci takich po całej tej ziemi w krąg: co kosa ród pod-cięła, siekiera bór zniosła, ile tężyzny nażęła kosa, tyle wątłego piękna wyschło w bezcieniu,czym kosa życie, tym siekiera zubożała ziemię, a obie ducha.Spod borów wyjrzały mokradła,spod lasów ruszyły piachy na wszystkich wiatrów szerokie gościńce: miasta, dwory i zaścian-ki, wyłuskane z puszczy na nagą ziemię o zbyt dalekim horyzoncie, kurczyły się jakby i ma-lały w odrębności swojej wśród tej powietrznej perspektywy bez końca, w kapryśnej swawoliwszystkich wiatrów wschodu, zachodu, północy i południa. Ceres deserta!  pomyślało mu się dziwnie.W pamięci stanęło z niezmierną nagle wyrazistością twarde oblicze Komierowskiego ioczy jego zamglone nękiem, patrzące jakby odbiciem tego wejrzenia ziemi ogołoconej i jejmelancholii.pallere ligustra,Exspirare rosas, decrescere lilia vidi, ocknęły się w jego uwadze teraz dopiero te słowa, umieszczone na pierwszej karcieksiążki trzymanej w ręku.Odszukał podpis tego motta: Klaudian, O porwaniu Prozerpiny. Oto i dziecko Ceres myślał  wiosna, młodość w podziemia porwana. Pesymizmy! optymizmy!  zabrzęczały mu nagle w uszach jak mucha te słowa na bru-kach zrodzone, hałaśliwe i turkotać, jak cała tu wielkomiejska krzętność i zabiegliwość każ-dego o siebie.A jednak.Dziwnie zgodną wiarę w inne siły i cuda wypracowują tu czasy same zarówno w cicho-ściach skupień, jak i żywiołowym nurtowaniu wśród tłumów: wiarę w siły i cuda duszywspólnej, odnowie podległej, przez ofiarę, odżycie, odmłodzenie; prastarą wiarę misteriówonych, przy których odmładzała się przez wieki najdzielniejsza dusza wspólna, jaka kiedy-kolwiek była: tam w Grecji  w Eleusis!Nie sprawujeż się tu naprawdę misterium podziemi:odżyłe  eleuzyjskie?Oto zagubione dziecko Ceres  P e r s e f o n a, młodością najwrażliwsza, przez moce pod-ziemia porwana, wstępuje w głąb [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •