[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom pana Sienickiego ma czerwoną dachówkę.Podobnie jak jegosamochód.Zastosowaliśmy się do jego wskazówek i z łatwością znalezliśmy dom, o którymmówił sklepowy.Ogrodzona siatką działka prowadziła wprost na brzeg Pilicy, porosłyogołoconymi o tej porze olszynami i akacjami.Toyota stała zaparkowana obok niedużegodomku i wszystko wskazywało na to, że Sienicki jest w środku.Ale zaraz podszedł do nas sąsiad emerytowanego aktora.Zszedł z góry, gdzie naszczycie ściany kolejnego wąwozu znajdowała się mała zagroda.- A państwo do kogo? - zapytał rolnik z nieufnością.- Do pana Sienickiego - wyjaśniliśmy.Przyjrzał się nam uważnie i odetchnął z ulgą.- Wyglądacie na porządnych ludzi.Pan Sienicki wybierał się na ryby jakąś godzinętemu, wiecie, łowi w przeręblu, kiedy zajechał pod jego dom samochód.Wysiadł z niegoogromny facet.Blondyn ostrzyżony na jeżyka.- Hans Roedel! - wyrwało mi się.- I co?- Akurat czesałem Baśkę, moją kobyłę, tuż przy ogrodzeniu, więc widziałem, jak tengladiator chwycił pana Alojzego za fraki i wpakował do swojego samochodu.Tak sięprzeraziłem, że aż wypadło mi z ręki zgrzebło.- Pojechali gdzieś? - podniosłem głos ze zdenerwowania.- Na most.Tylko tyle widziałem.Podziękowałem sąsiadowi Sienickiego za informacje i szybko wsiedliśmy do opla.- Na most! - wskazałem ręką kierunek.- Może lepiej tutaj zaczekać? - ociągała się kobieta.Wyraznie się bała, co z kolei połechtało moją męską próżność, bo mogłem odegrać rolę bohatera.- Słyszał pan, że tenRoedel nie przyjechał tutaj na pogawędkę.Może mieć broń.- Nie będziemy z nim walczyć, tylko wyśledzimy go.Panna Kruger niechętnie ruszyła.Pojechaliśmy wąwozem w górę wsi.Tam minęliśmysklep i drogą na most zjechaliśmy w dół rzeki.Niemka zwolniła, abyśmy mogli wypatrzyćjakiś samochód na brzegu wśród rzadkiego lasu, pokrywającego niewielki cypel za mostem.Przejechaliśmy wreszcie most i na śniegu za nim zauważyłem dosyć świeże ślady opon.Zamostem skręcały w rzadki lasek.Samochód przejechał między sosnami i zniknął dalej w lesietowarzyszącym rzece na całym widocznym odcinku.Pojechaliśmy za śladami opon.Wzdłuż stromego brzegu rzeki, na jego szczycie biegłaskrajem lasu dróżka.Zlady opon były wyrazne.Samochód, który jechał tędy przed nami,musiał zostawić je nie dalej jak przed godziną.Z lewej strony zauważyłem przesmyk między drzewami, w który z łatwościąwjechałby samochód.Zaproponowałem, abyśmy skręcili tam i ukryli opla.Po chwili wyszliśmy z lasu i ruszyliśmy po śladach opon.Uszliśmy niecałe osiemset metrów.Fiat punto stał na skraju lasu.Nikogo w nim niebyło.Zbliżyliśmy się ostrożnie do samochodu i spostrzegliśmy ślady obuwia na śniegu.Kierowały się w stronę rzeki i były widoczne jeszcze na pokrytym śniegiem lodzie.Poszliśmytam.Dwadzieścia pięć metrów od brzegu znajdowała się nieduża wysepka.- Niech pani tutaj zostanie - szepnąłem pannie Kruger do ucha.- Ja cichaczemzakradnę się na wyspę.Proszę mnie ostrzec w razie niebezpieczeństwaPokiwała z ulgą, że się zgadza.Zbliżając się do wyspy, modliłem się, aby cienki lód nie załamał się pode mną.Aleskoro nie ugiął się pod ciężarem Hansa Roedela, to pewnie i mnie był w stanie unieść.Kiedydzieliło mnie od wyspy kilka metrów, usłyszałem czyjeś przerazliwe jęki.Położyłem się wzmarzniętej trzcinie i podczołgałem na brzeg wyspy.Moim oczom ukazał się straszny widok.Po drugiej stronie wysepki na lodzie Niemiec trzymał za kołnierz kurtki mężczyznę i zanurzałgo w lodowatej wodzie przerębla.Tym mężczyzną był Sienicki.Hans Roedel z sadystycznymzadowoleniem powtórzył tę czynność.W ciągu minuty zamoczył emeryta kilkakrotnie wprzeręblu, aż tamten zaczął łkać.Potworny był to widok i żal mi się zrobiło staruszka, chociażmiał on pewnie wiele na sumieniu.Ale wyznam szczerze, że nienawidzę z całego serca ludziokrutnych.- Kim jest Arsen Lupin? - gromki głos Niemca spłoszył z drzew wrony.- Mów, bo cięutopie! I Roedel znowu wepchnął Sienickiego po samą głowę w przerębel.Nie mogłem dłużej czekać.Lada chwila emeryt mógł dostać jakiegoś ataku.Mógłnawet umrzeć.Gdybym poczekał chwilę, być może Sienicki zdradziłby tożsamość Lupina, alew tym momencie nie mogłem patrzeć na krzywdę zadawaną drugiemu człowiekowi.- Ty bydlaku! - wylazłem z krzaków ściskając w ręku jakiś kij.- To go zabije.Zostawgo.Roedel odwrócił się w moją stronę i zdawało mi się, że oczy mu zabłysły zwściekłości.Rzucił się w moją stronę z gracją głodnej pantery i zanim zdołałem cokolwiekzrobić, uderzył mnie w twarz.Jak ścięty upadłem na śnieg.Straciłem przytomność.Zimno.Poczułem przejmujący chłód, a potem szarpnięcie za rękę.Otworzyłem oczy iw świetle wschodzącego księżyca ponad wierzchołkami drzew ujrzałem przed sobą kobiecąsylwetkę.Niewiasta miała na głowie beret i mocowała się ze sznurem, który opasywał mojeciało jak sznurek ściskający kawałek bekonu.Byłem przywiązany do jakiegoś drzewa iszczękałem zębami szybciej niż pałeczki cyrkowego perkusisty uderzają w werbel.Wreszcie poznałem kobietę.To przecież z nią umówiłem się w katedrze wrocławskiejdwa dni temu. Co ona tutaj robi? - pomyślałem. I co ja tutaj robię? Ależ tak! Roedel chciał utopićw przeręblu Sienickiego.Tylko gdzie oni się podziali? A panna Kruger?- Roedel zabrał Sienickiego do samochodu, gdy ten stracił przytomność - odezwała siękobieta uwolniwszy mnie z więzów.- Odjechali.- A panna Kruger? - udało mi się zapytać.- Byłam na drugim brzegu, kiedy Roedel zabrał Sienickiego i odjechał.Ale Kruger niema w oplu.Zniknęła.Przeszłam pózniej po lodzie tutaj i znalazłam pana przywiązanego dodrzewa.Nasz przyjaciel z Niemiec chciał pana zabić.- Uratowała mi pani życie - sepleniłem z zimna.- Gdzie ma pani samochód?- Zostawiłam na drugim brzegu rzeki.Musi pan tam dojść.Włączę ogrzewanie i jakośdojdzie pan do siebie.Z trudem dopadłem drugiego brzegu i ukrytego w lesie białego forda.Gdy kobietawłączyła ogrzewanie, moje zmarznięte członki zaczęły powoli odtajać, a myśli nabieraćostrości.- Muszę przeczesać las - rzekłem do niej.- Chodzi o pannę Kruger.- Rozumiem.Niestety, beze mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •