[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo przepraszam.Starszy pan przyjrzał się Teresce z największą dokładno­ścią już od pierwszej chwili, chociaż niczym nie okazał, że domyśla się, kim jest ta pełna wdzięku i życia dziewczyna o przejrzystych, jasnych, zielonych oczach.Teraz pod­chwycił temat.- Nic nie szkodzi - rzekł z uśmiechem.- Sądzę, że wydaję się pani podobny do mojego syna.Pochlebiam sobie, że to raczej mój syn jest podobny do mnie.Mam wrażenie, że dość dużo o pani słyszałem.Tereskę natychmiast ogarnęła gorąca błogość.Wszelkie wątpliwości znikły, oczywiście, był podobny do syna, to znaczy, owszem, syn był podobny do niego.Mieli dokładnie takie same oczy, różniące się tylko kolorem, starszy pan miał odrobinę bardziej szare, a jego syn ciemnoszafirowe, absolutnie i bezwzględnie najpiękniejsze na świecie! Inne szczegóły twarzy mieli również podobne, na przykład nosy, ale tego już Tereska nie precyzowała, oczy wystarczyły jej w zupełności.- Ach, więc to pan! - wykrzyknęła żywo.- Ja również o panu słyszałam! No więc, jeżeli pan to chce kupić, tym bardziej nie będę panu wyrywać.Na pewno znajdę coś innego.- O te rzeczy jest trudno - ostrzegł starszy pan.- Zrobimy tak, ja to kupię, a pani będzie mogła korzystać.Po prostu, będę pani pożyczał.Teresce przyszło na myśl, że on to chce kupić tylko po to, żeby zapłacić.Książka była dość droga.Z pewnością uwa­ża, że niezbyt bogata młodzież nie może sobie pozwalać na takie wydatki i taktownie podsuwa jej możliwość żerowania na nim.Otóż nie, nic z tego nie będzie.- Równie dobrze ja mogę kupić i pożyczać panu - powiedziała stanowczo.- Będzie mi przyjemniej.Nie musi pan się litować nad moimi finansami, oświadczam panu, że mam pieniądze.- Zapewne od rodziców.?W pytaniu starszego pana zabrzmiało coś takiego, że w Teresce buchnął płomień.W zasadzie, w samym fakcie otrzymywania pieniędzy od rodziców nie było nic niewła­ściwego, stanowił on rzecz naturalną i powszechnie prakty­kowaną, niemniej jednak, w tym właśnie momencie, pod wpływem tonu pytania, odczuła go jak obelgę.Płomień ze środka strzelił na zewnątrz, Tereska z godnością podniosła głowę.- Od rodziców mam pożywienie, dach nad głową i zimo­we palto - oznajmiła chłodno.- Oraz, dla ścisłości, pre­zenty imieninowe.O całą resztę staram się sama drogą uczciwej, ciężkiej pracy, której nie znoszę z całego serca, ale którą będę dalej wykonywać, żeby nikt mnie nie mógł nazwać pasożytem.Jestem siła fachowa i zarabiam całkiem nieźle.Mam pieniądze.NIE od rodziców.Przemówienie zostało zakończone gwałtownym prychnięciem, typowym dla rozzłoszczonej kotki.Tereska musia­ła dać dodatkowe ujście uczuciom, miała bowiem wrażenie, że inaczej pęknie z pewnością.Wszelkie emocje wybuchały w niej zawsze z siłą wulkanu i obrona przed pękaniem sprawiała jej permanentne kłopoty.- W takim razie chętnie wezmę na siebie rolę pasożyta - rzekł starszy pan i usunął się na krok, ustępując jej niejako miejsca, z gestem pełnym nienagannej uprzejmości.Tajfun w duszy Tereski zdechł w mgnieniu oka, bo iden­tycznie takim samym gestem posługiwał się jego syn.„Je­zus Mario, jacy oni są do siebie podobni.” pomyślała i ciepła błogość powróciła na swoje miejsce.Dokonała zakupu i wyszła i antykwariatu, tuląc do łona dzieło o sztuce scytyjskiej w języku, którego wcale nie znała.Starszy pan wyszedł razem z nią.- Znamy się ze słyszenia - powiedział.- Pomyślałem, że moglibyśmy poznać się także osobiście i miałem zamiar zaprosić panią na kawę i lody, ale teraz się boję.Nie wiem, jak pani to potraktuje i czy nie uprze się pani zaprosić mnie.W roli pasożyta nie czuję się najlepiej i wolałbym ją w pew­nym stopniu ograniczyć.- Właśnie sobie pomyślałam, jak by to było dobrze, gdyby pan mnie zaprosił na cokolwiek - odparła Tereska radośnie i bez wahania.- Moglibyśmy spokojnie porozma­wiać.Mogę wziąć na siebie pół pasożyta, bo ciekawa jestem, dlaczego pan też się interesuje Scytami.- Ciekawią mnie po prostu, mało o nich wiadomo.Słyszałem o odkryciu nowego znaleziska, śledziłem ostatniej poszukiwania, chcę sobie trochę odnowić wiadomości.To raczej pani zainteresowania są niezwykłe.- Ha! - wykrzyknęła Tereska z triumfem i aż się zatrzy­mała.- Ja właśnie byłam przy tym znalezisku! Mogę panu wszystko opowiedzieć!- Z największą przyjemnością posłucham.Nigdy później Tereska nie umiała sobie przypomnieć, co jadła i piła w czasie tej rozmowy.Była przekonana, że coś jadła, ale czy były to lody, czy na przykład surowe kartofle, tego nie zdołała rozstrzygnąć.Zadziałali tu nie tylko Scyto­wie, znalazł się inny temat, który usunął w cień wojownicze plemiona.Jego ojciec mówił przecież, że coś o niej słyszał, nie byłaby istotą płci żeńskiej, gdyby nie spytała co.Starszy pan, to znaczy jego ojciec.Jasne jest bowiem, że niezależnie od tego, czy był energicznym starszym pa­nem, czy też smokiem wawelskim, zionącym ogniem z paszczęki, liczył się wyłącznie fakt, że był jego ojcem.Poza tym mógł sobie być centaurem albo wielorybem.Chociaż, oczywiście, przyjemniej było go widzieć w postaci sympaty­cznego starszego pana niż w postaci wieloryba.Jego ojciec zatem chętnie i bez żadnego oporu rozmawiał na temat swojego syna.- Sądzę, że tę tajemnicę mogę pani zdradzić - rzekł z uśmiechem.- Mój syn poinformował mnie kiedyś, że poznał pewną dziewczynę.Na tym zakończył swoje zwie­rzenia, ale niedawno wrócił do nich i opisał mi tę dziewczy­nę, przy czym muszę przyznać, iż trafność jego spostrzeżeń napełnia mnie ojcowską dumą.Scharakteryzował panią do­skonale, najlepszy dowód, że od razu panią rozpoznałem.Tereska powstrzymała się od pytania, gdzie ten syn teraz przebywa i co robi, wiedziała bez żadnych wątpliwości, że spotka go i zobaczy we właściwej chwili.Jaka by to miała być chwila i na czym powinna polegać jej właściwość, nie zastanawiała się wcale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •