[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jednak zauważył, że zwy­czajowy kontyngent pracujących na granicy biurokratów wzmocnili mężczyźni w mundurach singapurskiej policji.Zro­zumiał, że w powietrzu wisi coś naprawdę nadzwyczajnego.Nie zastanawiał się nad tym długo.Jego myśli pochłaniały inne sprawy i nie zwracał uwagi na to, co się dzieje dokoła, gdy autobus przejeżdżał powoli nad cieśniną Johor i wytaczał się na autostradę Bukit Timah, by wreszcie wśród bujnej, sta­rannie utrzymanej parkowej zieleni wyspy pomknąć na po­łudnie, ku dworcowi autobusowemu Ban San.Jeśli Kirsten dotarła w końcu do dowodów, jakie miał nadzieję zdobyć po przeszukaniu baz danych komputerów Monolith Technologies, mroczna gra, którą podjął w dniu, gdy się spotkali, miała wkrót­ce dobiec końca.Tylko ile będzie ją to kosztowało? W Monolith będzie skończona.Twarda prawda była taka, że niestety bę­dzie to też koniec ich związku.A przecież zasługiwała na więcej, o wiele więcej, niż osta­tecznie od niego otrzyma.Udało mu się przerwać te rozważania dopiero pod koniec podróży.Wysiadł na przystanku przy Arab Street, przesiadł się do autobusu miejskiego i pojechał do centrum.Pojazdy znowu poruszały się w ślimaczym tempie, tym razem z powo­du zwyczajnego wieczornego szczytu komunikacyjnego.Uznawszy, że pieszo szybciej dotrze do celu, Max wysiadł przy Orchard Road i pobiegł na zachód.Mijał ciągnące się wzdłuż ulicy - niczym nowoczesne kryształowe pałace - lśniące, szkla­ne centra handlowe.W ich fasadach odbijały się ostre promie­nie słoneczne i mimo ciemnych okularów raziły go w oczy.Blackburn skręcił w prawo w Scotts Road i mrużąc oczy w blasku, ruszył w kierunku jeszcze jednego ekskluzywnego centrum handlowego oraz piętrzącej się za nim wysokiej wie­ży Hyatt Regency.Czekała w zwykłym miejscu nieopodal głównego wejścia.Rozpuszczone włosy opadały jej na ramiona.Miała na sobie prostą, jasnobeżową sukienkę.Przyglądała się pojazdom sunącym jednokierunkową jezdnią, prawdopodobnie spodziewa­jąc się, że ujrzy go wkrótce wysiadającego z jednej z taksówek lub autobusów, które płynęły nieprzerwanym strumieniem obok hotelu.Gdy tylko Max zaczai się zbliżać do Kirsten, na­tychmiast zawładnęła nim mieszanina poczucia winy i pożą­dania, która zawsze ogarniała go, kiedy się spotykali.Odda­wała mu się bez wahania, a jego pożądanie było równie silne, lecz nie kochał jej tak jak ona jego.Wyznał Kirsten miłość tylko dlatego, że wymagały tego jego egoistyczne cele.I cho­ciaż wszystkie te kłamstwa i manipulacje profanowały ich nawet najbardziej intymne chwile, zdawał sobie sprawę, że ani na moment nie przestanie kłamać, dopóki nie osiągnie tego, do czego zmierza.a to nawet nie będzie takie trudne.Nie, Boże pomóż mi, w ogóle nie będzie trudne, myślał, zbli­żając się szybkim krokiem do Kirsten.Xiang siedział za kierownicą samochodu dostawczego zapar­kowanego przy wjeździe dla dostawców Hyatta, w górnej części Scotts Road.Niecałe pół godziny wcześniej prawdziwy kierow­ca ciężarówki przyjechał do hotelu z dostawą świeżej bielizny.Teraz jego nagie zwłoki leżały z tyłu, zawinięte w okrwawione obrusy zrzucone z wielkiego stosu bielizny, którą właśnie za­mierzał wyładowywać, gdy Ibanin wynurzył się niespodziewa­nie za jego placami.Krew trysnęła z ucha, przez które Xiang wepchnął sześciocalową igłę kanata.Pirat przekłuł bębenek mężczyzny i wbijając broń kanałem słuchowym w miękką tkan­kę mózgu, zabił go natychmiast w niemal całkowitej ciszy.Biała służbowa kurtka, którą Ibanin ściągnął ze zwłok, upstrzona była na kołnierzyku plamami krwi, poza tym okaza­ła się stanowczo za mała.Xiang był jednak przekonany, że tak długo, jak pozostanie w samochodzie, nikt tego nie zauważy.A jednak z każdą chwilą robił się coraz bardziej niespokojny.Gdzie jest Amerykanin? Nie mógł przecież parkować bez końca przed rampą załadowczą, nie wzbudzając przy tym podejrzeń.Opanowawszy zniecierpliwienie, oparł delikatnie głowę o zagłówek.Chciał sprawiać wrażenie kogoś, kto wypoczywa za kierownicą.I czekał.Jeśli dopisze mu szczęście, zamordo­wany kierowca będzie miał niedługo towarzystwo.Reszta jego zespołu uderzeniowego zajmowała pozycje do­koła hotelu.Dwóch mężczyzn pilnowało drzwi, dwóch stało przed kompleksem Royal Holiday Inn po drugiej stronie ulicy, a czterech rozproszyło się między północnym i południowym narożnikiem Scotts Road.Wszyscy wyglądali podobnie - czarnowłosi, o kamiennym spojrzeniu lodowatych oczu, ostrych rysach oraz skórze koloru wysuszonej na słońcu gliny.Byli silni, dobrze zbudowani, a ich potężne mięśnie prężyły się niczym napięte skórzane postronki.Każdy z nich skrywał jakąś broń pod luźnym, sza­rym ubraniem, które pozwalało im zapuścić się niepostrzeże­nie na polowanie w śpieszący we wszystkich kierunkach tłum.Mrowie ludzi dokoła nie było dla nich żadną przeszkodą.Podobnie jak to, że słońce wciąż jeszcze nie zaszło.Uderzenie w ciemności, na pustych ulicach i przy mniejszym ruchu było o wiele bardziej ryzykowne.W nocy ich ruchy przyciągałyby uwagę tak jak nagłe pojawienie się fal na spokojnej powierzch­ni stawu.W tej chwili hałas i liczni przechodnie zapewniały im znakomity kamuflaż.Kobieta już od jakiegoś czasu stała przed wejściem do Hyatta i spoglądała na ulicę, jakby spodziewała się, że w każdej chwili ktoś do niej dołączy.I o to właśnie chodziło.Już od kilku dni skradali się za nią jak wilki za ofiarą.Dzisiaj miała ich doprowadzić do prawdziwej zwierzyny.To dzisiaj wykona­ją wreszcie robotę, za którą im zapłacono.Kobieta spojrzała w kierunku Orchard Road i jej oczy roz­szerzyły się.Obserwatorzy odnotowali to.Uśmiechnęła się, pomachała ręką.Na jej twarzy pojawił się wyraz zadowolenia i podekscytowania.Prześladowcy zauważyli i to.Podążyli wzrokiem za jej spojrzeniem, niecierpliwi, chcąc jak najszybciej ujrzeć Amerykanina.Wreszcie go dostrzegli.Mimo że mężczyzna, który zmierzał w jej kierunku, nosił lot­nicze okulary przeciwsłoneczne, bez trudu rozpoznali w nim osobnika z fotografii.Uniósł rękę w geście powitania i przy­spieszył kroku.- Max! - zawołała kobieta, schodząc ze schodów.Prześladowcy zaczęli zacieśniać krąg wokół ofiar.6WASZYNGTON18 WRZEŚNIA 2000- Postawmy sprawę jasno, Alex: twój przyjaciel Gordian nie powinien zwracać uwagi na zaniki, ale na klucze.No, prze­stańmy wreszcie nabijać sobie głowę wynalazkami satelitar­nymi tego dupka, bo i tak za tym nie nadążam!U szczytu kariery kontradmirał w stanie spoczynku Craig Weston uważany był za jedną z największych grubych ryb w US Navy.Opinię tę zawdzięczał funkcji głównodowodzącego SUBGRU 2, zespołu grupującego wszystkie uderzeniowe okrę­ty podwodne działające z wybrzeża Atlantyku.Dowództwo oraz centrum szkolenia marynarzy amerykańskiej floty podwodnej znajdowały się w Groton w stanie Connecticut [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • czarkowski.pev.pl
  •