[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odpowiedział spojrzeniem, które dobrze już poznała, lekceważącym, może nawetpogardliwym.Tym razem jednak parsknął przy tym śmiechem. Gdzie mielibyśmy zagrać? zapytał, zataczając dłonią krąg. Tutaj? W moich komnatach. W twoich komnatach. Potrząsnął z niedowierzaniem głową. W moim pokoju wypoczynkowym uściśliła. Albo w salonie dodała po chwilinamysłu, choć wzdragała się na myśl o graniu z niewolnikiem w miejscu dostępnym dlawszystkich domowników.Arin oparł się o kowadło i zamyślił. Twój pokój wypoczynkowy mi odpowiada zdecydował. Przyjdę, gdy skończę tenmiecz.W końcu mam teraz przywileje domowej służby, nieprawdaż? Może pora zacząć z nichkorzystać. Nagle zamilkł, a jego spojrzenie skupiło się na jej twarzy.Kestrel poczuła sięnieswojo.Gapił się.Po prostu się na nią gapił. Masz brudny policzek oznajmił, po czym wrócił do pracy.Pózniej, w pokoju kąpielowym, Kestrel sama to zobaczyła.W chwili, gdy bursztynoweświatło popołudniowego słońca oświetliło jej twarz, dojrzała w lustrze to, co wcześniej widziałArin, a jeszcze wcześniej Lirah, która chciała jej nawet powiedzieć& Ledwie widoczna smugabrudu ciągnęła się od jej wysokiej kości policzkowej, ciemniała na policzku i przechodziła aż naszczękę.To był odcisk dłoni.Cień pozostawiony przez brudną dłoń jej ojca, gdy pogładził ją potwarzy, by przypieczętować ich umowę. 12ARIN SI WYKPAA.KIEDY KESTREL DOSTRZEGAA GO W KORYTARZU, miałna sobie porządne ubranie i wyglądał na rozluznionego.Wszedł do pokoju bez zaproszenia,odsunął krzesło od stołu, przy którym siedziała, i zajął miejsce nieopodal.Kiedy niedbale oparłręce o blat i wygodniej rozparł się na siedzisku, uznała, że wygląda, jakby był w domu.Jednak tak samo wyglądał również w kuzni.Przestała się gapić i skierowała wzrok naplanszę do gry.Dotarło do niej, że Arin ma prawdziwy dar: przedziwną umiejętność czucia się namiejscu w przeróżnych sytuacjach.Zastanowiło ją, jak ona dałaby sobie radę w jego świecie. To nie jest pokój wypoczynkowy zauważył nagle Arin. Och? Kestrel przemieszała sztony. A ja myślałam, że właśnie odpoczywamy.Uśmiechnął się kącikami ust. To gabinet.A raczej wyciągnął sześć sztonów to był gabinet.Kestrel postanowiła nie okazywać zainteresowania.Nie mogła pozwolić sobie na to, byrozmowa ją rozproszyła.Wylosowała sztony i ułożyła je przed sobą oznaczeniami do dołu. Poczekaj powiedział Arin. O co gramy?Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, po czym wyciągnęła z kieszeni sukni małedrewniane pudełko.Arin ujął je w dłoń i potrząsnął nim lekko, nasłuchując, jak jego zawartośćpostukuje. Zapałki mruknął, odkładając je na stół. Niezbyt wysoka stawka.O jaką stawkę mógł jednak grać niewolnik nieposiadający żadnej własności? Pytanie todręczyło Kestrel od chwili, w której zaproponowała tę grę.Wzruszyła ramionami. Może boję się przegrać rzuciła i podzieliła zapałki. Hmmm& skwitował jej słowa Arin.Obydwoje wrzucili część zapałek do puli.Arin ułożył swoje sztony tak, że Kestrel nie mogła dostrzec namalowanych na nich figur.Spojrzał na nie przelotnie, po czym uniósł wzrok i począł przyglądać się urządzonemuz przepychem pokojowi.Kestrel poczuła przypływ irytacji.Nie tylko nie mogła wyczytaćz wyrazu jego twarzy niczego, ale na dodatek zachował się po dżentelmeńsku, dając jej chwilę nazapoznanie się z własnymi sztonami bez ryzyka, że jej wyraz twarzy coś mu zdradzi.Jakbypotrzebowała tych uprzejmości. Skąd wiesz? zapytała. Skąd wiem co? %7łe kiedyś to był gabinet.Nigdy o tym nie słyszałam.Zaczęła ustawiać swoje sztony.Kiedy zobaczyła, co wylosowała, zaczęła się zastanawiać,czy Arin naprawdę chciał być uprzejmy, odwracając wzrok, czy starał się ją sprowokować.Skoncentrowała się na grze, z ulgą konstatując, że wyciągnęła całkiem niezły zestaw.Tygrys (najwyższa figura), wilk, mysz, lis (przyzwoite trio, tylko ta mysz nie pasowała dokompletu) i dwa skorpiony.Lubiła żądła.Wiele osób ich nie doceniało.Zorientowała się, że Arin czeka, aż zwróci na niego uwagę, by odpowiedzieć na jejpytanie.Patrzył na nią. Rozpoznaję to po położeniu tego pokoju w twoich komnatach, po kremowym kolorześcian i malunkach łabędzi.W tym pokoju młoda herrańska arystokratka pisała listy i dzienniki.To bardzo prywatna komnata.Nie powinno mnie tu być. No cóż& Kestrel czuła się dziwnie zakłopotana. Wszystko się zmieniło. Arin zagrał pierwszym sztonem, wilkiem, zmniejszając tym samym szanse Kestrel nadobranie drugiego do pary.Zdecydowała się na lisa. Ale jakim cudem w ogóle rozpoznałeś ten pokój? naciskała. Byłeś wcześniejdomowym niewolnikiem?Drgnął nieznacznie.Kestrel nie chciała go urazić, zrozumiała jednak, że właśnie tozrobiła. Takie gabinety są w każdym herrańskim domu wyjaśnił. Każdy to wie.Mogłaś byłazapytać dowolnego niewolnika.Na przykład Lirah na pewno by ci powiedziała.Wcześniej nawet nie przyszło jej do głowy, że Arin mógłby znać Lirah, a w każdym razienie na tyle, by tak beztrosko wspomnieć jej imię w trakcie rozmowy.No cóż, właśnie to zrobił.Przypomniała sobie, jak dziewczyna bez chwili wahania poinformowała ją, gdzie może znalezćKowala.Zupełnie jakby odpowiedz na to pytanie już wcześniej tkwiła w jej umyśle, jakbyunosiła się na jego powierzchni niczym ważka nad gładką taflą wody.Grali w ciszy, zbijali sztony, dobierali nowe, zagrywali kolejne figury, odzywając sięz rzadka i tylko po to, by podbić stawkę.Nagle dłoń Arina zawisła nad planszą. Przetrwałaś plagę powiedział. Och. Kestrel nie zauważyła, że luzne, rozcięte rękawy jej sukni odsłoniły wewnętrznączęść jej ramion.Musnęła palcami krótką bliznę tuż powyżej lewego łokcia. Tak.WieluValorian zaraziło się w trakcie kolonizacji Herranu. Większości z nich nie leczyli tutejsi medycy. Wciąż patrzył na bliznę.Kestrel opuściła i wygładziła rękawy.Przez dłuższą chwilę obracała w dłoni pionek. Miałam wtedy siedem lat.Nie pamiętam zbyt wiele. Jestem pewien, że i tak wiesz, co się wydarzyło.Zawahała się. To ci się nie spodoba. Spodoba się czy nie, to nie ma nic do rzeczy.Dołożyła kolejny szton, tworząc parę. Moja rodzina dopiero co tu przybyła.Ojciec się nie rozchorował, może miał naturalnąodporność, nie wiem.Zawsze wydawał się taki& taki silny.Rysy twarzy Arina stwardniały. Ale ja i matka byłyśmy bardzo chore
[ Pobierz całość w formacie PDF ]